Potęga dobra

Słowem wstępu. Kultura i wartości są przekazywane przez różne narzędzia. Minęły bezpowrotnie czasy, gdy tym źródłem była jedynie rodzina, literatura i Kościół. Teraz czerpiemy z filmów, seriali telewizyjnych, podcastów, YouTube, komiksów, gier komputerowych i wielu, wielu innych. W tej masie czasem ciężko się poruszać i powoli przyzwyczailiśmy się, że materiały, które tam znajdujemy mają różną jakość i przedstawiają różne wartości. Dlatego może warto zastanowić się, co jest godne polecenia, co niesie za sobą cenne wartości, ale wymaga to dodatkowego komentarza, a co można obejrzeć jedynie warunkowo, czy raczej ominąć szerokim łukiem. 

Uwaga! Poniżej mogą pojawić się spoilery dotyczące treści filmu.

Dość często można spotkać filmy, których głównym tematem jest przemiana bohatera. To ani nic nowego, ani nie odkrywczego. Zdarza się nierzadko, że tytuły te epatują sztucznym moralizatorstwem, okraszonym mocnym sosem wciskającym na siłę widzowi wszystkie wartości, jakie wyznają twórcy tego filmu. Niestety spotyka się to także w tzw. kinie chrześcijańskim, przez co traci ono na swojej funkcji i zbyt często jest pomijane w ogólnej dyskusji. 

„Cóż za piękny dzień” z Tomem Hanksem z 2019 roku, w reżyserii Marielle Heller, jest filmem, który wyróżnia się na tle wspomnianych dzieł. Nie ma tu ani nachalnej propagandy, ani usilnego zmuszania widza do przeżywania emocji. One po prostu się budzą, gdy uczestniczymy w tej prostej historii spotkania a potem przyjaźni, złamanego, zmęczonego sobą dziennikarza i kogoś, kto jest po prostu dobry.

Lloyd Vogel to odnoszący sukces dziennikarz. Ma piękną żonę i małego synka. Jednak w jego życiu nie wszystko układa się dobrze. On i jego siostra zostają w dzieciństwie porzuceni przez ojca, z czym nie poradzili sobie w dorosłym życiu. Kobieta kolejny raz bierze ślub, gdy poprzednie małżeństwa się rozpadają. Lloyd, jako świeżo upieczony ojciec, nie radzi sobie z tą funkcją. A kiedy na weselu siostry spotyka swojego dawno niewidzianego ojca, dochodzi do awantury i rękoczynów.

W tym stanie otrzymuje od swojej redaktor naczelnej zadanie napisania artykułu o Fredzie Rogersie. Od lat sześćdziesiątych był on prowadzącym program dla dzieci, w którym uczył innych jak radzić sobie z emocjami w codziennych sytuacjach. Dosłownie na tym programie wychowały się pokolenia dzieci. W tym też żona Lloyda. Kiedy dochodzi do spotkania, okazuje się, że Fred Rogers w życiu nie różni się od programowego pana Rogersa. Dla dziennikarza wydaje się to podejrzane, więc postanawia bliżej poznać tego człowieka. Im bliżej go poznaje tym jednak bardziej przekonuje się, że pan Rogers ani nie udaje, ani nie manipuluje.

Okazuje się, że Fred Rogers jest naprawdę dobrym człowiekiem. I właśnie ta dobroć, zwykła, ludzka dobroć, tak rzadka w tym świecie, zaczyna przemieniać Lloyda Vogela na lepsze. Rogers rzeczywiście interesuje się dziennikarzem, chce spędzać z nim czas (a jako zapracowany człowiek nie ma go za wiele). Z rozmowy na rozmowę Lloyd się otwiera i przepracowuje swojej zranienia. Właśnie dzięki wsparciu pana Rogersa naprawia w swoim życiu to, co nie działało. Dobro staje się zaraźliwe.

Kiedy zastanawiamy się nad postacią Freda Rogersa, to wydaje się ona nam nierzeczywista. No, bo jak ktoś może być tak zwyczajnie dobry, bez żadnych korzyści, czy próby pokazania się w lepszym świetle? Jak słyszymy z ust jego żony, nie jest on niedościgłym świętym. Nie jest on też idealny i popełniał błędy. Ale jest on dobrym człowiekiem. 

I jest on nim z wyboru.

Film nie narzuca widzowi interpretacji, nie wyjaśnia zawiłości życiorysu Freda Rogersa. Ale jednocześnie możemy się domyśleć, skąd wziął on nie tylko pomysł, aby wybrać taką postawę życiową, ale i siłę, aby tak żyć. Tą siłą jest Jezus Chrystus. Dowiadujemy się, że czyta on Pismo Święte, widzimy go w jednej, krótkiej scenie, kiedy się modli. Dlatego wszystko wydaje się jaśniejsze. Fred Rogers jest prawdziwym chrześcijaninem, który wybrał drogę i podąża za Panem. 

I dlatego też mógł wychować pokolenia Amerykanów. Dlatego kochały go miliony. I dlatego pomógł przemienić życie dziennikarza Lloyda Vogela i całej jego rodziny.

Film „Cóż za piękny dzień” to film na faktach, oparty jest on na artykule, który Vogel napisał w 1999 roku. Program Freda Rogersa był rzeczywiście emitowany w latach 1968-2001. Natomiast sam Rogers był również pastorem prezbiteriańskim. Dzięki rewelacyjnej grze aktorskiej Toma Haksa, poznajemy tego niezwykłego człowieka, jego wygląd, charakter i postawę życiową. Nie jest to posągowy bohater, ale zwykły człowiek, który żyje Słowem Bożym. 

To, co jednak zostaje po seansie to nie tylko wiedza biograficzna, ale przekonanie, że dobro naprawdę jest potężne, że przełamuje ciemność i rozpacz. I chociaż nikt z autorów się tym nie afiszuje, wierzący łatwo mogą rozpoznać, że Fred Rogers był prawdziwym Bożym sługą.

Film „Cóż za piękny dzień” można obejrzeć na popularnych platformach steamingowych.