I obiecuję ci, że nie spocznę, dopóki nie wypełnię Swojej obietnicy – cz. 1

Czy zdarzyło ci się czekać na coś w życiu bardzo długo? Na tyle długo, że przestałeś wierzyć, że coś w twoim życiu może się zmienić, że jakaś trudna sytuacja może się rozwiązać, że twoje życie może wyglądać inaczej niż do tej pory – tak, jak byś tego chciał? 

Czy zdarzyło ci się w związku z tym uznać, że zmiana już jest niemożliwa, że to, czego oczekujesz, czego pragniesz, już się nie wydarzy? 

Może czasem myślisz: “Już za późno, czekam już tak długo – może Bóg nie chce tego dla mnie. Jestem już za stary, najlepsze lata mam już za sobą, za późno już na zmiany. Inni mają lepsze względy u Boga niż ja”.

I co wtedy czujesz? Jakie emocje rodzą się w tobie? 

Czy wierzysz pomimo wszystko i nie poddajesz się, idziesz z pod prąd życia i walczysz do końca? Wierzysz w to, że Bóg jest Bogiem spełnionych obietnic i chce błogosławić twoje życie? 

Czy też poddajesz się? Popadasz w marazm, zwątpienie, zniechęcenie, rozgoryczenie, smutek i żal? Z zazdrością patrzysz na innych, których życie jest pełne Bożej łaski i błogosławieństwa – w twoim mniemaniu.

Znam te uczucia osobiście. Doświadczyłam większości z nich. I po ludzku pewnie w kilku sytuacjach już bym się poddała. Ale…

Jest ON, Bóg, który mówi, że kocha, a Jego myśli o nas są pełne dobra i pokoju. 

Bóg jest Bogiem spełnionych obietnic i Bogiem, który współdziała we wszystkim z ludźmi, którzy Go miłują, dla ich dobra. Bo jak mówi Słowo Boże: 

„Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru” Rz 8,28

Wiele razy zdarzyło mi się upaść, zwątpić w wierze, „boksować się” z Bogiem. Wyrzucać Mu, że On nie działa, że zwleka, że każe czekać, że inni już mają, a ja nie. To „najgorszy” moment, aby odwrócić się od Boga, przestać Mu ufać i zacząć żyć po swojemu, bez wiary w Bożą przychylność. Zdarzyło się to też tobie? I co wtedy? Co potem? Jest wiele możliwości, wiele dróg wyboru…

Jednak…

Ja mówię Mu wtedy: „Chcę zaufać Ci na nowo”. Choć to nie zawsze przychodzi z łatwością. A tak naprawdę z biegiem czasu może być coraz trudniejsze. 

Jako dziecko każdy z nas pewnie nieraz doświadczył zawodu, żalu do rodziców, że nie dają nam tego, czego chcemy, że nie spełniają naszych wszystkich zachcianek, że robią inaczej, niż byśmy oczekiwali. Jednak kiedy dorastamy, a może nawet mamy własne dzieci, patrzymy na to inaczej. Przychodzi świadomość, że w większości sytuacji rodzice robią to, bo nas kochają i chcą naszego dobra, i oni jako dojrzali dorośli wiedzą, co nam posłuży, a co nie, co jest dla nas dobre na dany moment w życiu. I dlatego po chwilach płaczu, uczucia żalu, dziecko na nowo wraca do rodziców. Tuli się do nich, uśmiecha, bo wie, że tata i mama je kochają, nawet jeżeli nie mają tego, co chcieli.

Podobnie jest z Bogiem. Wiem, że nikt nie kocha mnie bardziej niż On, że nikomu nie zależy na mnie tak bardzo jak Jemu, że On chce mojego dobra i chce mi błogosławić. W chwilach kryzysowych trudnych warto tę prawdę ogłaszać na głos, uchwycić się jej, aby móc zwycięsko przejść przez momenty ciemności, zwątpienia, niewiary, braku cierpliwości i zniechęcenia. Świadomość tego jest ważna, ale jest ona możliwa, jeżeli systematycznie próbujemy budować relację z Bogiem, naszym Ojcem: kiedy słuchamy, co mówi do nas na modlitwie czy przez innych ludzi, gdy czytamy Słowo Boże, w którym On objawia nam swoją wolę wobec naszego życia. 

To jest moje koło ratunkowe. 

To jest to, czego się chwytam w chwilach zwątpienia i co pozwala mi za każdym razem podnieść się na nowo, uwierzyć na nowo, zaufać na nowo, ogłaszać na nowo Boże obietnice. Wiem, że po ludzku nie znalazłabym już w sobie siły ani determinacji, by cieszyć się w pewnych sytuacjach czymś, czego nie ma, nie widzę, nie doświadczam. 

Bóg naprawdę widzi nasze serce. On naprawdę wie, co się w nim dzieje, zna nasze pragnienia, potrzeby, i On jest w tym z nami. Niedawno gdy, w przypływie melancholii zaczęłam wołać do Boga o pomoc, o rozwiązanie, o Jego działanie, On już w momencie mojej modlitwy biegł ze swoją odpowiedzią i zapewnieniem, że o mnie pamięta, a moje sprawy są dla Niego ważne. Otrzymałam przez kogoś wiadomość, a w niej słowa Jezusa, których treść jest chyba sednem wszystkiego, co potrzebne, aby trwać w radości oczekiwania na Boże obietnice – „CZEKANIE, UFNOŚĆ, NADZIEJA”. 

