W czasach starożytnych imię nadawane danej osobie miało bardzo duże znaczenie. Wierzono, że określało jej tożsamość, zawierało charakter i definiowało misję, do której dany człowiek był powołany. Bóg doskonale zdawał sobie z tego sprawę, więc imion różnym bohaterom biblijnym nie nadawał przypadkowo, ale wiązał się z tym Boży plan wobec ich życia i powołania.
Przyjrzyjmy się Abrahamowi. Bóg miał wobec niego wielkie plany, lecz zrealizowanie ich wymagało zmiany jego imienia – a także tożsamości. Imię “Abram” zostało zamienione na “Abraham”. A co oznacza ta zmiana?
W „Księdze Rodzaju” czytamy, że Abram padł na twarz, a Bóg tak do niego mówił: „Oto moje przymierze z tobą: staniesz się ojcem mnóstwa narodów” (Ks. Rdz 17,4). Czyż to nie cudowna obietnica?
Wobec faktu, że był już starym człowiekiem, ta zapowiedź mogła Abramowi wydawać się czystym szaleństwem. Dlatego Bóg poszedł o krok dalej: „Nie będziesz więc odtąd nazywał się Abram, lecz imię twoje będzie Abraham, bo uczynię ciebie ojcem mnóstwa narodów”. „Imię twoje będzie Abraham” – nowe imię jest symbolem wejścia w nową rzeczywistość. Nadanie nowej tożsamości to odrzucenie wszystkiego, co było wcześniej. To pójście do przodu, nieoglądanie się za przeszłością. To wejście w zupełnie nową przestrzeń, dotychczas nieznaną.
Widzimy, że ta nowa tożsamość to także wiele obietnic: „Sprawię, że będziesz niezmiernie płodny, tak że staniesz się ojcem narodów i pochodzić będą od ciebie królowie. Przymierze moje, które zawieram pomiędzy Mną a tobą oraz twoim potomstwem, będzie trwało z pokolenia w pokolenie jako przymierze wieczne, abym był Bogiem twoim, a potem twego potomstwa. I oddaję tobie i twym przyszłym potomkom kraj, w którym przebywasz, cały kraj Kanaan, jako własność na wieki, i będę ich Bogiem.”
Bóg niczego nie zabiera, Bóg obdarza licznymi błogosławieństwami. Jeżeli zdobywamy się na odwagę, by porzucić dotychczasowe życie i starą tożsamość, otwiera przed nami perspektywy, o jakich nam się wcześniej nie śniło – tak jak w przypadku Abrahama. Zmienił także imię jego żony z “Saraj”, oznaczającego: „moja księżniczka”, na Sara – „matka narodów” (Ks. Rdz 17,15).
W odpowiednim momencie ich życia nastąpiła Boża ingerencja. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego Bóg tak długo zwlekał? W końcu Abraham i Sara byli już staruszkami. Dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Myślę, że przygotowywał ich serca. Zmiana rozdziału w ich życiu nastąpiła, gdy były one wystarczająco ugruntowane.
Innym przykładem Bożego przemianowania jest sytuacja, kiedy Jakub staje się Izraelem. Stało się to, gdy w nocy mocował się z aniołem. Dzięki swej wytrwałości w tych zmaganiach, otrzymał na znak błogosławieństwa Bożego nowe imię: “Izrael”. Jego historia i sposób postępowania wskazują, że był człowiekiem butnym: oszukał swego ojca i brata, a następnie wiele lat uciekał przed konsekwencjami. W końcu nastał taki czas, gdy podążając na spotkanie z Ezawem oddalił się, by wejść w modlitwę.
„W końcu Jakub pozostał sam. Wówczas zaczął się z nim mocować pewien mąż — aż do wzejścia jutrzenki. Widząc, że go nie przemógł, dotknął panewki jego stawu biodrowego; i u Jakuba nastąpiło przesunięcie w obrębie panewki stawu biodrowego, gdy się z nim mocował. Potem rzekł: „Pozwól mi odejść, bo wzeszła jutrzenka”. Ten odrzekł: „Nie pozwolę ci odejść, dopóki mnie najpierw nie pobłogosławisz”. Powiedział więc do niego: „Jakie jest twoje imię?”, na co ten rzekł: „Jakub”. On zaś powiedział: „Nie będziesz już dłużej nazywany imieniem Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, tak iż w końcu przemogłeś” (Rdz 32:24-28).
To nowe imię może być również tłumaczone jako “Boży wojownik” albo “Bóg walczy”. Zmiana imienia oznacza, że Jakub stał się innym człowiekiem; odrzucił starego człowieka z jego poprzednim postępowaniem i oblekł się w nowego człowieka, stworzonego na Boży obraz. Jego walka może być też symbolem walki duchowej zakończonej zwycięstwem. Podobnie jak w przypadku Abrahama i Sary, Bóg wchodzi w życie Jakuba i nadaje mu nowy sens. Zanim to się stało, upłynęło kilkanaście lat, w ciągu których Bóg pracował nad Jego sercem i przygotowywał go na to spotkanie, które zmieniło jego życie.
Nie sposób nie wspomnieć o postaci z Nowego Testamentu, której Jezus zmienił imię określając tym sposobem nową misję w jej życiu. Mam na myśli Szymona, który stał się Piotrem. Spośród wszystkich Apostołów tylko Szymonowi Jezus nadał nowe imię, co także nie jest bez znaczenia. Zmiana ta otwiera nowy etap życia Piotra i budowania Kościoła; wskazuje na całkowitą zależność Apostoła od Mistrza oraz wyraźnie wyróżnia go od pozostałych uczniów. “Szymon” po hebrajsku znaczy „Jahwe wysłuchał”. Możliwe, że rodzice nadali dziecku to imię w podzięce za jego narodziny. Zawiera ono też życzenie, aby Bóg temu dziecku sprzyjał przez wszystkie lata jego życia i wysłuchiwał jego próśb.
