I znowu był pierwszy września. Jest to data szczególna, przesycona mnóstwem wspomnień, radości i łez. Oczywiście chodzi o pierwszy dzień szkoły. Jako, że zbliża się jesień i czas zadumy, może warto pochylić się i nad tym jaki wpływ na edukację miał Kościół Katolicki w przeszłości. Wielu twierdzi, że była to tragedia, ale jak było naprawdę?
Czy się to komuś podoba czy nie, szkoły w Europie i na świecie początkowo były mocno związane z Kościołem. Ba, były prowadzone przez duchownych, często przy klasztorach czy parafiach. W starożytności bywało z tym różnie, ale już w okresie wczesnego średniowiecza w zasadzie nie było innego wyjścia. Wyjątkiem bywało nauczanie domowe, ale nie każdego było stać na wynajęcie nauczyciela. Tymczasem panowała stałą potrzeba na mniej lub bardziej wykształconych duchownych. Ksiądz czy zakonnik powinien był przynajmniej potrafić czytać święte księgi, zatem też szkoły klasztorne czy parafialne kształciły przyszłych kapłanów. Nauka w tych placówkach opierała się na znajomości łaciny i podstaw teologii. Większość wiedzy zdobywano w praktyce. Przez wiele stuleci dostęp do edukacji będzie możliwy tylko dla mężczyzn. Dziewczęta uczono mniej, głównie w domach.
Cesarz Karol Wielki w czasie swego panowania na przełomie VIII i IX wieku doprowadził do wielu reform, w tym także reformy edukacji. Z jego inicjatywy powstały nowe szkoły, które miały kształcić nową kadrę urzędniczą. Dlatego też potrzebna im była wiedza innego rodzaju, oprócz łaciny także matematyka czy muzyka. O ile założenie było świeckie, to przez długie stulecia nauczycielami często zostawali księża, jako ta najbardziej wyedukowana część społeczeństwa.
W całej Europie uczono się łaciny, dlatego też kiedy upowszechniały się szkoły wyższego rzędu, czyli uniwersytety (najstarszy w Bolonii założono w 1088 roku), studiować tam mogli wszyscy, których było na to stać. Odwiecznym problemem szkolnictwa wyższego zawsze była jego cena, tylko nielicznych było stać na studiowanie w obcym mieście, a nierzadko studenci przymierali głodem. Na uniwersytecie można było studiować tzw. sztuki wyzwolone: retoryka, gramatyka, dialektyka (język łaciński) oraz arytmetykę, geometrię, astronomię i muzykę. Te studia przygotowywały uczniów do bardziej zaawansowanych, tj. teologii, prawa czy medycyny.
W ciągu średniowiecza ilość szkół rośnie. Rośnie bowiem potrzeba posiadania większej ilości wykształconych urzędników, badaczy czy następnych nauczycieli. Szkoły pojawiają się w miastach, fundowane przez bogatych mieszczan. Program staje się coraz bardziej świecki, skupiony na praktycznym zastosowaniu. Nadal jednak często nauczycielami zostawali duchowni.
Późne średniowiecze to czas, gdy pojawia się potrzeba nauczania w językach ojczystych. Coraz więcej ludzi nie potrzebowało łaciny w codziennym życiu, a nauka czytania i pisania w swoim własnym języku była koniecznością. Dość szybko zauważyć można ten proces w Rzeszy niemieckiej, ale i w innych państwach pojawiają się dzieła pisane po włosku czy francusku.
Nowożytność przynosi nowe problemy i nowe rozwiązania. Maszyna drukarska spowodowała, że ceny książek spadły i coraz więcej osób było na nie stać. Potrzeba umiejętności pisania i czytania stawała się kluczowa. Chociaż w Europie z analfabetyzmem zmagaliśmy się aż do połowy XX wieku, to odsetek ten z roku na rok malał. Paradoksalnie sprzyjała temu reformacja. Marcinowi Lutrowi zależało na tym, aby wierni znali Pismo Święte i to we własnym języku, więc ruszyła fala zakładania nowych szkół. Natomiast strona katolicka doszła do podobnego wniosku, że ludzie powinni umieć czytać Biblię. Jednak dość długo obstawiali tylko za łaciną i musiało minąć jeszcze trochę czasu, aby przyznać, że znajomość własnego języka jest również przydatna.
Metodą walki z postępującą reformacją było m.in. działalność nowych zakonów ukierunkowanych na edukację. Pierwszym z nich było Towarzystwo Jezusowe, czyli jezuici. Jednym z celów św. Ignacego Loyoli była edukacja, krzewienie wiedzy i wiary katolickiej także na misjach. Z tego powodu zakładali oni liczne kolegia zakonne, gdzie kształciła się młodzież na poziomie średnim i wyższym. Nawet kiedy jezuici zostali rozwiązani w XVIII wieku, w niektórych miejscach pozostali, np. w Rosji, właśnie dlatego, że stanowili doświadczoną, wykształconą kadrę pedagogiczną. To podejście do łączenia życia duchowego i naukowego przyczyniło się do tego, że jezuici mogą się poszczycić grupą wybitnych naukowców z takich dziedzin jak astronomia, matematyka, optyka, biologia i wiele innych.
