Ogniem i mieczem

Obserwując wydarzenia z pierwszych stron gazet czy portali internetowych, nasuwa się refleksja nad tym, jak to ludzie nie tylko nie potrafią się dogadać, ale również nie tolerują przekonań innych i starają się na siłę ich przymusić do zmiany zdania. Nie jest to przywara tylko XXI wieku. Na przestrzeni wieków to samo powtarzało się wielokrotnie, a kłótnie, dyskusje, prześladowania są raczej regułą niż wyjątkiem. Sprawa staje się jeszcze bardziej poważna, gdy chodzi o sprawy związane z tożsamością, religią czy ideałami. Wtedy idzie się wręcz na noże i dochodzi do wojny.

Historia Kościoła nie jest pozbawiona i takich konfliktów. Lubimy myśleć o sobie w kategoriach prześladowanych ofiar. W końcu czasy Nerona, ataków muzułmańskich czy komunistycznego reżimu tylko to potwierdzają. Niestety i tu musimy przyznać się przed samymi sobą, że i my, chrześcijanie nie jesteśmy całkowicie bez winy.

Na samym początku bycie chrześcijaninem w oczach świata nie było najlepszym interesem. Dziwna grupa ludzi, czcząca nieznanego Boga, która nie chciała się podporządkować regułom, szybko stała się obiektem ataków, prześladowań i niezrozumienia. Chrześcijanie często ginęli za wiarę i przyjęło się przekonanie, że istniały tylko dwie drogi kariery: ukrywanie się lub męczeństwo. W tym czasie zostanie chrześcijaninem było aktem wielkiej odwagi. Przygotowanie do chrztu, czyli katechumenat, trwał nawet dwa lata i trzeba było zdać egzamin przed biskupem. Wiele osób odkładało decyzję o przyjęciu tego sakramentu aż do końca i chrzczono ich dopiero na łożu śmierci. Dzięki temu oczyszczeni mogli iść do nieba i nie mieli okazji zgrzeszyć po drodze.

Okoliczności te sprawiły, że kiedy dorosły człowiek wybierał życie jako chrześcijanin, robił to świadomie i dobrowolnie. Przygotowywał się do tego starannie, gdyż od jego postawy zależało dobro całej wspólnoty. Oczywiście w tym czasie w rodzinach chrześcijan chrzczono także dzieci. Jednak rodzice i cała gmina chrześcijańska dbała, aby były wychowywane w duchu wiary i pobożności.

Wszystko zmienia się w IV wieku, kiedy za edyktem cesarza rzymskiego Konstantyna chrześcijaństwo staje się legalną religią w granicach cesarstwa, a kilkadziesiąt lat później, cesarz Teodozjusz Wielki ogłasza ją religią jedyną i właściwą. Od tego czasu bycie chrześcijaninem, zwłaszcza dla obywateli, stało się czymś obowiązkowym i oczywistym. Nie obyło się to oczywiście bez oporu. Na prowincjach długo utrzymały się przedchrześcijańskie wierzenia. Łacińskie słowo oznaczające wieś to pagus, stąd polskie słowo „poganin”. Elity i duża część społeczeństwa w tym czasie była jednak wyznawcami Chrystusa.

W V wieku cesarstwo zachodniorzymskie upada, a władzę przejmują barbarzyńscy władcy. Szybko zorientowali się, że wiara chrześcijańska wśród byłych obywateli rzymskich jest bardzo silna, więc sami przechodzą na tę religię, aby łatwiej rządzić poddanymi. Ich towarzysze również porzucają stare wierzenia, aby dopasować się większości. Decyzja o przyjęciu chrztu zaczyna mieć charakter raczej wyważonej polityki niż potrzeby serca. Dlatego też wiara ta nie jest początkowo mocno ugruntowana i wiele elementów pogańskich naturalnie przenika do świata chrześcijańskiego. Najgorsze jednak, że przyjął się zwyczaj przedmiotowego traktowania chrześcijaństwa, jako biletu wstępu do ziemskich tytułów i przywilejów.

