„Anioł poprowadził mnie ku bramie, która skierowana jest na wschód. I oto chwała Boga Izraela przyszła od wschodu, a głos Jego był jak szum wielu wód, a ziemia jaśniała od Jego chwały”. Ez 43,1
Siedząc sobie na kanapie w dużym pokoju, z mężem drzemiącym u boku, jedną z córek grającą na telefonie (ech…), patrzę przez otwarte drzwi balkonowe na naszym 6 piętrze. Pada deszcz, wpada świeże powietrze, ożywcze po długich upałach (kocham lato i ciepło tak w ogóle :)), jest druga połowa sierpnia.
W moim sercu pojawia się tęsknota. Kolejny raz. Ty wiesz, mój Boże, że tak długo już tęsknię za tym, by Twoja chwała zamieszkała w naszym domu. Tak bardzo marzę, aby być świadkiem Twojej chwały wobec innych. Już przestałam Ci narzucać w jaki sposób miałbyś z nią przyjść, choć chciałabym znaków, aby głosić Twoje imię, aby ludzie wierzyli w Ciebie.
Jak na razie eksperymentuję na rodzinie, ale żadna z chorób dzieci ani męża nie minęła po mojej modlitwie 😉
Nie czuję też Twojej obecności w moim sercu, tak jak niektórzy moi znajomi.
Pewna osoba (kiedyś o niej napiszę, bo jest z kompletnie innej denominacji, mówi różne szokujące rzeczy, a miłości do Jezusa mogę jej tylko zazdrościć) powiedziała, że Pan Jezus do niej przychodzi, bo ona Go bardzo pragnie.
Ja też Cię pragnę. Może nie dość jeszcze. Ale jednak, nawet kiedy codzienność zagłusza wołanie mojego serca. Na razie czekam i wołam. Mam nadzieję, że nadejdzie dzień kiedy Boża chwała zamieszka namacalnie w moim sercu i moim domu. Na razie czekam i wołam. Już kilka lat, a tęsknota nie gaśnie, a nawet się zwiększa, więc wierzę, że nie braknie mi cierpliwości, nawet jeśli to czekanie będzie trwało kolejne lata.