Czymże jest światło? Tylko światłem, które świeci dla moich potrzeb?
Czy jest czymś więcej niż tylko potrzebą w codzienności naszego funkcjonowania po zmroku?
Światło to potrzeba naszej egzystencji. Jest czymś, co pomaga nam sprawniej funkcjonować w różnych sytuacjach naszego życia.
Jadąc samochodem mam zapalone światła nawet w ciągu dnia, by być bardziej widocznym dla innych na drodze. Czy to dla mnie tylko nakaz, do którego mam się stosować? Nie, dla mnie osobiście to mądry przepis, do którego chcę się stosować, skoro mogę zrobić coś więcej, by zabezpieczyć siebie i innych przed kolizją.
Nie zawsze jednak tak było w moim życiu buntownika – egoisty spoglądającego na życie z królewskiego tronu „ja wiem lepiej”. Dokąd mnie to doprowadziło? – uśmiecham się gdy to piszę…- chyba już wiecie – do Boga! „Prawdziwa szóstka odpoczęła w Siódemce”.
Człowiek bez Boga podąża donikąd, jego życie traci sens. Trudne doświadczenia powodują ucieczkę od codzienności, od relacji z ludźmi. I kiedy jedynym celem jest zamknąć oczy, nadchodzi dobry czas, by spotkać „Światłość Prawdziwą”. Trzeba trudu człowieka, by mógł się zapalić do życia, by zaczął zwyciężać. Potrzeba Boga w tym trudzie, by zwycięstwo było trwałe, trzeba było Ognia, by zapalić to, co było zgaszone.
Przychodzi mi na myśl „Przypowieść o siewcy”: Mt 13,1-23. Przez wielu ludzi mówił do mnie Bóg, lecz nie słyszałem ani nie widziałem, bo to nie był mój czas. Tak dziś odbieram tę przypowieść, gdyż byłem zgaszoną świecą niezdolną do świecenia w ludzkich sercach. Bo też nie dawałem się zapalić, nie dawałem sobie szansy, by być prawdziwie szczęśliwy, gdyż bałem się stracić swój tron „ja wiem lepiej”. Kiedy zgodziłem się na Jego wolę, powiedziałem Mu: „zapal mnie”! Nie czekał, tylko to zrobił. Dziś palę się Jego światłem i wołam razem z Janem Chrzcicielem „prostujcie ścieżki Jego”, gdyż po to ON przyszedł, by dać życie tam, gdzie go nie ma.
WIARA, która prowadzi do zwycięstwa, NADZIEJA, która daje wolę trwania i MIŁOŚĆ, która uczy mnie cierpliwości, by przekraczać samego siebie – nędza człowieka ubrana w potęgę Boga.
To, co kiedyś było niemożliwe, dziś staje się możliwe, bo moja ciemność została oświecona. Widzę swoje braki, błędy, wiem co mogę zmienić, by być dla drugiego człowieka. To prawdziwa cnota pochodząca od Boga – bycie nadzieją dla bliźniego, żywe świadectwo, kiedy idziesz i głosisz swoją ciemność, która stała się światłem bo: „WSZYSTKO MOGĘ W TYM, KTÓRY MNIE UMACNIA” (Flp 4,13)