8 maja jest wspomnienie świętego Stanisława ze Szczepanowa, biskupa, męczennika i patrona Polski. Kim właściwie był święty Stanisław? Czym zasłużył sobie na zaszczytny tytuł naszego patrona? Dlaczego tak się stało, chociaż krąży nad nim piętno zdrajcy?
O biskupie Stanisławie ze Szczepanowa nie wiadomo za dużo. Podobnie jak o innych postaciach z jedenastego wieku, mamy ograniczone źródła, dokumenty i kroniki. Umiejętność czytania i pisania nie była najpopularniejsza w tamtym czasie, a często kroniki były zamawiane po danych wydarzeniach, przez co historia i legenda powszechnie się mieszały. Do tego można jeszcze dorzucić powszechne praktyki naginania faktów i dopisywania pogłosek, że nie możemy mieć stuprocentowej pewności, że to, co czytamy w tych tekstach jest prawdziwe.
W przypadku świętego Stanisława możemy właśnie się z tym spotkać. Kronikarze, którzy wspominali o jego sprawie nawet jeśli znali wszystkie ważne okoliczności, dość oszczędnie się nimi podzielili z czytelnikami. Dlatego też więcej mamy tu przypuszczeń, podejrzeń niż faktów.
Ale co wiemy o biskupie Stanisławie? Urodził się około 1030 roku. Uczył się prawdopodobnie u benedyktynów w Tyńcu, potem może za granicą. Około 1060 roku przyjmuje święcenia. W Krakowie zostaje kanonikiem katedralnym, a w 1072 roku zostaje namaszczony na biskupa Krakowa. Największą zasługą biskupa był jego udział w odnowieniu arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Założono je w 1000 roku, ale potem Gniezno zostało zniszczone, arcybiskup Magdeburga twierdził, że polscy biskupi powinni być jemu podlegli (czytaj: miałby prawo wtrącania się w polskie sprawy). Z tego powodu Stanisław na polecenie króla Bolesława Śmiałego udał się do Rzymu, gdzie przekonał papieża Grzegorza VII, aby wysłał do Polski swoich legatów, a tym samym potwierdził prawomocność naszego arcybiskupstwa i jego samodzielność.
W 1079 roku dochodzi jednak do tajemniczego konfliktu z królem Bolesławem Śmiałym. O co poszło? I tu właściwie dochodzimy do naszego problemu, ponieważ dokładnie nie wiadomo. Kronikarze nie podali nam wyjaśnienia, które mogłoby nas zadowolić, więc pozostają jedynie wskazówki i domysły. Król wraca w tym czasie z wyprawy wojennej z Kijowa i postanawia się rozprawić z biskupem. Dochodzi do oskarżenia, a w konsekwencji do brutalnej śmierci biskupa. Siepacze Bolesława mieli wpaść do katedry wawelskiej i zabić, a potem poćwiartować odprawiającego mszę Stanisława. Inna wersja wspomina, że zrobił to sam król, inna, że jednak była to egzekucja dokonana przez kata i to poza świątynią. Jak widać, nawet w tej drobnej kwestii nie mamy całkowitej pewności. Jedyne, co może być faktem, że biskup zginął na polecenie króla. W konsekwencji tego, oburzeni możnowładcy małopolscy zwrócili się przeciwko Bolesławowi, wygnali go z kraju, a na jego miejsce wezwali młodszego brata króla, księcia Władysława Hermana.
Ale co takiego zrobił Stanisław, że w ciągu kilku lat z sojusznika władcy zmienił się w jego wroga? Król dał się wcześniej poznać, jako osoba dbająca o sprawy Kościoła, budował klasztory i kościoły, dbał o krzewienie wiary chrześcijańskiej, wspierał gorąco interesy papieża. Zamach na biskupa nie pasuje do tego obrazka.
Powszechnie podaje się jedną z dwóch przyczyn: zdrada lub osobista uraza. Prawdopodobnie pod nieobecność Bolesława, rycerstwo w Małopolsce zaczęło spiskować przeciwko niemu. Za dużo wojen i za mało łupów. To wystarczyło wtedy, aby król stracił swoją popularność. Król miał za to młodszego brata, mniej zainteresowanego rządzeniem, więc wydawał się być dla nich lepszym kandydatem. Kto wie, czy biskup Stanisław nie trafił przypadkiem na spotkanie spiskowców? Już samo podejrzenie mogło być uznane za zdradę króla, a to było wtedy jednoznaczne ze zdradą państwa! Patrząc na to, co było potem, kiedy ci sami możnowładcy zbuntowali się i wygnali króla, można nawet powiedzieć, że biskup poświęcił się dla sprawy.
