W poprzednim wpisie przyglądaliśmy się ciału i temu jak ono funkcjonuje. Dziś pochylimy się nad emocjami.
Gdy rodzi się dziecko, można by powiedzieć, że jest jedną wielką emocją. Płacz, śmiech, złość, zadowolenie – to są sposoby na komunikowanie się ze światem zewnętrznym. Gdy dziecko jest głodne, to płacze; gdy zadowolone, to spokojne lub radosne; gdy zmęczone – płacze lub złości się. Z czasem wachlarz emocjonalny powiększa się, by w następnej kolejności mogła pojawić się mowa, myślenie, rozumowanie czy wyciąganie wniosków. To pokazuje, że podstawową formą komunikowania się, tą bardziej pierwotną, są emocje, dopiero później do głosu dochodzi rozum. Nawet gdy się przyjrzeć budowie mózgu i temu, jak ewoluował na przestrzeni lat, okazuje się, że najpierw wykształcił się „mózg gadzi”, który odbierał bodźce, wykorzystywał zmysły, korzystał z instynktu. Później pojawił się „mózg ssaczy”, który odczuwał emocje, ale nie potrafił ich kontrolować (tak jak w przypadku małego dziecka), a najmłodszą częścią mózgu jest kora mózgowa, która potrafi te emocje kontrolować oraz jest zdolna do abstrakcyjnego myślenia.
A jednak w XVII wieku francuski filozof Kartezjusz wypowiedział słynne zdanie „Myślę więc jestem”, które przyniosło poważne konsekwencje w postrzeganiu człowieka. To zdanie było początkiem odrzucania czucia emocjonalnego na rzecz myślenia, analizowania czy rozważania. Tym zdaniem zaczęto dewaluować sferę emocjonalną człowieka. Czy słusznie? Nie sądzę. Wartościowanie emocji i rozumu można by porównać do sytuacji, w której zastanawiamy się, co jest ważniejsze – nogi czy ręce? Dziś na szczęście panuje odwrotny trend i emocje wracają do łask.
Czym w takim razie są emocje i dlaczego twierdzę, że są równie ważne jak rozum?
Emocje są jak drogowskazy na drodze. Jedne są informacyjne, drugie ostrzegawcze. Te informacyjne to te, które odbieramy jako przyjemne – radość, zadowolenie, spełnienie, spokój. Natomiast złość, strach czy wstyd – to drogowskazy ostrzegawcze, które mają wzbudzić twoją czujność. Mówią ci – uważaj! Coś jest nie tak, bądź czujny! Dlatego też nie powinniśmy dzielić emocji na pozytywne i negatywne. Wszystkie emocje są pozytywne.
Jeśli jakąś emocję nazywamy „negatywną”, niesie to za sobą pewne konsekwencje. Otóż nikt nie chce się utożsamiać z czymś, co jest „negatywne” i często takie emocje się od siebie oddala, stara się ich nie przeżywać, tłumi się je. A ponieważ emocji nie da się stłumić, to prędzej czy później wyjdą na światło dziennie. Długotrwałe tłumienie emocji może prowadzić zarówno do depresji, nerwicy, stanów lękowych, jak i po prostu chorób psychosomatycznych, a najczęściej prowadzi do wybuchu złości bądź płaczu.
Dla wzmocnienia tej informacji napiszę to jeszcze raz – wszystkie emocje są pozytywne, bo wszystkie emocje nas o czymś informują. Ksiądz Marek Dziewiecki w swojej książce „Emocje” idzie o krok dalej i pisze, że emocje trudne, bolesne są nawet ważniejsze od tych radosnych, ponieważ informują nas o tym, że zbaczamy z bezpiecznego kursu. Jeśli w naszym wnętrzu jest radość i spokój to znaczy, że dobrze żyjemy, a nasze emocje mówią nam – żyj tak dalej. Jeśli natomiast wewnątrz nas jest złość, strach, agresja, to emocje ostrzegają: uważaj, coś jest nie tak, niebezpieczeństwo, zmień coś w twoim życiu. Dlatego też tak ważne jest, aby nie tłumić żadnych emocji, pozwolić sobie je odczuć.
Tu chciałabym dokonać rozróżnienia pomiędzy odczuwaniem a wyrażaniem, bo to dwie różne rzeczy. Pozwolenie sobie na odczucie złości polega na tym, że zauważasz: jestem smutny. Ok. Tak może być. Ale dobrze jest, abyś zadał sobie pytania: dlaczego jestem smutny? Co mnie zasmuciło? Dlaczego? Czy poczułem się zaatakowany, zlekceważony, odrzucony? A może smuci mnie, że ktoś nie dopasował się do moich oczekiwań? Jeśli odpowiadając uczciwie stwierdzisz, że źródłem twojego smutku jest nieprawdziwe, fałszywe przekonanie, to należy je zweryfikować i na modlitwie oddać Bogu. Jeśli jesteś smutny, bo liczyłeś, że małżonek domyśli się, że ci źle i zatroszczy się o ciebie – to źródłem tego smutku jest fałszywe przekonanie, że inni po twoim nastroju powinni się domyślić, czego ci trzeba. Wtedy na modlitwie mówisz o tym Bogu i prosisz: Ojcze, naucz mnie mówić w sposób jasny i łagodny o moich potrzebach. Daj mi też wolność w przyjmowaniu ich odpowiedzi na te potrzeby.
