Triduum Paschalne, czyli przez mękę i śmierć do zmartwychwstania.
Ten, który „nie zgasi tlącego się knotka, ani nie złamie trzciny nadłamanej”, który „przeszedł przez świat dobrze czyniąc”, który uczy swoich uczniów modlitwy za nieprzyjaciół a myjąc nogi jak sobie nawzajem służyć – odrzucony, poniżony, zbity, opluty, nagi, ukrzyżowany… I sam. Samotny Bóg… I nie narzeka, nie obraża się, nie przeklina… Wycisza się, błogosławi, przebacza… Skąd to ma? „Bo Ja zawsze czynię to, co się Ojcu podoba” i tylko „to co zobaczyłem u Ojca”…
Trudno ci wytrwać? Masz wątpliwości w wierze? Nie potrafisz przebaczać szczerze winowajcom? Przeklinasz Putina, Rosję? Patrz na Jezusa i kontempluj Ojca w Nim. Przytul się do tych żywych obrazów z czytanej dziś Pasji według naocznego świadka Jana. Przytul się do Ukrzyżowanego za grzechy CAŁEGO świata i proś: Jezusie, zmiłuj się nade mną grzesznikiem i daj mi siłę do nawrócenia siebie; pomóż mi – nie, nie zrozumieć – być cichym i pokornym jak Ty, bo „w nawróceniu i spokoju jest nasze ocalenie, w ciszy i ufności leży nasza siła” (Iz 30,15). Nie żałuj czasu, by przycupnąć przy Grobie, pogrzebać tam wszystkie lęki (ponazywaj je i wrzuć tam) i zobaczyć w nim nie koniec, ale bramę przejścia do zmartwychwstania. I nie bój się samotności. Tak naprawdę, od dwóch tysięcy lat nikt na tym świecie już nie jest sam… Gdzieś czytałem, że na krzyżu wisząc, Jezus nie mógł już nic zrobić. Od pewnego momentu nawet mówić. Ale mógł jeszcze oczy podnieść ku niebu, ku Ojcu. I to wystarczy „kiedy to zacznie się dziać” (Łk 21,28). Nauczyciel życia do końca…