Europa miała być w średniowieczu chrześcijańskim kontynentem. Religia była narzędziem w rękach władzy. Z jednej strony jednoczyła poddanych, była ważnym elementem ich tożsamości. Jednak z drugiej strony stała się przyczyną nadużyć wobec tych ludzi, którzy nie uznali jeszcze Chrystusa. Szczególnie, że ludzie ci mieszkali na apetycznych kawałkach ziemi, na którą jeden z drugim chrześcijański władca pragnął położyć łapę. Niemal od razu po ugruntowaniu się nowych monarchii, królowie rozpoczynali najazdy na swoich pogańskich sąsiadów. O ile wojny między chrześcijańskimi władcami były ciągle normą, to powoli zaczęto uważać je za coś niewłaściwego. Jakże tak można walczyć między braćmi w wierze? W średniowiecznej mentalności nie była to jednak łatwa zmiana myślenia. Kultura oparta była w dużym stopniu na warstwie wojowników, wojów, rycerzy. Bez walki ich egzystencja staje się bezużyteczna. Dlatego tak popularne stały się najazdy na pogan i niewiernych – heretyków, muzułmanów, Żydów i wszystkich nieochrzczonych, którzy mieszkali na terenie danego państwa i poza jego granicami.

Pod płaszczykiem szerzenia chrześcijaństwa wśród pogańskich ludów, chodziło przede wszystkim o łupy, ziemie i upust rządzy krwi. Od XIII wieku w Europie Środkowej i Wschodniej przodował w tym Zakon Krzyżacki, który najpierw połasił się na ziemie Prusów, a potem ostrzył zęby na wielką i zamożną Litwę. Krzyżacy zostali zaproszeni na te tereny przez księcia Konrada Mazowieckiego, którego państwo cierpiało z powodu najazdów pogańskich Prusów. Krzyżacy mieli ich opanować i schrystianizować. Zamiast tego zwyczajnie podbili te tereny i zwrócili się przeciwko Polakom. Litwa nie dała się tak łatwo podbić, parę razy wchodziła z Polską w sojusz przeciwko Zakonowi. W końcu wielki książę litewski Jagiełło postanawia poślubić Jadwigę Andegaweńską, króla Polski, przyjąć chrzest dobrowolnie i tym samym odebrać Krzyżakom powód do najazdów. Nie spodobało się to Krzyżakom, podważali ważność chrztu i doprowadzili do kolejnych wojen z Polską, które w XV wieku ostatecznie przegrali i stali się lennikami Królestwa Polski.

Nieco inną taktykę obrali katoliccy władcy na Półwyspie Iberyjskim. Od VIII wieku tereny dzisiejszej Hiszpanii i Portugalii były zajęte przez muzułmańskie państwa. Z czasem jednak chrześcijanie, potomkowie germańskich Wizygotów, zaczęli się jednoczyć i tworzyć na północy i wschodzie własne państwa, podbijając i wypychając innowierców z terenów półwyspu. Szczyt rekonkwisty przypada na panowanie Królów Katolickich, czyli Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego, którzy pod koniec XV wieku skutecznie odbili z rąk muzułmańskich ostatnie ich ziemie, czyli Granadę. Przy okazji walk oberwało się także innym, zwłaszcza Żydom, których zaczęto prześladować w tych państwach, a w konsekwencji również wypędzono. Część z nich przeszła jednak na chrześcijaństwo. Byli jednak dyskryminowani i podejrzewani o oszustwo, co doprowadzało do samosądów.

Aby wyjaśniać te wątpliwości, Izabela i Ferdynand powołali do życia hiszpańską inkwizycję. Miała ona badać te sprawy, a winnych skazywać na śmierć. Hiszpańska inkwizycja była niezależna od Rzymu, stąd też dochodziło w niej do poważnych nadużyć i okrucieństwa, które wcześniej nie było spotykane na taką skalę w tego typu instytucjach. I chociaż ostatecznych ofiar inkwizycji nie było tak dużo, jak to się kiedyś podawało, może ok. 2000, to do dzisiaj o tej instytucji krążą czarne legendy.