Może być i tak, że twoja emocja mówi ci – ktoś przekracza twoje granice! Uważaj! Wtedy należałoby o te granice zadbać w dobry sposób.
No a co do wyrażania emocji – mamy z tym problem! Często dlatego, że te emocje tłumimy i gdy dochodzą one do głosu, to jest ich tak dużo, że zamiast je wypowiedzieć, my je gwałtownie z siebie wyrzucamy. Jeśli we wspomnianym wcześniej przykładzie mąż nie reaguje na nasz nastrój, wtedy możemy pogrążyć się w smutku, by w końcu się rozpłakać i zarzucić mężowi, że on NIGDY nas nie wspiera, nie interesuje się nami i myśli tylko o sobie!!!
Jeszcze jedna bardzo ważna informacja dla nas wszystkich. Mianowicie – emocje nie podlegają ocenie moralnej i nie musimy się z nich spowiadać! Co to znaczy w praktyce?
Czuję złość – oddycham głęboko, daję sobie czas, a następnie „na trzeźwo” przyglądam się jej, zastanawiam się, skąd się wzięła, co chce mi pokazać? Jeśli odpowiem sobie na te pytania, wyciągnę wnioski i podejmę odpowiednie kroki, to wszystko jest w porządku. Na przykład: jeśli w pracy kolega notorycznie wykorzystuje moją uległość i podrzuca mi dodatkowe zadania do zrobienia, mogę poczuć złość, szczególnie jeśli zaczyna brakować mi czasu na własne zadania. Wtedy przyglądam się swojej złości. Ona mówi mi: nie lubię, kiedy ktoś mnie wykorzystuje, nie lubię, kiedy pracuję pod presją czasu, boję się, że nie zdążę wykonać swoich obowiązków i będę się tłumaczyć przed szefem. Ona pokazuje mi, że tak naprawdę zgadzam się na coś wbrew sobie. Gdy to zobaczę, mogę zdecydować, że następnym razem, gdy wspomniany kolega poprosi mnie o pomoc, po prostu grzecznie mu odmówię.
W powyższej sytuacji okazuję szacunek sobie, bo troszczę się o siebie i swoje potrzeby. Chcę siebie poznać, a poznanie siebie jest drogą do zbawienia. Okazuję też szacunek tej drugiej osobie, bo stawiam jej granice, a stawianie granic może być bardzo rozwojowe.
Jeśli natomiast pozwalam tej złości iść dalej – pozwalam jej zawładnąć nad moimi myślami i idę w stronę oskarżeń: ta osoba która mnie wkurzyła jest zła, nikczemna, egocentryczna – to pozwoliłam tej emocji, która sama w sobie jest niewinna, przekształcić się w osąd tej osoby (a przecież Jezus mówił: Nie sądźcie!). Tu już grzeszę myślą. Tym bardziej grzeszę, jeśli za myślą pójdzie decyzja, np. zadzwonię to tej osoby i zbluzgam ją, nie pozwalając na żadne wyjaśnienia. Po prostu pozwoliłam tej emocji przejść w czyn, a ten już podlega ocenie moralnej.
Emocje są bardzo ważną sferą naszego życia. Są jednym z dwóch źródeł dających nam informację o nas samych i o świecie zewnętrznym. Dlatego nie powinniśmy dyskryminować emocji na rzecz rozumu. Jeśli redukujemy siebie tylko do myślenia racjonalnego, to tak jakbyśmy zdecydowali, że ręce są ważniejsze od nóg, bo są bardziej precyzyjne, można nimi wykonać wiele pięknych rzeczy, dlatego tylko nimi będziemy się posługiwać. Tylko, że nikt nie każe nam wybierać. Możemy zarówno korzystać z daru nóg, które mogą ponieść nas w piękne miejsca (a czasem pozwolą oddalić się z miejsca niebezpiecznego) i jednocześnie korzystać z daru rąk, które potrafią tworzyć piękne rzeczy.
Bóg dał nam do dyspozycji dwa źródła poznania dobra i zła, prawdy i kłamstwa. Jeśli oba mówią nam to samo – żyjemy w prawdzie, jeśli różnią się od siebie, oznacza to, że któreś wprowadza nas w błąd. Jedno z nich robi to zdecydowanie częściej, ale o tym w następnym wpisie.
Kontynuację tego tekstu można znaleźć na tutaj.