Wielki Tydzień, czyli na nowo postawione pytanie „Dokąd idziesz Panie?”
No, jak to „dokąd?” Umierać, przecież to wszyscy wiedzą. Tyle razy już to przerabialiśmy. Judasz, wieczerza, ogród oliwny, Annasz, Piłat… Stop.
Sienkiewicz proroczo dopowiedział w swej powieści „idę za ciebie Piotrze, ponownie umierać.” Ty nie chcesz przyjąć cierpienia, ty przed nim uciekasz, zostawiasz Moje owieczki, więc Ja to zrobię za ciebie, ponownie… Piotr wrócił. A ty?
Wiem, wiem, już się dźwiga ciśnienie i żeby je od razu obniżyć ponawiam moją deklarację, że wszelkie cierpienie, choroba, ból jest złem i naszym zadaniem jest z nimi walczyć, sprzeciwiać się minimalizować jak tylko się da. Jednak, z przykrością muszę stwierdzić, że to zło jest na tym świecie, a ten świat rajem nie jest i kropka. Ślepy nie jestem. I moim zadaniem jako ucznia Jezusa jest po Jezusowemu tę trudną prawdę przyjąć w moim życiu. Wmawiać sobie, że możemy wykiwać zło tu na tej ziemi i żyć jak w raju, to utopia, to mydlenie oczu i prędzej czy później „upadek jego będzie wielki”. Prawdą jest, że Jezus pokonał Szatana, ale prawdą jest też, że „jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć.” (1 Kor 15,26)
No, jak to? To tak jak z tym „już jest a jeszcze Go nie ma”. Jest w każdej Eucharystii, gdzie dwóch albo trzech, w chorych… Ale przecież wołamy jako Oblubienica „Maranatha – przyjdź Panie!” No to w końcu jak? I tak i tak. Chronos i Kairos, czyli czasoprzestrzeń nasza, ludzka, historyczna i czasoprzestrzeń Boża, wymykająca się wszelkiej miarce. Bóg jest w tej swojej, do której nas zaprosił przez Jezusa. I przez wiarę wchodzimy w ten wymiar, ale póki na tym świecie jesteśmy nie będziemy tam nigdy „na całego”. Miotamy się miedzy tym „już jest” a „jeszcze nie ma”. „Jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło czym będziemy” (1 J 3,2). Stąd to napięcie: już kosztujemy mocy uzdrowienia, uwolnienia od związań, a jednocześnie, nieraz bardzo mocno doświadczamy kruchości tego naszego życia, cierpienia.
I dlatego Jezus uczy nas „kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i Mnie naśladuje” (Mt 16,24). Chcesz??? Jeśli tak, to musisz zostawić swoje myślenie (nawracajcie się = zmieńcie myślenie, to już wiemy, no nie?), musisz przyjąć, a może lepiej: postawić czoła przeciwnościom, ciężarom i – to najważniejsze! – musisz wpatrywać się w Jezusa jak sroka w kość i od Niego się uczyć jak to się robi, jak pokonać nieprzyjaciela, jak zwyciężyć zło. Nie zwycięża się wroga uciekając przed nim czy omijając go udając jakby go nie było. On jest i muszę to uznać! I to jest ten moment przyjęcia krzyża, ale nie w sensie zgody i poddania się, ale zmierzenia się z nim, by zło pokonać i poddać Panu. A, że to jest najczęściej proces, to są zwątpienia, zniechęcenia, przechylanie się szali (choć zwycięstwo już jest dokonane i zapisane w Kairosie: Chrystus już zwyciężył!). To tak trochę jak z przyjęciem chorego – nie przyjmuję go, żeby się zarazić, ale, żeby zmierzyć się z chorobą (bo się z nią nie zgadzam) i pokonać ją.
