Marta

Chciałabym dziś zachęcić Cię do bliższej znajomości z kolejną kobietą z Biblii. O kim mowa? Oto Marta mieszkająca w Betanii, jedna z trójki rodzeństwa. Siostra Marii i Łazarza. Ta kobieta, może wzbudzać wiele emocji, szczególnie wśród Czytelniczek. Już prawię widzę i słyszę ten głęboki wdech Czytelnika i pewne znudzenie. Ech… . Znowu Marta. Pouczanie.

Cóż, zgodzicie się ze mną, że Marta to najczęściej „wytykana” kobieta w kościele? Nawet o cudzołożnicy nikt nie mówi tyle w kościele, a już na pewno nie wzbudza ona tyle emocji wśród kobiet, choć jej przykład odnosi się również do ciebie Czytelniku płci męskiej. Myślę, że gdyby Marta i jej siostra Maria, żyły dziś we współczesnym świecie, to miałyby dwa fankluby. Fanklub Marty, bardzo pragmatyczny, poukładany i bardzo aktywny, gdzie wszystko jest zaplanowane i na czas podane. Kibicujący Marii to zwłaszcza te, uduchowione kobiety, potrafiące wybrać najlepszą cząstkę we właściwym momencie. Myślisz, że mężczyźni mają z tym mniejszy problem? Bo co? nie ogarniają spraw kuchennych? No zdecydowanie mniej, ale ich zagospodarowanie czasu jest mocno wypełnione innymi „niezbędnymi obowiązkami”. I piszę to bez jakiejkolwiek złośliwości, bo z jednej gliny jesteśmy ulepieni.

Myślę, że jest też spora część Czytelniczek, które sfrustrowane i zniechęcone patrzą na siebie, bo chciałyby być Marią i wreszcie przestać wpisywać się w postawę drugiej siostry. Zamotałam? Może troszkę, prowokacyjnie, popychając  do zajrzenia w głąb własnego serca, by odkryć tam swoje prawdziwe uczucia i to co o sobie same myślimy. Tak, bardzo chcę, byśmy teraz razem odbyli podróż po maleńkim fragmencie Biblii i potem zajrzeli odważnie w swoje serce. 

Betania, wioska w odległości 3 km od Jerozolimy. Tam mieszkają przyjaciele Jezusa. Marta jest tą, o której czytamy „… Jezus miłował  Martę…”.(J11,5a). Po raz pierwszy spotykamy ją w Ewangelii św. Łukasza, gdy Jezus podczas swej podróży, wstąpił do ich wsi, do Betanii i Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu”. (Łk 10,38b). I tu zaczyna się kłopot, ponieważ ona jedyna z trójki rodzeństwa poczuła obowiązek gościnności jaki na nią spadł. Zaprosiła gościa, a właściwie gości, bo przecież Jezusowi towarzyszyli uczniowie. Hmm, 12 uczniów, Jezus i co najmniej trójka rodzeństwa (bo nie wiemy czy mieszkali sami w domu), to już całkiem spora gromada. Któż z nas jeśli zaprosi do domu gości, nie wie, że trzeba im podać coś do picia i jedzenia. Skoro byli w podróży, należało ich posilić. Mam rodzinę na bardzo odległej wsi i kiedy ich odwiedzam, zawsze na stole szybko pojawia się herbata i posiłek. A kiedy staram się w ciągu najbliższych dni odwiedzić pozostałych członków rodziny, to choć moja podróż już nie jest ani długa ani męcząca, rytuał się powtarza. Gościnność to piękny i dobry zwyczaj. Wszak Abraham gdy w południe siedząc u wejścia do swego namiotu, zobaczył pod dębami Mamre, trzech mężów przed sobą, przyniósł wodę do obmycia i szybko polecił przygotować dla Nich poczęstunek (Rdz 18,1-8). Marta postąpiła wg zwyczaju gościnności. Zgadzasz się? Jednak jako kobieta o temperamencie raczej cholerycznym, przeżyła „skok ciśnienia”, gdy zauważyła, że ukochana siostra zamiast jej pomóc, siedzi i przysłuchuje się opowieściom głównego Gościa. A przecież przed Nim należało wypaść najlepiej. Dla Niego i przez Niego te wszystkie starania, by miał dużo dobrego a może najlepszego posiłku. Czytamy „krzątała się wokół rozmaitych posług” Łk 10,40a. 

