Sara

Zatrzymała mnie Saraj i jej historia. Znasz ją? Na pewno, bo to głośna sprawa. Choć wydarzyła się przed tysiącami lat, wciąż o niej głośno. Często myślę o kobietach biblijnych i coraz bardziej lubię się im przyglądać. Niby są takie inne od nas, współcześnie żyjących, ale gdy pozwalam sobie na refleksje i spędzam troszkę czasu z nimi, to odkrywam, że miały podobne problemy, marzenia, tęsknoty. I choć warunki w jakich żyły są nam zupełnie obce, stają się znajome i bliskie. Zobaczmy co takiego możemy odkryć w historii Saraj. Ta historia jest długa, dość zawiła, ale niezwykle ciekawa. Mam nadzieję, Czytelniku, że wybaczysz mi długi tekst.

Kim jest Saraj? Wiemy, że to żona Hebrajczyka Abrama, oboje są bohaterami Starego Testamentu. Jej mąż Abram, na głos Boga wyrusza z Ur chaldejskiego, pozostawiając swoich krewnych (towarzyszy mu tylko bratanek Lot).  Wyruszając w nieznane, zabiera swoją żonę Saraj oraz cały swój dobytek. Nie mam zamiaru opisywać całej ich historii, bo pozbawiłabym Cię, Czytelniku, radości z odnalezienia ich w Biblii. Jednak jest kilka momentów w życiu małżeńskim Saraj i Abrama, które mogą być dla nas żyjących w tak już odległych czasach, wciąż pomocne. Myślę, że wiele z nas kobiet, może odnaleźć w swoich uczuciach, to co wtedy przed wiekami czuła i przeżywała Saraj.

To małżeństwo ma poważne trudności. Są bezdzietni. No ale czy to od razu problem? Podobnie jak Ty, znam sporo małżeństw, które nie posiadają potomstwa. Nie wiem dlaczego, nie koniecznie muszę wiedzieć. Niektórym z nich, na ich wyraźną prośbę, towarzyszyłam w modlitwie o poczęcie dziecka. Część z nich ma już „owoce” biegające po domu, nawet nie w pojedynkę, ale z rodzeństwem. Dane mi było doświadczyć ich bólu, niejednokrotnie głęboko schowanego. Mówili o braku delikatności rodziny, znajomych, a nawet księży pytających „a dlaczego jeszcze nie macie dziecka?” Rodziło to kolejne rany, na i tak już połamanym sercu. Saraj i Abram jako małżonkowie, cierpieli jeszcze bardziej. Zapytasz – czy można bardziej? Ból to ból, brak potomka tak samo musi boleć, bez względu na to, kiedy się żyje. Dużo w tym racji, choć sprawa jest bardziej złożona. Dziś wiele par dość skutecznie stawia granice ciekawskim. Wtedy nie było takiej możliwości. O tym po prostu mówili wszyscy! Dziś mamy możliwości badań i leczenia, a wtedy pozostawała modlitwa i zgoda na to, co jest. I tak jak współcześni, tak i ludzie ST spotykali prześmiewców, szyderców, wszystko wiedzących i oskarżycieli. Może tylko warto podkreślić, że dziś ta grupa jest stosunkowo mniejsza, a na nie wykwintne żarty, czy pseudomądrości można się odwrócić, odpowiedzieć nawet ostrą ripostą. Za czasów Saraj i Abrama niepłodność oznaczała porażkę życiową – uważana była za brak Bożego błogosławieństwa a nawet za karę Bożą. Dlaczego? To był swoisty rodzinny interes. Rodzina (bardzo szeroko rozumiana) była dla siebie wsparciem. Każdy potomek był skarbem, nowymi możliwościami rodziny. W Psalmie (127,3-5), znajdziemy odpowiedź:

Oto synowie są darem Pana,
a owoc łona nagrodą.
 Jak strzały w ręku wojownika,
tak synowie za młodu zrodzeni.
Szczęśliwy mąż,
który napełnił
nimi swój kołczan.
Nie zawstydzi się, gdy będzie rozprawiał
z nieprzyjaciółmi w bramie.”