Zakony specjalnie powołane do pracy z młodzieżą to pijarzy. Założycielem pijarów był św. Józef Kalasante w 1617 roku. Św. Józef założył w swoim domu pierwszą, bezpłatną szkołę podstawową. Następnie skupiali się edukowaniu najuboższych, ale także osób głuchoniemych. Dość szybko zaczęli nauczać języków ojczystych, ale także obcych i przedmiotów przyrodniczych, dzięki czemu ich program stał się atrakcyjny dla studentów.
Pod koniec XVII wieku pojawia się pierwsza wspólnota katolickich nauczycieli, czyli bracia szkolni, założeni przez ks. Jana Chrzciciela de la Salle. Z czasem powstał z nich kolejny zakon męski. To grupa doświadczonych nauczycieli, żyjących według zasad ewangelicznych. Początkowo pod opiekę wzięli bezdomne dzieci, z czasem jednak zajęli się także innymi dziećmi. Działalność braci szkolnych nawet dzisiaj budzi podziw. Zakładali oni wszystkie rodzaje szkół, np. podstawowe, niedzielne, specjalne, a nawet seminaria dla nauczycieli, w tym i wiejskich! Postawili też nacisk na nauczanie w językach ojczystych.
W tym miejscu warto wspomnieć o sylwetce niezwykłego świętego, patrona nauczycieli, maturzystów i uczniów mających problemy w szkole. Jest to św. Józef z Kupertynu. Urodził się w 1603 roku w Kupertynie we Włoszech i był wrażliwym chłopcem, który często wpadał w stan wzruszenia i kontemplacji. Zapragnął wstąpić do franciszkanów, aby poświęcić życie na modlitwie. Okazało się jednak, że oprócz modlitwy trzeba umieć też coś jeszcze. I tu młody Józef zaczął napotykać pierwsze trudności. Był on bardzo uduchowiony, ale jednocześnie nie miał zdolności do nauki, miał problem nawet ze zmywaniem. Z tego powodu wyrzucono go zarówno z klasztoru franciszkanów, jak i kapucynów, gdzie udał się później. Dopiero za trzecim razem, u franciszkanów sprawdził się, gdy przyjęto go do pracy w stajni. Potem zaczął studia teologiczne, ale nie było to dla niego łatwe i z trudem je ukończył. Przyjął jednak święcenia kapłańskie.
W tym czasie pogłębiła się jego zdolność do kontemplacji, której efektem była… lewitacja. Otóż w czasie modlitw, a nawet mszy, zdarzało mu się wznosić w powietrze na parę minut. Udokumentowano 17 takich przypadków. Papież Urban VIII uznał, że jest szczególny Boży dar. Jednak zyskał on tym samym niezdrowe zainteresowanie, przez co zmuszono go do życia w odosobnieniu przez kilka lat. Zmarł w klasztorze franciszkańskim w Osimo w 1663 roku. Kanonizowany został w 1767 roku. 19 września przypada wspomnienie tego niezwykłego patrona nauczycieli, lotników i studentów przed egzaminami.
Szkolnictwo katolickie przetrwało liczne kryzysy. Najpierw w czasie epoki oświecenia, a potem rewolucji francuskiej, totalitaryzmów XX wieku czy współczesnej postępującej laicyzacji. Nie można jednak zanegować wpływu tych tysięcy chrześcijańskich nauczycieli, duchownych i świeckich, na wychowanie i edukację milionów dzieci i młodzieży na całym świecie. Przeciwnicy lubią wytykać błędy, zacofanie czy fakt, że w swojej pracy odnosili się do kwestii Boga i wiary. Jednak to oni przez ponad 1500 lat nieśli kaganek oświaty kolejnym pokoleniom. To oni, latarnicy, w trudnych warunkach, w ciężkich czasach, z mozołem, kształcili uczniów, by ci mieli dobre, wartościowe życie. Krytycy na siłę próbuję podkreślać, że ta edukacja była na niskim poziomie. Ale przeczą temu liczne nazwiska duchownych, świeckich wierzących naukowców, którzy do dziś odmieniają oblicza nauki.
Ale to już inna opowieść…
Bibliografia (wybór):
- Denzler, C. Anderson, „Leksykon historii Kościoła”, Warszawa 2005
- Banaszak, „Historia Kościoła Katolickiego”, t. III, Warszawa 1986