Jedzenie, picie, nakrycia, miejsca, czy to już rozmaite posługi? Sama? Dla 15 osób? Co czujesz gdy o tym myślisz? Bądź przez chwilę, tym, który zaprosił do swego domu tylu gości, a wśród nich Tego Najważniejszego. Wyobraź sobie przez moment siebie w takiej sytuacji. Czujesz te emocje? Odłóż na moment to co wiesz dziś, znając dalszy ciąg tego opowiadania. Pomyśl, jak się zachowasz? Rozlokowujesz ludzi, odpowiadasz na pytania gdzie łazienka, dajesz czyste ręczniki, pytasz kto wody, a kto kawy czy herbaty i jednym uchem słuchasz co mówi Twój Najważniejszy Gość, a drugim pytań pozostałych. I w tym wszystkim twoja siostra siedzi bezczynnie. I jak? Czy już poczułeś skok adrenaliny? Bo ja tak. Przygotujmy wszystko to razem a potem razem słuchajmy! Czy tak byś pomyślała? Wciąż się w tym odnajduję. Ale nasza bohaterka, Marta, poszła w emocjach dalej, bo już nie do samej siostry zawołała (może jej twarz mówiła że jest „jakby w innym świecie?”), ale do Jezusa: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła” (Łk 10,40b). Aż wyczuwa się tu wykrzyknik (!).

Myślę, że poczuła wściekłość, skoro wybrała taką metodę. Jej impulsywność musiała znaleźć ujście. Niestety, nie tylko nie uzyskała wsparcia, pomocy, ale usłyszała głośne pouczenie, że wybór siostry jest słuszny. Uff… gorąco, przykro. Nie jest opisana reakcja Marty, a przecież musiała zaistnieć. Myślę, że Marta mogła na chwilę opuścić dom, by poprzez łzy rozładować swoje uczucie złości, zawodu i upokorzenia. To dobry sposób na oczyszczenie serca z natłoku mocnych emocji. Bezsilność często sprawia, że możemy wypłakać nadmiar kłębiących się uczuć, po to, żeby móc zacząć myśleć. Wtedy mogła zobaczyć, że jednak wyszedł jej „przerost formy nad treścią” i że upokorzyła swoją siostrę przed gromadą gości, a szczególnie przed tym Najważniejszym. Emocje… Jak bardzo mogą nam utrudnić życie kiedy puścimy je na żywioł, i jak bardzo mogą nam być pomocne w życiu. Jak smutno by było bez wyrażania radości, empatii. Jakie spustoszenie potrafi zrobić w życiu człowieka, wychowywanie się w domu zimnym, z zamrożonymi emocjami, gdzie nikt nie przytula, nie wyraża w zdrowy sposób niezadowolenia, złości, ale i pochwał, uznania. Poczuj dziś swoje emocje, pozwól sobie na to, przeżyj je tak, by nikogo nie skrzywdziły (emocje Marty skrzywdziły jej siostrę, Marię, przez głośne zawołanie do Jezusa, Łk 10,40b). A jeśli masz powyżej kokardek jak Marta, pozwól sobie na łzy i wyżal się po cichu Panu.

Marta jest mi bardzo bliska. Odnajduję się w niej. Zwłaszcza, że to nie koniec tej historii. Marta wchodzi ponownie na scenę historii biblijnej, kiedy jej ukochany brat Łazarz zaczyna chorować. Razem z siostrą Marią, wzywają na pomoc Jezusa pisząc wiadomość „Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz” J 11,3b. Wiedzą obie, że Jezus ma moc uzdrawiania, więc liczą, że przez wzgląd na ich przyjaźń, pomoc nadejdzie szybko. I znów moc emocji. Rozczarowanie, zawiedzenie, niezrozumienie, ból, żal… . Nie tak miało być.