Widzisz? Taka była rzeczywistość przez wieki (choć i dziś w wielu narodach dzieci są skarbem), taka mentalność żyjących wtedy ludzi. Czy teraz rozumiesz, dlaczego wtedy cierpienie było większe? Saraj niestety nie mogła napełnić “kołczanu swego męża”. Jej łono było zamknięte. Kobiety z rodzinnego klanu miały prawo okazywać jej mniejszy szacunek, uznawać ją za kobietę drugiej kategorii, bo w przyszłości dzieci tych kobiet musiałyby się zatroszczyć o nią i jej męża. Niestety, na subtelność w tym temacie, nie mogła liczyć. Twardo stawiano sprawę – albo jesteś płodna i twoje dzieci kiedyś będą pracowały w rodzinie, albo kiedyś będziesz ciężarem dla całej rodziny. Przyznacie, że to duży kaliber problemu? Zastanawiam się co mogła czuć Saraj? Jakie myśli gościły w jej głowie? Spróbujmy choć na chwilę zatrzymać się przy niej, usłyszeć jej wzdychanie, ogromny lęk, tęskne spojrzenia na małe dzieci bawiące się wokół i łzy płynące po policzkach, gdy słyszy śmiech i nawoływania ich matek. Dzień po dniu, razem z mężem, doświadczała bólu niespełnienia, odmienności od innych oraz poczucia braku najważniejszego błogosławieństwa. Mijały lata i wszystko było wciąż takie same. Jak dziś możemy na to patrzeć? Mnie rodzi się mnóstwo pytań, a Tobie? Co bym zrobiła, gdybym była na jej miejscu? Jakbym się zachowała? Może kazałabym wszystkim odczepić się i zajmować swoimi sprawami? Może odwróciłabym się plecami? Niełatwo znaleźć dziś odpowiedź na te pytania, bo przecież nie jestem w stanie wejść w ich rzeczywistość. Pewnym jest, że Saraj nie mogła tak się zachować. Jej jedyną obroną była wierna miłość jej męża. W jego czułości mogła się schować przed urąganiami i wytykaniem palcem. Jakże jej serce musiało krwawić. Była ukochaną żoną, kochała swego męża i chciała dać mu to czego bardzo pragnął. Potomka. Dziecko było niejako przedłużeniem życia ojca i nadawało sens jego istnieniu. Dlatego Saraj bardzo dobrze czuła cierpienie męża, a tym samym jego zawód z powodu braku potomstwa i ciągłego wytykania przez rodzinę. To tylko sprawiało, że jej ból był jeszcze większy. 

Jak myślisz, czy do takiego bólu można się przyzwyczaić? Do takiego wstydu? Chyba można. Z czasem mniej dotyka i powszednieje, a serce jest bardziej obojętne. Gdy Saraj weszła już w określony wiek, wszelkie nadzieje na cud musiały pójść w zapomnienie. Przyzwyczajenie, rezygnacja, poddanie się i akceptacja stanu, w którym nie ma szans na zmianę. Zadaj sobie pytanie Czytelniku, czy znasz to? W jakiej dziedzinie już uznałaś(eś), że tu nie ma szans na żaden cud? Za późno. Oczywiście nie musi to być wyłącznie sprawa potomstwa. Może to od dawna sypiące się małżeństwo, w którym nie ma życia, radości, nadziei? Może czujesz jak uzależnienie wydało wyrok skazujący, a rodzina dokłada do bólu jeszcze oskarżenia i to wszystko wkłada na twoje i tak bardzo już pochylone i zmęczone barki? Albo dawno już rozeszły się wspólne małżeńskie cele, bo dzieci wyszły z domu i uważasz, że nie ma dla kogo się starać, dla kogo żyć? Spróbuj odnaleźć w tej historii siebie, bo może właśnie dziś Bóg chce powiedzieć do Ciebie – tak jak do Saraj powiedział pod dębami Mamre. 