Bóg pragnie, abyśmy oczekiwali Jego działania w pokorze i cierpliwości, w zaufaniu, że On wie, jak działać i abyśmy nigdy nie tracili nadziei, że Jego obietnice są wiarygodne, że Jego słowo jest prawdziwe i skuteczne. I choć po ludzku coś wydaje nam się niemożliwe, nieosiągalne, to dla Niego nie ma żadnych przeszkód, aby nasza modlitwa doczekała się realnego wypełnienia w naszej codzienności. 

Tymczasem Bóg mówi w Swoim Słowie:

„Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu, a On sam będzie działał” Ps 37,5

Bóg pragnie z naszej strony pełnego zaufania i poddania się Jego prowadzeniu w dochodzeniu do Bożych obietnic. Chce nam powiedzieć, że On wie, co dla nas jest dobre i czego potrzebujemy i On ma najlepszy plan na nasze życie. Jeżeli coś nie dzieje się w danym momencie, to znaczy, że to nie jest ten czas, że jeszcze czegoś tu trzeba. Z perspektywy czasu i minionych doświadczeń wiem już, jak ważne jest to zaufanie i ciche przyjęcie w sercu zgody na Boże prowadzenie. Chodzi też o to, aby oczekiwanie na realizację Bożej obietnicy nie stało się naszym głównym celem życia, najważniejszym elementem dnia, wokół którego krążą wszystkie nasze myśli, skupiają się wszystkie nasze emocje. Bo to nie tylko nie pomaga w realizacji naszych pragnień i modlitw zanoszonych do Boga, ale paradoksalnie może stać się przyczynkiem do tego, że zamiast zbliżać się do celu, będziemy się od niego oddalać, gdyż nasze zniecierpliwienie, frustracja, zniechęcenie spowodują, że nie będziemy potrafili realnie spojrzeć na rzeczywistość, w której Bóg stawia nas każdego dnia, nie widząc bądź nie doceniając możliwości, szans i okazji, które nam daje, aby właśnie to, na co czekamy stało się rzeczywistością naszego życia. 

Bóg jednak jest wierny Swojemu Słowu i On nie zapomina o tym, co nam obiecał. 

„A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą  w Synu. O cokolwiek prosić mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię” J 14,13

Dlatego jeżeli Bóg, tak jak mnie, złożył ci jakieś obietnice dla Twojego życia, to chcę cię zachęcić, aby na nowo Mu zaufać i na nowo w nie uwierzyć. Może tą obietnicą jest małżeństwo – znalezienie dobrego męża czy dobrej żony – dar potomstwa, uzdrowienie, zmiana pracy, nawrócenie członka rodziny. Może czekasz na coś, czego nigdy nie doświadczyłeś i wydaje ci się to już po ludzku niemożliwe, nieosiągalne. Jeżeli tak, to Bóg daje nam słowo:

„Przez wzgląd na śmierć Swojego Syna Jezusa Chrystusa, Ja wypełnię obietnice, które ci dałem”.

To jest słowo, które pozwala mi każdego poranka powitać nowy dzień, które pozwala mi odnaleźć wciąż radość i nadzieję, kiedy przychodzi kolejny czas zwątpienia i zniechęcenia i uczy całkowicie ufać Bogu, że życie jest największym darem, jaki mam od Niego, również w tej drodze dochodzenia do urzeczywistnienia się Bożych obietnic w odpowiedzi na moje modlitwy. 

Być może teraz jest dobry moment na to, aby na nowo powrócić do Bożych obietnic, po raz kolejny  na  spokojnie przyjrzeć się im w sercu i odkryć w sobie radość z oczekiwania na nie. 

Dla mnie osobiście obecny czas w liturgii Kościoła jest szczególnym momentem ponownego zwrócenia swojego wzroku na kochającego Boga, który pragnie mojego dobra i dotrzymuje swoich obietnic. Obchodzone niedawno Święto Zmartwychwstania Pańskiego oraz Niedziela Miłosierdzia Bożego prowokują serce do tego, aby z jeszcze większą niż dotychczas wiarą uchwycić się Boga i Jego słowa, które na nowo budzi nadzieję, przynosi pokój i radość oczekiwania na cuda, które Bóg chce czynić w naszym życiu z miłości do nas. Zmartwychwstały Chrystus jest najlepszym gwarantem, że to, co mówi do nas Bóg jest prawdą, że Jego słowo ma moc urzeczywistnić się w naszym życiu, że wszystkie Jego obietnice są wiarygodne. A Boże miłosierdzie każe nam wierzyć, że dobroć Boża jest niezmierzona i potężniejsza od wszelkich przeszkód, które stają na drodze do doświadczenia Bożej przychylności, błogosławieństwa i łaski w naszym życiu. W naszym niestabilnym świecie, pełnym wielu niewiadomych i trudnych wydarzeń napawających niektórych ludzi coraz większym lękiem, Bóg pragnie być tą jedyną prawdziwą nadzieją dla naszego życia. Nadzieją, która ma ostatnie słowo, nadzieją, która nie gaśnie i potrafi ożywić umarłe, przywrócić do życia nasze pragnienia, plany, marzenia. On jest nadzieją tam, gdzie nie ma nadziei, jest nadzieją wbrew wszelkiej beznadziei. 

Niech słowo Boże daje nam każdego dnia tę pewność, że: 

Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją” Jr 17,7

A ta nadzieja niech wynika z faktu, że: 

„Syn Boży, Chrystus Jezus (…) nie był „tak” i „nie”, lecz dokonało się w Nim „tak”. Albowiem ile tylko obietnic Bożych, wszystkie są „tak” w Nim.” 2 Kor 1, 19-20a