Ku murom Jerozolimy

A teraz opowiem wam jak było…

Niektóre wydarzenia w historii na zawsze związane są z pewnymi skojarzeniami, które nierzadko, nie są do końca prawdziwe. Przypisywanie ludziom słów, których nie wypowiedzieli. Zaświadczanie o prawdziwości wydarzeń, które co najwyżej można uznać za legendarne. Czy też fałszywe interpretowanie pewnych sytuacji. Tak też jest w przypadku pewnej pielgrzymki, która nie tylko osiągnęła niespodziewane rozmiary w czasie jej trwania, ale też do dzisiaj wokół niej krążą plotki i błędne twierdzenia.

Ludność średniowiecza poważnie traktowała sprawy wiary. Przeciwnicy tej epoki lubią zaznaczać jak ciemny i niewykształcony, niemal pogański lud żył w tamtych czasach. Zapominają oni jednak, że był to okres rozwoju cywilizacji europejskiej o niepodważalnych i mocnych chrześcijańskich fundamentach. I chociaż spierano się o mniejsze lub większe szczegóły wyznawanej wiary, kwestie dotyczące czci Boga, zbawienia oraz sposobu życia tu na ziemi, były niezmiernie ważne dla niemal każdego. Oczywiście większość z nich była prowadzona przez swoich pasterzy, którzy dbali o swoje owce i kiedy taka zbłądziła, starali się ją sprowadzić na właściwe ścieżki w sakramencie pokuty. Były jednak czasem sytuacje na tyle trudne, że zwykły ksiądz nie był w stanie pomóc.

Kwestia zbawienia duszy często spędzała sen z powiek średniowiecznych chrześcijan. Do pokuty podchodzono bardzo poważnie i nie chodziło wtedy tylko o odmówienie kilku modlitw. Za poważne grzechy groziła długotrwała, poważna pokuta. Albo to trzeba było się ukorzyć na kolanach przed papieżem czy biskupem, a to trzeba było pościć przez rok o chlebie czy wodzie, czy też odbyć pielgrzymkę do świętego miejsca. 

Pielgrzymki w średniowieczu nie były bezpieczną formą kultu religijnego. Było to niezapomniane, duchowe przeżycie, za które jednak można było zapłacić własnym życiem. Długie, znojne podróże, bandyci na drogach, choroby, głód i dodatkowe praktyki ascetyczne często kończyły się nieprzyjemnie dla pielgrzyma. Ale samo dotarcie do miejsc pielgrzymkowych gwarantowało odpuszczenie win. Nikt nie mówił o powrocie do domu.

Mimo wszystko, pielgrzymki były bardzo popularne, szczególnie wśród bogatszych ludzi. Ci, których na to było stać, szli nawet do Jerozolimy, jako najważniejszego ze świętych miejsc chrześcijaństwa. Nawet kiedy Ziemia Święta znalazła się pod władaniem muzułmańskich Arabów, pielgrzymki nie ustały. Wynikało to między innymi z tego, że wśród muzułmanów idea pielgrzymek była popularna, a po okresach wojen, kiedy panował pewien spokój, lokalnym władcom chrześcijańscy pielgrzymi nie przeszkadzali, a nawet stanowili pewne źródło dochodu.

Sytuacja zmienia się w XI wieku. Arabowie zostają wyparci przez inną muzułmańską grupę, Turków seldżuckich. Opanowują te tereny, uszczuplają nieco cesarstwo bizantyjskie, rozsiadają się w Ziemi Świętej i łamią wcześniejsze zwyczaje. Blokują bowiem trasy pielgrzymkowe, zamykając drogę do Jerozolimy. Oczywiście miejsc pielgrzymek było więcej w Europie, ale Jerozolima to Jerozolima. W przekonaniu średniowiecznych ludzi, pielgrzymka do niej była najdoskonalsza.

Świat chrześcijan zawył. Zabrano im środek do oczyszczenia dusz. Do tego, cesarz bizantyjski poprosił papieża i zachodnie rycerstwo o pomoc w pozbyciu się Turków. Dlatego też na synodzie w Clermont w 1096 roku papież Urban II wezwał chrześcijan do pomocy, do oczyszczenia szlaków pielgrzymich i do umożliwienia odwiedzania świętych miejsc w Jerozolimie, do pozbycia się Turków.