Prawie już słyszę jak się obruszasz i mówisz: „ale Saraj miała kochającego męża i było jej łatwiej!”. Ano miała, prawda. Nie da się zaprzeczyć. Mam nadzieję, że równie dobrze pamiętasz ich wyjście spod opieki rodzinnego klanu, całkiem w nieznane, gdy posłuszny Bogu Abram podejmuje bardzo ryzykowną decyzję o podróży w całkiem nieznaną dal i absolutnie nie uzgadnia tego z Saraj. Poziom trudu i niebezpieczeństwa szybuje wysoko w górę, bo choć w miejscu zamieszkania było boleśnie, to Saraj już przywykła do uszczypliwości rodziny i wszyscy przyzwyczaili się do ich bezdzietności. Wędrówka w nieznane jest nie tylko niebezpieczna, ale naraża ją na ponowne pytania – dlaczego nie masz dzieci?

Iść czy nie iść? Może podważyć decyzję męża? Może mąż się myli? Źle słyszy? Nie, tego nie wolno zrobić kobiecie, nie wtedy. Żona jest posłuszna mężowi. Całkowicie. Taka kultura, takie czasy. Wzdychasz i wznosisz z oburzeniem oczy w górę? Cóż, jeśli nie znasz tej pełnej miłości historii, to jeszcze nie raz się zdziwisz. Otóż ma miejsce pewne zdarzenie (nawet dwa razy), którego ani ja, ani z pewnością Ty (jestem o tym głęboko przekonana), nie chciałby doświadczyć. Przypomnę na wszelki wypadek, gdyby ktoś zapomniał albo nie zdążył doczytać: „Zwinąwszy namioty, Abram wędrował z miejsca na miejsce w stronę Negebu. Kiedy zaś nastał głód w owym kraju, Abram powędrował do Egiptu, aby tam przez pewien czas pozostać; był bowiem ciężki głód w Kanaanie. A gdy się już zbliżał do Egiptu, rzekł do swojej żony, Saraj: «Wiem, że jesteś urodziwą kobietą; skoro cię ujrzą Egipcjanie, powiedzą: to jego żona; i zabiją mnie, a ciebie zostawią przy życiu. Mów więc, że jesteś moją siostrą, aby mi się dobrze wiodło ze względu na ciebie i abym dzięki tobie utrzymał się przy życiu». (Rdz 12,9-13)

A to dopiero historia! Słaba płeć ma ratować silnego mężczyznę i to w TAKI sposób! O czym to świadczy? O wielkiej miłości? Ależ my rozumiemy ją inaczej! Wierność aż po grób tak, ale z opresji ratuje się KOBIETĘ!!! Czyż nie tak?! Kiedy emocje nam opadną, możemy zobaczyć jak bardzo znaczące są różnice w czasach i kulturze. Dla nas współczesnych, takie zdarzenie jest dziś nie do pojęcia. Krzyknęlibyśmy ZDRADA! My, dumni współcześni ludzie zachodu, wierność widzimy inaczej, nierzadko ją warunkujemy, mówimy, że na tak wiele nie możemy się zgodzić. Bądź mi wierny to i ja tobie będę wierna. A Saraj zgodziła się i poszła na dwór faraona. Czytając dalej widzimy, że Bóg jej nie opuścił. Ukazał faraonowi prawdę i Saraj pozostała nietknięta a mąż ocalony. 

No to może już dość emocji w temacie Saraj? Ależ nie. Pikanterii tej historii dodaje fakt, że dzisiaj uznalibyśmy ją za sympatyczną, wierną ale starzejącą się kobietę. Ma przecież ok 65 lat! Niektórzy ze śmiechem by powiedzieli, że faraon widział ją z tyłu i jak to mówią „z tyłu liceum a z przodu muzeum”. Jeśli tak pomyślałeś Czytelniku, to jesteś w błędzie.