Inne wyjaśnienie miało dotyczyć spraw bardziej osobistych. Biskup Stanisław miał bowiem napominać króla w sprawie moralności. W sprawę zamieszane były niewierne małżonki rycerzy Bolesława, które zostały okrutnie ukarane przez władcę, za którymi wstawiał się właśnie nasz biskup. Okazał się wtedy jedynym, który piętnował niewłaściwe zachowanie króla, jego niepotrzebne okrucieństwo i upokorzenia wobec poddanych. To wystarczyło, aby Stanisław został oskarżony o zdradę i zamordowany na polecenie władcy.
Która z tych wersji jest właściwsza? Trudno ustalić. Może obie, może żadna. Ale to nie zmienia tego, że biskup ginie. Bolesław Śmiały zostaje wygnany. Władysław Herman zostaje księciem Polski. Jak to jednak może wyjaśnić, że Stanisław został naszym patronem?
Świętokradztwo króla miało bowiem znacznie dalej idące konsekwencje. Władysław Herman nie był najbardziej sprawnym władcą. Jego właśni synowie zwrócili się przeciwko niemu, obalają go. Potem Zbigniew i Bolesław Krzywousty walczyli ze sobą. Kiedy Bolesław zostaje w końcu jedynym księciem Polski, ma już kilkoro synów. Bał się, że zgodnie z piastowską tradycją, jak tylko on umrze, to jego dzieci będą walczyć ze sobą o władzę. Dlatego postanowił temu zapobiec, w swoim testamencie w 1138 roku podzielił Polskę na dzielnice, a każdemu synowi zapisał jedną, natomiast najstarszy miał rządzić też ziemią krakowską i przewodzić młodszym braciom. Niestety Piastowie nie posłuchali zalecenia ojca, układ się szybko rozpadł, a Polska weszła w okres rozbicia dzielnicowego, gdzie w praktyce istniało nawet kilkanaście osobnych księstw.
Późniejsi kronikarze uważali, że rozbicie dzielnicowe państwa to kara za grzech króla Bolesława. Już w XII wieku rozpoczęto starania o kanonizację biskupa. Jednak zamieszanie polityczne sprawiło, że dopiero w I połowie XIII wieku te działania ruszyły pełną parą. Podczas przenoszenia jego szczątków, podobno okazało się, że ciało zmarłego w cudowny sposób zostało połączone. Biskup miał bowiem być poćwiartowany po śmierci, tak Polska została podzielona. Jednak jego ciało się zrosło, co miało być proroctwem, że i Polska będzie zjednoczona. Może i jest to tylko legenda, ale naszym przodkom dawała nadzieję, że państwo będzie całością, że mamy orędownika w niebie za naszą sprawę i że kiedyś w Polsce będzie znowu normalnie.
Św. Stanisław za życia zasłynął jako obrońca praworządności w Polsce, a po śmierci, jako zapowiedź jej zjednoczenia. Czy był zdrajcą, czy był niewinną ofiarą, tego niestety do końca nie wiemy. W czasie procesu kanonizacyjnego musiały jednak wyjść jakieś niejasności czy to w jego życiorysie czy to w kulcie, jaki był mu oddawany po śmierci. Dlatego po raz pierwszy w historii powołano urząd „adwokata diabła”, czyli prokuratora, którego celem było wyciągnięcie i zbadanie wszystkich takich zarzutów przeciwko kanonizacji. Nie udało się i w 1253 roku papież Innocenty IV ogłasza świętym biskupa Stanisława. 8 maja następnego roku dochodzi do uroczystego podniesienia jego relikwii, dlatego też w Polsce wspominamy go w maju, a nie jak reszta świata 11 kwietnia, w rocznicę jego śmierci.
Z resztą inny nasz patron też był postacią kontrowersyjną. Św. Wojciech, niechciany biskup Pragi, misjonarz, ani za życia ani po śmierci szczególnie i trwale nie związany był z naszym państwem.
Ale to już inna opowieść.