Odzew był ogromny. Chyba jeszcze nigdy w historii świata nie powstała tak liczna pielgrzymka. Pielgrzymka, ponieważ to, co my znamy dziś pod nazwą I wyprawy krzyżowej czy krucjaty, z założenia miała być pielgrzymką. Pierwszy odpowiedział lud, jakieś 20 tysięcy ludzi, która wybrała się na wschód. Nie udało im się jednak nic osiągnąć. Za to wyprawa rycerska okazała się sukcesem. Wzięło w niej udział ok. 7 tysięcy rycerzy, jakieś 35 tysięcy pieszych żołnierzy i spora liczba cywilów.  Niektórzy historycy twierdzą nawet, że blisko 60 tysięcy. W sumie to nawet 100 tysięcy, mężczyzn i kobiet, książąt, rycerzy, mieszczan, duchowieństwa i cała rzesza chłopów, która przyłączyła się do wyprawy. Papież ogłosił bowiem, że każdy uczestnik tej pielgrzymki będzie mieć odpuszczone wszystkie grzechy. Jakże można było nie skorzystać z tej oferty? 

Zarzuca się pierwszym krzyżowcom, że szli do Jerozolimy po łupy i dla awantury. Zapewne jest w tym nieco prawdy. W wyprawie uczestniczyło tylu ludzi, że z pewnością znalazła się w niej grupa wagabundów i bandytów. Jednak zadziwiająco dużo było w niej zwykłych pielgrzymów, cywilów i wojowników, którzy wyruszyli w słusznej sprawie. Do tego mamy drugich synów, którzy wedle prawa spadkowego nie mogli liczyć na nic, po śmierci ich ojców, więc szukali szczęścia na świecie. Podobnie jak inni, którzy liczyli, że może gdzieś, w dalekiej wschodniej krainie fortuna się do nich uśmiechnie. Większość jednak liczyła na skarb zgromadzony w niebie.

Wśród przywódców znalazły się takie osobistości, jak Godfryd de Bouillion, książę Dolnej Lotaryngii, rycerz bez skazy, bogobojny i poważny, Rajmund z Tuluzy, Boemund z Tarentu czy przywódca duchowy wyprawy,  Ademar, biskup Le Puy. Długo jednak nie było wśród nich jednego, najważniejszego przywódcy. Może dlatego wlaśnie z czasem, jak cała wyprawa zbliżała się do celu, każdy chciał pójść w inną stronę. Jak tylko nadarzyła się okazja niektórzy możnowładcy odłączyli się od głównych sił, aby zdobyć nowe ziemie i założyć własne państwa: hrabstwo Edessy i księstwo Anatolii.

Tymczasem Jerozolima czekała. Główne siły krzyżowców dotarły w końcu pod bramy miasta. W międzyczasie Jerozolima została odbita z rąk Turków przez egipskich Fatymidów, również muzułmanów, którzy chcieli się dogadać z Krzyżowcami, jednak na rozmowy było już za późno. Przystąpiono do oblężenia w czerwcu 1099 roku, które dla Europejczyków było niezwykle nieznośne, brakowało jedzenia, wody, cierpliwości. W połowie lipca zaczął się sławny szturm na miasto, który trwał kilka dni. W końcu udało się przedrzeć przez mury oraz linię obrońców i zdobyć święte miasto. 

I wtedy zaczął się ciemny epizod tej wyprawy. Zarządzono rzeź obrońców i mieszkańców. I chociaż od ponad 900 lat ludzie spierają się o to ilu właściwie zamordowano ludzi, czy to 70 tysięcy, a może zaledwie 3 tysiące, nie jest to najchlubniejsze zakończenie tej wspaniałej pielgrzymki. 

Kiedy opadł kurz, krzyżowcy spełnili swój ślub i w uroczystym pochodzie przeszli do Grobu Pańskiego. Można było zakończyć pielgrzymkę i zacząć liczyć łupy. Miasto było bogate i nie chciano wypuścić go z rąk. Miesiąc później krzyżowcy pokonali armię Fatymmidów pod Askalonem, potwierdzając, że od tej chwili to oni będę panować na tej ziemi. 

Pierwszym, któremu ofiarowano władzę w Jerozolimie był Godfryd z Bouillon. Odmówił jednak korony królewskiej, niegodzien jej nosić w mieście, gdzie  Jezus Chrystus nosił koronę z cierni, uznając się jedynie za Obrońcę Grobu Świętego. Jego następcy nie mieli już takich skrupułów i od tego czasu mówimy o Królestwie Jerozolimy, które trwało do 1291 roku, kiedy to ostatnia twierdza krzyżowców, Akka została zdobyta przez Mameluków, kolejną grupę egipskich muzułmanów. Do tego czasu zorganizowano jeszcze sześć oficjalnych wypraw krzyżowych i parę nieoficjalnych, które jednak kończyły się klęską.

Ale to już inna opowieść…