„Gdy Abram przybył do Egiptu, zauważyli Egipcjanie, że Saraj jest bardzo piękną kobietą. Ujrzawszy ją dostojnicy faraona, chwalili ją także przed faraonem.” (Rdz 12,14-15)  

Tak więc piękna Saraj, starzała się wraz ze swym mężem Abramem, któremu Pan zapowiedział, że będzie miał potomstwo. Czas się dłużył i nic się nie działo, zmęczona oczekiwaniem Saraj, postanowiła dopomóc wypełnieniu się tej obietnicy. Przecież  dopuszczano zwyczaj, że niewolnica żony mogła począć z męża i urodzić na kolanach żony. Tak poczęte i narodzone dziecko można było ostatecznie uznać za swoje. Namówiła więc swego męża i tak zrobili. To już całkiem dla nas niebywałe. Tak po prostu, inna kobieta? Nie, nie! Nie dziś, nie u nas. Czyżby? A tzw. „surogatki” zapładniane spermą męża? Można by tu wiele dodać. Wniosek nasuwa się sam. Cierpliwość była i JEST słabą stroną człowieka pod każdą szerokością geograficzną i w każdym czasie. Tak bardzo chcemy dopomagać Bogu, że nawet nie zauważamy kiedy przekraczamy granice moralności, grzechu. Stosuje się wtedy powiedzenie „cel uświęca środki”? Niestety, ta zasada nadal jest często w użyciu, by obronić swój interes.

A Bóg widzi inaczej, chce inaczej i ma moc uczynić tak jak chce. Dlatego Saraj staje się brzemienną w wieku 90 lat, kiedy już nie ma cyklu miesięcznego i jest stara. Ta konkretna zapowiedź Boga, nawet dla Abrama jest po prostu śmieszna. „Abraham, upadłszy na twarz, roześmiał się; pomyślał sobie bowiem: «Czyż człowiekowi stuletniemu może się urodzić syn? Albo czy dziewięćdziesięcioletnia Sara może zostać matką?” (Rdz 17,17) Przecież to niemożliwe. Po ludzku niemożliwe! Abram pomimo wszystko uwierzył Bogu i przez to został uznany przez Boga za sprawiedliwego, otrzymał nowe imię Abraham- ojciec narodów. „ I mówił Bóg do Abrahama: «Żony twej nie będziesz nazywał imieniem Saraj, lecz imię jej będzie Sara. Błogosławiąc jej, dam ci i z niej syna, i będę jej nadal błogosławił, tak że stanie się ona matką ludów i królowie będą jej potomkami» (…) Żona twoja, Sara, urodzi ci syna, któremu dasz imię Izaak. Z nim też zawrę przymierze, przymierze wieczne z jego potomstwem, które po nim przyjdzie.” (Rdz 17,15.19b) 

Po raz drugi Bóg zapowiada narodziny ich dziecka. Pod dębami Mamre, pada już konkretna zapowiedź z oznaczoną datą. Czy to znaczy, że Sarze było łatwo uwierzyć? Przecież już nie miesiączkowała. Więcej, ich pożycie seksualne prawdopodobnie wygasło, „Uśmiechnęła się więc do siebie i pomyślała: «Teraz, gdy przekwitłam, mam doznawać rozkoszy, i mój mąż starzec?” (Rdz 18,12). Wszystkie ludzkie czynniki mówią NIE, TO SIĘ NIE MOŻE JUŻ WYDARZYĆ. ZA PÓŹNO! Znasz to? Masz takie doświadczenie, że nie jesteś już w stanie uwierzyć Bogu, bo wszystko Ci krzyczy za późno? Bo żal, rozczarowanie są tylko czubkiem lodowej góry, która powstała w Twej duszy, zamrażając wszelką nadzieję, uciszając wiarę, która chce się zerwać i wykrzyczeć „to jeszcze nie koniec!” Ta walka toczy się w wielu sercach. Wiara toczy nieustanną walkę z niewiarą, która pokazuje realizm sytuacji. Kto wygra w Tobie? Komu w końcu uwierzysz? Czytaj dalej bo to jeszcze nie koniec historii.

