Niewinne dusze Bogu oddane

Czy w podręcznikach o historii Kościoła można w ogóle wspominać o wojnie? Jak między żywotami świętych i soborami opowiadać o działaniach wojennych, taktyce, czy okrucieństwie? Otóż nie tylko można, ale i trzeba. W końcu historia Kościoła jest częścią historii powszechnej, a chrześcijan, księży i zakonników również wojna dotyczyła, czy to będąc żołnierzami, czy też cywilami. Niedawno minęła kolejna rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Z tej okazji warto przypomnieć o ofiarach tzw. rzezi na Woli, a dokładniej trzydziestu redemptorystów z klasztoru Ojców Redemptorystów przy kościele p.w. św. Klemensa.

Kiedy wojska niemieckiej i radzieckie wkroczyły do Polski we wrześniu 1939 roku, wojna dla Polski w zasadzie się skończyła. Nasz kraj został znowu rozebrany, a ludność znalazła się pod okupacją. Ramy życia codziennego, nauki, pracy, a nawet praktykowania religii zostały określone przez okupantów. Szczególnie ze strony nazistowskich Niemców można było wyczuć głęboką pogardę do naszego narodu, a z czasem też religii. Nie można zapominać, że zarówno nazizm, jak i komunizm w swych fanatycznych formach były ideologiami ateistycznymi, zwalczającymi niemal wszelkie przejawy religijności chrześcijańskiej.  

Niemniej jednak duchowni, czy to katoliccy, czy protestanccy nie opuścili swoich wiernych. Często jednak musieli paktować z wrogimi dowódcami, aby utrzymać swoje wspólnoty. Wybory te nie były łatwe i często ze współczesnego punktu widzenia ocenia się je negatywnie. Nie dotyczyło to jedynie Polski, w każdym kraju wielu duchownych musiało zdecydować, jak się w takiej sytuacji zachować, aby przetrwać. 

Klasztor Ojców Redemptorystów na warszawskiej Woli przetrwał pięć lat okupacji. Kilka innych ośrodków tego zakonu zostało już zlikwidowanych, więc władzom zakonu zależało, aby to nie wydarzyło się też w Warszawie. Nie byli jednak bierni. Klasztor współpracował z Polskim Państwem Podziemnym, gromadził żywność i broń, którą potem wykorzystała Armia Krajowa. Wbrew rozporządzeniom prowadzone było również nielegalne seminarium duchowne i nowicjat, gdzie kształciło się kilku kleryków. 

W lecie 1944 roku Warszawa przygotowywała się do powstania. Na wschodzie trwała już tzw. Akcja „Burza”, gdzie żołnierze AK przy swego rodzaju pomocy Armii Czerwonej chcieli odzyskiwać ziemie spod niemieckiej okupacji. Powstanie w Warszawie miało być kulminacją tej akcji. Ze względu na współpracę z PPP, klasztor został wyznaczony na bazę dla jednego z batalionów AK. Próbowano jeszcze przekonać powstańców, aby przenieśli się do innego budynku, aby Niemcy nie zemścili się na mieszkańcach klasztoru, interweniował nawet biskup Karol Niemira, ale nie przyniosło to rezultatu.

Powstanie warszawskie wybuchło oficjalnie o godzinie 17:00 (godzina W) 1 sierpnia 1944 roku. Redemptoryści z klasztoru przy ul. Karolkowej 49 wkrótce znaleźli się w centrum walk. W ciągu kilku dni kościół i klasztor został parę razy ostrzelany, przez co było wielu rannych. Szybko też pojawili się cywile, chcący się schronić za murami klasztoru. 

5 sierpnia oddziały niemieckie zaatakowały Wolę. Gdyby tylko chodziło o kwestie taktyczne, o zorganizowane działania wojenne, to prawdopodobnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak zdarzyło się coś innego. Niemieccy żołnierze zwrócili się przeciwko ludności cywilnej. Rozpoczęło się metodyczne ludobójstwo. Wola nie miała żadnego znaczenia strategicznego, ale to nie miało dla nich żadnego znaczenia. Pięć lat wojny i kilka dni ciężkich walk w mieście spowodowały, że coś zmieniło się w psychice niemieckich żołnierzy. Tyle lat bezkarności, przekonania o swojej wyższości nad Polakami, może też nieskrywane już pragnienie odwetu, ciężko dziś stwierdzić jakie motywy nimi kierowały. Jednak w tym momencie odziały te pokazały w całej okazałości swoje bestialstwo. Egzekucje, pobicia, gwałty…

Warszawskich redemptorystów ten los spotkał 6 sierpnia. Była to niedziela Przemienienia Pańskiego. Odział niemiecki zdobył klasztor i kościół. Wszystkich zgromadzonych tam ludzi wyprowadzono na zewnątrz, a następnie dokonano selekcji na kobiety z dziećmi i mężczyzn. Potem pognano ich do kościoła p.w. św. Wojciecha, kobiety z dziećmi weszły do środka, niedługo trafią do obozu przejściowego w Pruszkowie. Mężczyzn zaprowadzono natomiast do pobliskiego składu narzędzi i maszyn. Tam brutalnie ich zamordowano strzałem w tył głowy. Wśród Ojców Redemptorystów ostatnim był ojciec rektor Józef Kania, którego zmuszono, aby patrzył na śmierć swoich współbraci. Zginęło ich tam około 20, a ich ciała zostały następnie spalone. 

Pozostali mieszkańcy klasztoru albo zostali zamordowani w innych miejscach na Woli lub też zostali uznani za zaginionych. Ocalało tylko dwóch ojców i jeden kleryk.

Do dziś nie wiadomo ile osób w sumie zginęło podczas rzezi Woli w przeciągu kilku kolejnych dni. Liczby wahają się między 10 a 60 tysięcy. Przedwojenna Wola przestała istnieć w ciągu kilku dni. Obecnie jest to dzielnica, gdzie na każdym kroku można spotkać tablice poświęcone pomordowanym w miejscach ich egzekucji czy tymczasowych pochówków. 

Redemptoryści z klasztoru przy kościele p.w. św. Klemensa nie byli jedynymi duchownymi, którzy stracili życie, zdrowie czy wolność w czasie II wojny światowej. Ta lista jest długa, podobnie jak przerażająco długa jest lista świeckich ofiar. Wielu kapłanów pozostało wiernych swojemu powołaniu do samego końca. O tych postaciach, duszpasterzach i kaznodziejach, pasterzach, którzy do końca pozostali ze swoimi owieczkami można pisać i pisać. Św. o. Maksymilian Kolbe, bł. kardynał Stanisław Wyszyński, św. Teresa Benedykta od Krzyża i wielu, wielu innych.

Ale to już inna opowieść…

Bibliografia (wybór):

  1. Uttracka, „Powstańcze miejsca pamięci Wola 1944”, Warszawa 2009
  2. Davies, „Powstanie ‘44”, Kraków 2007

Tytuł Niewinne dusze Bogu oddaneto fragment wiersza Grzegorza Wójcika pt. „Rzeź Woli”