Poniższy tekst stanowi kontynuację artykułu z dnia 04.03.2021 dostępnego tutaj.
Jezus zwrócił godność Zacheuszowi. Celnik już nie był tym, który się ośmieszył wchodząc na drzewo, ale tym, którego spotkał zaszczyt, nobilitacja. Wielu pewnie poczuło ukłucie zazdrości, że do nich Jezus nie wstąpił, więc musieli sobie odbić szemrząc: „Do grzesznika poszedł w gościnę”. Natomiast zadziało się coś jeszcze i to może będzie dla nas wskazówka na Wielki Post. Ta sytuacja nie zakończyła się tylko spojrzeniem Jezusa w głąb serca Zacheusza. To by było nic. Zacheusz nie poczuł tylko wzruszenia w kierunku nawrócenia, nie uronił łezki czy nie wypowiedział pustych słów pokuty bez przełożenia na życie. Zaczął konkretnie działać. Jego nawrócenie było realne, widoczne i pomocne. Oddał POŁOWĘ majątku ubogim. Czy kiedyś moja modlitwa osobista, w której doświadczyłam nawrócenia, spotkania z Jezusem tak owocowała? Żeby oddać połowę? Może kiedyś słyszeliście takie porównania, że gdyby 100 najbogatszych ludzi świata oddało 1% swojego majątku to przestałby istnieć problem głodu na świecie. I taka refleksja: jeju czemu oni tego nie robią, byłoby tak pięknie…. A potem druga refleksja, a może to moje litowanie się nad głodującymi jest jak cymbał brzmiący i to ja powinnam oddać część swojego bogactwa (czy wiesz, że Polska jest w pierwszej jednej piątej najbogatszych krajów świata?). Albo co z tego, że mam poglądy pro life. W zasadzie co to zmienia, że sobie coś tam myślę na ten lub inny temat. A może dosyć wzruszeń serca i czas wspomóc czasem lub swoimi umiejętnościami organizację, która wspomaga kobiety w ciąży, tak realnie, pragmatycznie. Moja wewnętrzne poglądy mało się zdadzą jeśli nie zmienię ich w czyn.
Drugi aspekt nawrócenia Zacheusza to naprawienie win: „a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Jest taki fragment w księdze Kapłańskiej „Jeżeli kto zgrzeszy i popełni nieuczciwość względem Pana przez to, że zaprze się wobec bliźniego tego, co przyjął na przechowanie albo wziął w rękę jako zastaw, albo ukradł, albo wymusił na bliźnim; albo jeżeli kto znalazł rzecz zgubioną i zaparł się tego, albo jeżeli złożył fałszywą przysięgę, dotyczącą jakiejkolwiek rzeczy, przez którą człowiek może zgrzeszyć – otóż kto tak zgrzeszył i stał się przez to winnym zadośćuczynienia, powinien oddać to, co ukradł, albo co wymusił, albo co wziął na przechowanie, albo rzecz zgubioną, którą znalazł, albo tę rzecz, co do której złożył fałszywą przysięgę – zwróci mianowicie całkowitą wartość tej rzeczy, dodając do niej jeszcze piątą część wartości. Powinien to oddać właścicielowi tego samego dnia, kiedy będzie składał ofiarę zadośćuczynienia.” (Kpł 5,21-24) Zacheusz publicznie przyznaje się, że ukradł, że jest złodziejem, w dosłownym tłumaczeniu, że „wymusił”. Tylko przyznanie się do grzechu spowoduje nawrócenie i tylko wyznanie go przed Bogiem może być przebaczone. W tamtych czasach wyrazem szczerego nawrócenia i chęci naprawienia win było oddanie ukradzionej rzeczy i dodanie 1/5 jej wartości. Zacheusz widać nie zmienił charakteru, znowu łamie zasady tylko teraz w innym, dobrym kierunku – zamiast 1/5 dodaje skrzywdzonemu poczwórnie! Chyba najtrudniejszym punktem dobrej spowiedzi jest dla mnie ten ostatni, czyli właśnie zadośćuczynienie.
Mam ostatnio taką refleksję, że my chrześcijanie, mamy takie słowo wytrych „pomodlę się za ciebie”. Mówimy, piszemy często tak znajomym, bliższym i dalszym, gdy coś się u nich dzieje trudnego. I super, ale pod warunkiem, że nie jest to tylko takie przyklepanie własnego sumienia. Jak obejście pobitego przez kapłana w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Może on też pomyślał, że się za niego pomodli. W dzienniczku świętej Faustyny jest napisane, że najpierw trzeba wesprzeć potrzebującego czynem, gdy to jest niemożliwe to słowem, a gdy i to jest niemożliwe to modlitwą. Czyli oddać część majątku, czyli pójść i pomóc, czyli zadzwonić i stracić czas i rezerwy psychiczne, żeby wysłuchać czyjegoś narzekania itd. Żeby nie zasłaniać się pobożnym „pomodlę się”, żeby nie być gorszym niż niewierzący, którzy nie mają takiego wytrychu, więc może są bardziej pragmatyczni i konkretni w pomaganiu, żeby nie przypudrowywać grzechu zaniedbania. Niedawno słyszałam na kazaniu, że grzech zaniedbania jest najgorszy, bo inne widać, może je ktoś zauważy, zwróci nam uwagę, łatwiej je nazwać i się od nich odwrócić. A zaniedbanie? Łatwo się wślizguje w naszą codzienność. Dlatego Jezus mówi: zejdź z drzewa, zejdź z obłoków, chcę przyjść dzisiaj do Ciebie. Natychmiast chcę się z Tobą spotkać, aby Twój dom miał udział w zbawieniu.
Na dzisiaj tyle. Dość trudno i niewygodnie, ale jak się nie nawrócimy pogardzą nami tylko. Na pocieszenie – następny tekst o Zbawieniu.