Od wielkich narodzin minęło już kilka dni. Jednak mieszkańcy nieba nadal byli w ogromnym podekscytowaniu. Snuli plany i wymieniali się doświadczeniami. Opowiadali o tym, czego chcieliby nauczyć nowego członka rodziny. Cieszyli się z jego pierwszych ziemskich doświadczeń.
– Wiesz co, Tato, oczy to ma zupełnie po Tobie.
– Tak, zdecydowanie. I te usta. Wypisz – wymaluj – potwierdził ktoś kolejny.
– Dokładnie, a widzieliście – jak się uśmiecha, to też trochę jak Tata.
– Naprawdę. Teraz w sumie dopiero to zauważyłem.
– A czy jak już trochę podrośnie, to będziemy mogli nauczyć je jazdy na rowerze? No i ogólnie innych rzeczy?
– Na razie to ma dopiero 55 centymetrów wzrostu – musimy trochę poczekać.
– No tak, tak, jak podrośnie. Święty Józefie, mógłbyś w sumie pomóc znaleźć jakąś naprawdę świetną pracę, zgodną z powołaniem. Jesteś w tym dobry.
– Tak. Już rozmawiałem o tym z Tatą – odpowiedział z uśmiechem, który, jak nietrudno było odgadnąć, oznaczał, że wszystko jest już zaplanowane.
– Tato, a ono będzie w zakonie czy założy swoją rodzinę?
– Właśnie, a możesz opowiedzieć nam o Twoich planach dla niego?
– Tak i… – wszyscy byli tak podekscytowani, że mówili „jeden przez drugiego”.
– Jak już naprawdę chcecie, to Wam opowiem – odrzekł z lekkim uśmiechem.
– Chcemy! – zakrzyknęli jednomyślnie i zaczęli słuchać.
Bóg opowiadał o wspaniałych planach, marzeniach i chwilach, które czekały małego człowieka na ziemi. O życiowych lekcjach i stopniowym wzroście. Wszyscy słuchali z zapartym tchem. Zaskoczonym minom, uśmiechom i wybuchom śmiechu do rozpuku nie było końca. Chociaż w niebie czas jest liczony inaczej, to na ziemi zrobił się już późny wieczór. Mały człowiek, dawno zanurzony w swoim śnie, nawet nie zdawał sobie sprawy ze wspaniałych losów, jakie go czekały, ani że w niebie ma także wielką rodzinę, dla której jest ważny.