Rekolekcje

Ef 1, 3
„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa; On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie.”
 
Dobry mąż pozwolił mi pojechać samej na wymarzone rekolekcje weekendowe. Co znaczy że został z 4 córkami i psem (też dziewczyną), co samo w sobie świadczy o jego świętości 😇 .
Dobry Bóg zesłał mi świetną towarzyszkę do podróży prawie 300 km w jedną stronę.
Na rekolekcjach było tak jak miało być, albo i piękniej. Doświadczyłam zanurzenia w obecności Bożej, umocniłam się w decyzji o zmianie pracy, bo dzieci już mają serdecznie dość 24-godzinnych dyżurów w szpitalu, widziałam znaki mocy Bożej.
Potem trzeba było wrócić. Co po powrocie? Walczę, żeby nie dać się okraść z owoców, bo diabeł to złodziej. Mam nowe siły, nowy zapał do modlitwy. 
Znowu nastawiłam budzik na pół godziny wcześniej, aby spędzić czas z Panem. Siedząc u fryzjera uwielbiam Go po cichu. Podczas porannych kłótni o strój gimnastyczny wołam do Niego o ratunek, a On posługuje się moim kochanym mężem. Na razie mam więcej cierpliwości dla dzieci.
Proszę Go o wytrwanie. Stałość w postanowieniach jest dla mnie trudna. Ale  walczę 🙂.
 
Co z tego wszystkiego wynika?
To, że warto było pojechać na rekolekcje sam na sam z Panem. Niby oczywiste, ale w perspektywie pracującej mamy, która i tak dość często zostawia dzieci na noc już nie tak bardzo. Moja towarzyszka podróży powiedziała, że obowiązkiem matki i żony jest znaleźć czas na rekolekcje, aby być lepszą dla swojej rodziny… Żeby dawać trzeba być napełnionym. Kiedy ktoś to mówi brzmi logicznie, ale w odniesieniu do siebie już niekoniecznie 🙂.  A jednak życie weryfikuje, że miało sens. Pojadę znowu, może za rok, aby zostawić wszystko i spędzić czas z Nim.