Czyli:
- uczymy się myśleć nie w kategoriach „mnie się wydaje; inni powiedzieli…”, ale w kategoriach „co Panie Ty mówisz do mnie, jak Ty mnie uczysz?”. Mamy tak zaśmiecony umysł, zbombardowany przeróżnymi treściami, że konieczne jest jego odnawiane, by doszło do głosu Boże Słowo – prawda o naszym życiu i o nas. A to się nie stanie bez wyciszenia, wyłączenia, niekiedy radykalnego źródeł zaśmiecania…
- nie zgadzamy się na lęk. Kiedy przychodzi nieprzyjaciel, nie cofamy się w nieskończoność, nie pertraktujemy, nie udajemy, że jest OK. Nie pozwalamy sobie na narzekanie! A włącza się ono bardzo łatwo, za łatwo… Stanie się to możliwe, kiedy myślimy po Bożemu, kiedy nie co ja myślę ani co czuję, ale co Bóg mówi będzie na pierwszym miejscu (np. proste „Nie lękajcie się, jestem z wami”).
- uczymy się od Mistrza jak przyjmować i nieść krzyż. Ile razy byłeś/aś w tym roku z Jezusem na drodze krzyżowej? Ile razy przeczytałeś i rozważyłeś/aś opis męki Jezusa z ewangelii czy tej z Izajasza (Pieśni Sługi Jahwe)? No to od kogo ty się nauczysz zmagań z cierpieniem? Tylko On zna drogę (ba, jest DROGĄ!) przez mękę i krzyż do zmartwychwstania, tylko On cię nauczy jak już teraz wchodzić w Kairos i jak się przygotować na wieczne szczęście. „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5) – nic dobrego, nie łudźmy się…
Mówisz, że tak robisz i nic? To zwiększ wysiłki. Ćwicz się jeszcze więcej. Jeszcze więcej Słowa, uwielbienia (tak, tak, to najlepsza modlitwa), jeszcze więcej ludzi wokół ciebie, którzy tak jak ty chcą naśladować Jezusa – w pojedynkę się nie wygrywa wojny! Jeszcze więcej pokory, gotowości by służyć zawsze i wszędzie. Jeszcze więcej wiary w siebie (jesteś dzieckiem Bożym!) i zaufania do innych, posłuszeństwa (na wojnie samowolka kończy się tragicznie i to nie tylko dla tego dotycznego)… Żołnierz, który się nie doskonali, nie ćwiczy, nie dba o uzbrojenie, Czesi mówią: je na prd! Czyli tyle wart co pierdnięcie – przepraszam za porównanie… Polecam tu gorąco, dla tych, którzy robią nasza formację na wyższych latach, powrót do II roku drugiego zeszytu – chodzi o ostatnie trzy tygodnie z tego zeszytu. Właśnie o zbroi Bożej i Bożej taktyce w walce ze złem. Może zbyt po „łebkach” było przerobione… Dla tych co nie znają formacji albo są na niższych latach, polecam posiedzieć trochę więcej z tekstem świętego Pawła Ef 6,10-18.
Wiem, że to trudne tematy, ale kiedy je podejmować jeśli nie właśnie w tym trudnym czasie, kiedy na co dzień musimy stawać do konfrontacji z takim czy innym złem? I jeśli nie teraz, w Wielkim Tygodniu, który jest WIELKĄ SZKOŁĄ ZWYCIĘŻANIA ZŁEGO – nie inaczej jak przez mękę i krzyż. No i jak zawsze błogosławię na ten czas, aby przyniósł jak najlepsze owoce każdemu z nas i całemu Kościołowi. Wierzcie, że też się zmagam, też niekiedy brakuje mi sił, a lęki zdają się mnie wbijać w ziemię. Ale też ciągle odkrywam, że moim udziałem jest zwycięstwo, pokój Boży – „już teraz, pośród prześladowań, a życie wieczne w czasie przyszłym” (Mk 10,30), a środkiem do tego jest wierność Jezusowi, trwanie w Nim, tylko w Nim. Tylko tak żyjąc będę mógł kiedyś za świętym Pawłem powtórzyć: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem (nie dałem sobie jej ukraść!)” (2 Tm 4,7).
3majcie się nieba. +