Niedziela Zmartwychwstania

Chrystus zmartwychwstał!

Prawdziwie zmartwychwstał – należy odpowiedzieć na powyższe pozdrowienie (to na wypadek jakby ktoś nie zaskoczył, nie wiedział, ale ufam, że zaskoczyliście).

No dobrze, ale co to dla mnie konkretnie znaczy? Co ja mam z tego, że Jezus zmartwychwstał? Raz, że On żyje, że jest z nami, towarzyszy nam w drodze jak tym uczniom do Emaus, słucha nas, rozmawia z nami, karmi (nie tylko pokarmem aniołów), płacze z nami (i nad nami niestety niekiedy też) i raduje się z nami (i nami)… I że już nie ma obawy, że ktoś nam Go odbierze, zabije – On pokonał śmierć, ona nie ma już żadnej nad Nim władzy. A dwa, że już przez swe wcielenie, mnie w to wszystko wciągnął. Czyli? Uczynił mnie całego –  z ciałem i duszą – nieśmiertelnym, przeznaczył do zmartwychwstania. I to JUŻ! OD TERAZ! Jak to? Przez chrzest zanurzający nas w Chrystusa! Tam zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć a konsekwentnie i w Jego zmartwychwstanie (Rz 6, 1nn). Jednakże jest różnica w Jego i moim zmartwychwstaniu. Jezus jest już w pełni tego zmartwychwstania, my – rzekłbym – w trakcie, pomiędzy, ale ze stuprocentową pewnością na sukces. Sto procent! Nie naciągam. Święty Paweł opisuje to tak: upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych. Nie [mówię], że już [to] osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym  [to] zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa.” (Flp 3,11 – 12). Czyli: JUŻ I JESZCZE NIE, jak już to kiedyś przerabialiśmy, a co w ekonomii zbawienia często ma miejsce. Nastąpił start i bieg ma miejsce, byleby „ jeśli tylko powstaliście z Chrystusem z martwych, szukać tego co w górze, gdzie przebywa Chrystus” (Kol 3,1) a nie oglądać się za siebie; byleby nie zapomnieć, że tym koniecznym elementem tego zapasu jest „upodabnianie się do Jego śmierci”, to znaczy umieranie na co dzień dla grzechu, odcinanie każdego dnia na nowo od tego, co każe mi patrzeć wstecz i powątpiewać.

Chrystus zwyciężył śmierć… A jednak ona ciągle jest, są wojny ją niosące, choroby… Bo niestety my, świat w którym żyjemy, jeszcze jesteśmy w trakcie, pomiędzy – aczkolwiek na dobrej drodze. Już kosztujemy owoców zmartwychwstania, ale pełnia będzie dopiero po śmierci. Przecież nie może być z – martwych – wstania, bez martwego (chyba, że Maryja, Henoch, Eliasz… ale w końcu to Bóg jest Panem życia a nie ja i może zrobić wyjątek). Dlatego ten wysiłek, dlatego ta walka, dlatego te „próby ogniowe” (złotem jesteśmy dla Boga a to oczyszcza się w ogniu)… Ale nie bójmy się! Jest obietnica: „jestem pewien, że ani śmierć, ani życie… ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.” (Rz 8,38 – 39). Od miłości, która daje życie i to życie wieczne – a raczej je przywraca, bo taki był zamysł Boży na początku, no nie? Od miłości, która zawsze chce dobrze dla umiłowanego czy umiłowanej. Myślę, że to są np. te momenty, kiedy pokonujesz pokusę do zdrady, kiedy dostajesz siłę, by mówić prawdę, kiedy wpatrując się w sączącą się chemię na onkologii nie rezygnujesz z walki i szepczesz psalm 91, kiedy decydujesz się na nowe życie, mimo, że lekarz straszy… To są te małe zwycięstwa życia nad śmiercią, bez których nie byłoby i tego ostatecznego. Nie siłą naszą, naszej woli, ale siłą Jezusowej Paschy, Jego  przejścia ze śmierci do życia. To ona noszona w naszych sercach i umysłach pozwala nam „dążyć do tego co w górze”, a nie zatrzymywać się na tym tylko co ziemskie. Aż do momentu kiedy On znów przyjdzie i wezwie nas do pełni zmartwychwstania.

Chciałbym życzyć  każdemu i każdej z Was radości ze zmartwychwstania – tego małego na co dzień i tego nam już przypisanego na końcu biegu. Wiem, że łatwiej nam popłakać i wzruszyć się nad Jezusem ukrzyżowanym czy nad Jego grobem, dlatego właśnie chciałbym życzyć radości. Niech ona przejawia się w każdym życzeniu przez Was wypowiadanym do bliskich, w każdym uśmiechu, w każdym geście. Niech ona będzie w modlitwie i myślach a nawet w snach… Jednak mając na względzie, że ciągle jesteśmy „w trakcie”, „już i jeszcze nie”, to najlepiej chyba będzie życzyć za św. Pawłem „płaczcie z płaczącymi i radujcie się z radującymi” (Rz 12,15). Jak Jezus… Ale więcej niech będzie jednak tej radości. Nawet w tych trudnych chwilach. Radości, że Pan jest z nami. W końcu ten sam Paweł pisze „zawsze się radujcie!”. 3majcie się nieba.