W księdze Rodzaju czytamy: „Pan rzekł do Abrahama: «Dlaczego to Sara śmieje się i myśli: Czy naprawdę będę mogła rodzić, gdy już się zestarzałam?” Zobacz, że Bóg wchodzi bardzo stanowczo w ten dialog z Sarą i na jej śmiech odpowiada: „Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana? Za rok o tej porze wrócę do ciebie, i Sara będzie miała syna». Wtedy Sara zaparła się, mówiąc: «Wcale się nie śmiałam» – bo ogarnęło ją przerażenie. Ale Pan powiedział: «Nie. Śmiałaś się!»” (Rdz 18,11b-15). Lubię ten fragment. To jeden z bardzo wielu niezwykle pięknych obrazów, które opisują naturę Boga. Bóg, który widzi i czyta w naszych sercach, wyciąga z nich całą prawdę o nas, naszych myślach, ale nie odwołuje swej obietnicy. Nie mówi do Sary, ponieważ śmiałaś się i nie dałaś wiary moim zapowiedziom to możesz pożegnać się z obietnicą. Zrozumielibyśmy to, prawda? To jest tak bardzo bliskie naszym ludzkim myślom. Popatrzmy, że Bóg jest inny niż ja myślę, niż Ty myślisz. Bóg jest inny niż sobie wyobrażamy. Dlaczego? No tak po prostu, Bóg jest Bogiem. Nieogarniony ludzkim umysłem, Nieprzenikniony w swej dobroci, Bezgranicznie Dobry, Miłosierny, Wierny, Prawy, Wszechmogący, Mocny, Wszechpotężny, Życzliwy i… Miłujący. Dlatego Sara śmiejąca się wcześniej z niedowiarstwa i goryczy, teraz mogła się zaśmiać z radości, bo doświadczyła mocy Bożej wierności i miłości. „Sara mówiła: «Powód do śmiechu dał mi Bóg. Każdy, kto się o tym dowie, śmiać się będzie z mej przyczyny».  I  dodawała: «Któż by się ośmielił rzec Abrahamowi: Sara będzie karmiła piersią dzieci,
a jednak urodziłam syna mimo podeszłego wieku mego męża».” (Rdz 21,6-7)

Stało się. Obietnica się wypełniła. Już nie Saraj, ale Sara czyli „księżniczka” i „matka ludów”. Obietnica się wypełniła w swoim czasie, bez ingerencji i ludzkich pomysłów i kombinowania. Sara poczęła i urodziła Abrahamowi syna Izaaka. Jej marzenie się wypełniło. Czy możemy i my oczekiwać cudów w naszym życiu? A zapytam, dlaczego nie? Skoro „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.” J3,16-17 i „Albowiem ile tylko obietnic Bożych, wszystkie są “tak” w Nim. Dlatego też przez Niego wypowiada się nasze “Amen” Bogu na chwałę.” 2Kor1,20

Zostawiam Cię, Czytelniku, z tym Bożym Słowem. Niech Ono nieustannie zachęca Ciebie i mnie do modlitwy i wiary, byśmy jak Abraham uznawali Boga za godnego wiary. Przejrzyjmy nasze zakamarki duszy, popatrzmy na Sarę, która śmiała się z powodu niewiary, by znów śmiać się z radości wypełnienia. Może trzeba nam się przestraszyć jak ona
i zobaczyć, że nasza niewiara nas rujnuje zaś wiara buduje.