Marto co zrobisz teraz ze swoimi emocjami? Niezrozumienie, nie wiesz co zrobić? Oszołomienie? Jest tego zbyt wiele, zbyt to wszystko bolesne… Słyszysz, że Jezus idzie, więc wybiegasz z domu. Ten temperament przecież nie pozwoli ci usiedzieć w domu, tylko w żałobie i w opłakiwaniu. Wybiegasz więc na spotkanie, by wyrzucić z siebie te wszystkie pytania, które kłębią się w duszy. „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł.”J11,21. 

Marta odważyła się wylać swoje uczucia przed Tym na którego liczyła, któremu ufała. Myślę, że właśnie dlatego, zaraz potem mogła powiedzieć „Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga” J11,22. Kiedy jej serce wylewa żal, zawód, na nowo może w nim pojawić się wiara i nadzieja. 

Czy znasz Czytelniku te zmagania ze swoimi uczuciami zawodu w stosunku do Boga? Kiedy nie wiesz co z nimi zrobić, bo przecież nie wypada powiedzieć Jezusowi, że się rozczarowałeś Jego reakcją. To niepoprawnie, niepolitycznie. Ile razy dałeś się nabrać na taki scenariusz poprawności i tłumienia emocji? Ile razy chciałeś wykrzyczeć swój ból, ale „coś” mówiło ci, że tak nie można?

Pamiętam taką sytuację ze swojego życia, gdy walczyłam o bardzo ważną sprawę dla rodziny. Porażka, za porażką doprowadziła mnie do miejsca, gdzie wykrzyczałam wśród łez Jezusowi, że już nie mam nadziei. Kiedy łzy się lały, a moje emocje wychodziły rzędem przed oblicze Pana, usłyszałam w sercu, że właśnie teraz złodziej okrada mnie z nadziei. Szok! Gdybym usłyszała, że mam nie oddawać nadziei, to pewnie bym sobie podyskutowała z Najwyższym, ale złodziej mnie okrada??! Ogarnęła mnie wściekłość. Jakim prawem! Nie pozwalam! Za nic! Łzy przestały płynąć, burknęłam ok, zrozumiałam, dziękuję i … moje emocje poniosły mnie dalej do walki ze zwiększoną świadomością obecności Pana i Jego darów. Walka został wygrana, bo Pan był z nami. 

Marta też wygrała. Doświadczyła razem z siostrą współczucia Przyjaciela, który zapłakał nad ich żalem i bolącymi sercami. Zobacz razem ze mną tę scenę

„Gdy więc Jezus ujrzał jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: «Gdzieście go położyli?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, chodź i zobacz!». Jezus zapłakał.” (J 11,33-35) Niesamowita scena, w której widzimy ludzkie emocje Pana. Wzruszenie, empatię, zrozumienie. Zaopiekował w ten sposób uczucia swoich przyjaciół, choć wiedział jaki będzie dalszy ciąg tej historii. Nie powiedział, nie becz, nie maż się, bądźcie dzielne, bo za chwilę zobaczycie Chwałę Bożą, więc uspokójcie się! 

O nie! Nasz Pan jest Bogiem bliskim, współczującym i chce, byśmy wylewali nasze serca przed Nim. On sobie poradzi z naszymi emocjami, w odróżnieniu od nas. Chce naszej szczerości i autentyczności. Odwdzięczy się pokojem, nadzieją, miłością i wiarą. Bóg to prawdziwy Przyjaciel.

Więc jak Czytelniku? Czy czujesz się zachęcony do przeglądu swego serca? Nasze samochody oddajemy na coroczny przegląd, by sprawdzić czy możemy bezpiecznie jeździć. Jeszcze troszkę Wielkiego Postu przed nami, warto zrobić przegląd swojego serca, by sprawdzić czy bezpiecznie możemy podróżować drogą wiary. 

Życzę i Tobie i sobie, udanego przeglądu. Niech św. Marta nam patronuje, byśmy w szczerości najpierw przed sobą a potem przed Panem, wylali swe serca i na nowo zostali napełnieni wiarą, nadzieją i miłością.