Pragnienie krzewienia wiary, nawet kosztem wolnej woli, nie było tylko zjawiskiem z odległej przeszłości. W pewnym momencie wyznawanie religii chrześcijańskiej (zarówno katolickiej, jak i protestanckiej) było jednym z wyznaczników „cywilizowanego człowieka”. Nawet okres oświecenia, kiedy chciano wyrugować ten religijny element z tożsamości, dużo w tym nie zmienił. Szczególnie widoczne to było w czasie spotkań międzykulturowych, gdzie każdy obcy, który nie pasował do tego wzoru był albo odrzucany, dyskryminowany lub próbowano go dopasować do niego.

Wiele nowożytnych misji chrześcijańskich oparto na założeniu, że samo głoszenie Słowa Bożego jest niewystarczające, ponieważ przecież ludzie mogą odrzucić Dobrą Nowinę. Powinno się ich przekonać, czasem nawet siłą, do jej przyjęcia, a także do przyjęcia kultury i zwyczajów z państw „cywilizowanych”, ponieważ to, co reprezentują ludy tubylcze jest gorsze. To przekonanie o wyższości kultury europejskiej doprowadziło do bardzo wielu nadużyć i całkowitego zaprzeczenia idei Ewangelii. Jak każda akcja ewangelizacyjna czy misjonarska z założenia miała dobre intencje. Niestety przekonanie o wyższości jednej kultury czy religii nad drugą musi z konieczności rodzić nadużycia i prowadzić do krzywdy drugiego człowieka.

Niesławnym przykładem takiego podejścia jest sprawa szkół dla rdzennej ludności w Kanadzie. Co ciekawe, inicjatywa pochodziła od rządu kanadyjskiego, który w XIX wieku założył, że należy dopasować Indian do kanadyjskiego modelu, wykorzenić z nich tożsamość i nadać im nową. Powołano do życia wiele szkół z internatem, które zaczęły prowadzić m.in. różne zgromadzenia religijne, katolickie i protestanckie, ze względu na ich doświadczenie w kształceniu dzieci i kadrę pedagogów. Dzieci odbierano rodzicom, aby umieścić ich w tych ośrodkach. Zaczęto proces wyzbywania ich z ich tożsamości, języka i kultury. W dużym stopniu byli już oni chrześcijanami, więc byli posłuszni prowadzeniu przez duchownych. Trudno powiedzieć czym kierowali się poszczególni nauczyciele, księża i zakonnice, że zaczęło dochodzić do nadużyć i okrutnego dręczenia wychowanków. Poczucie władzy? A może poczucie bezsilności? Chociaż szkoły te były zakładane przez rząd, rząd nie finansował ich w odpowiednim stopniu. Niedożywienie, choroby, a także przypadki znęcania się i przemocy doprowadziły do niepotrzebnej śmierci setek, jeśli nie tysięcy dzieci w latach 1831-1996. Kanada straciła też pokolenia rdzennych Indian, którzy do dziś mają też problem z własną tożsamością.

W ostatnich tygodniach odnajduje się liczne nieoznakowane groby tych dzieci, które umarły pod opieką nieodpowiednich opiekunów w szkołach prowadzonych m.in. przez katolickich księży. Sam fakt, że w tych placówkach dopuszczano się indoktrynacji i przemocy jest oburzający. Oburzające są również próby tuszowania tego przez kanadyjski rząd czy próby zwalania całkowitej odpowiedzialności za te czyny tylko na Kościół Katolicki. Jednak takich spraw jest jeszcze sporo do wyjaśnienia i my, katolicy, również musimy być gotowi do stanięcia w prawdzie.

Ale to już inna opowieść…

Bibliografia (wybór):

  1. Banaszak, „Historia Kościoła Katolickiego”, Warszawa 1987
  2. S. Pękała „Dlaczego w Kanadzie płoną kościoły? | Groby dzieci na terenie katolickich szkół”, za: https://www.youtube.com/watch?v=yAqDuysw-oQ