Jezus zmienia je na imię Kefas, które pochodzi od aramejskiego słowa “kefa” – “kamień, skała”. Znamienne jest wyznanie Piotra w Ewangelii Mateusza: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Na co Jezus odpowiada: „Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18).
Piotr staje się skałą, czyli czymś trwałym i solidnym, na czym Jezus chce budować swój Kościół.
Zmiana imion Abrahama, Jakuba oraz Piotra w Nowym Testamencie związana jest również z narodzinami nowego Ludu Bożego: w Starym Testamencie Izraela, a w Nowym – Kościoła Chrystusa.
W naszym świecie nie tylko imię ma znaczenie – każdy z nas ma przypiętą etykietę, która nas niejako określa, a czasem nawet definiuje. Od lekarza słyszymy diagnozę-etykietę: rak, cukrzyca… Od psychologa możemy usłyszeć: depresja, nerwica… Sami siebie możemy nazywać: niekochany, biedny, słaby, przestraszony. W powyższych przykładach biblijnych Bóg właśnie zmieniał ludziom etykietę, by móc zmienić ich życie.
Historia Bartymeusza bardzo dobrze to pokazuje. Jezus zmierza do Jerycha. Na jego drodze staje krzyczący człowiek. Woła: „Jezu, synu Dawida, ulituj się nade mna”. Jego imię jest szczególne. Aramejskie “Bartimaios” to po prostu “syn Timaiosa”. Timaios to z kolei popularne greckie imię, które najwyraźniej nosił ojciec żebraka. Bartymeusz nie miał swojego życia, tak jak nie miał nawet własnego imienia. Według logiki odpłaty, panującej w Starym Testamencie, traktowano go jak grzesznika, na którego spadła kara ślepoty. Można rozszerzyć to tłumaczenie o jego bliskich: urodził się ślepy, bo był synem grzesznika. To ludzie przykleili mu taką etykietę. On jednak zawołał do Jezusa, chciał innego życia. Był zmęczony byciem ślepym żebrakiem.
Usłyszał, że Jezus przyszedł do miasta, więc Go zawołał. Warto zwrócić uwagę, że użył właściwego określenia wobec Jezusa: “syn Dawida”. Nie zawołał go: “Nauczycielu”, tylko: “Mesjaszu”. Rozpoznał, że to jest Król, namaszczony Syn Dawida. Konkluzja? W zależności od tego, kim jest dla nas Jezus, mamy od Niego różne oczekiwania i różne ich rezultaty. On jest Odkupicielem, Pasterzem, On jest Początkiem, Słowem, które stało się Ciałem i zamieszkało między nami. On jest Alfą i Omegą, Królem królów i Panem panów. On nie był tylko cieślą czy prorokiem. Ludzie słyszeli o Jezusie, ale nie zwrócili się do niego “Panie”, nie zaprosili Go do swego życia, by był ich Zbawicielem.
Jeśli nazwiemy Jezusa Zbawicielem, czyli we właściwy sposób, On zmieni naszą etykietę. Niejednokrotnie utożsamiamy się z podobnym imieniem jak Bartymeusz. Mówimy: „no tak, z takiej rodziny pochodzę, mój ojciec nie był taki, jak powinien, więc teraz jestem, jaki jestem”. Często sami przyklejamy sobie takie etykiety. Bartymeusz siadywał na obrzeżach Jerycha i tam tkwiła jego tożsamość. W pewnym momencie poczuł, kim jest, zrzucił z siebie swój płaszcz i ruszył w stronę Jezusa.
Sami przywdziewamy płaszcz tego, co inni o nas mówią: że jesteśmy niewystarczający, nie mamy dużych zdolności, dobrej historii życia. Musimy zrzucić ten płaszcz i pobiec do Jezusa, aby On dał nam nowa etykietę – nowe imię. Jezus powiedział do Bartymeusza: „Twoja wiara cię uzdrowiła”, nadał mu nową tożsamość. Jezus ma dla nas nową szatę sprawiedliwości: szatę tożsamości jako dziecka Boga.
Nasuwa mi się teraz fragment z przypowieści o synu marnotrawnym. Kiedy młodszy brat wrócił do ojca, ten dał mu nowa szatę mówiącą: „Jesteś moim synem, to jest twoja rodzina. Zdejmujemy starą etykietę i zakładamy płaszcz sprawiedliwości”. Gdy kupujemy jakiś produkt, zazwyczaj czytamy etykietę, by poznać jego skład. Tymczasem siebie oceniamy po rezultatach, nie patrząc, co jest w środku. A co jest?
Większość z nas ma zapewne za sobą czas, kiedy po raz pierwszy przyjęliśmy Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Kiedy się narodziliśmy na nowo, zamieszkała w nas ta sama moc, która wskrzesiła Jezusa z martwych. Jeśli Jezus mieszka w nas, to nasza etykieta powinna brzmieć: „Jezus we mnie, nadzieja chwały” (Kol 1,27).
W Słowie Bożym jest wiele fragmentów, w których Bóg nam mówi, kim dla Niego jesteśmy. W Liście św. Jana Bóg nazwał nas “przyjaciółmi” (J 15,15), “wolnymi” (J 8,36) oraz “Jego dziećmi” (1J 3,1), w Liście do Tesaloniczan – “wybranymi” (Tes 1,4), w Liście do Efezjan powiedział, że jesteśmy “Jego dziełem“ (Ef 2,10), w Liście do Koryntian, że jesteśmy “świątynią Ducha Świętego” (1 Kor 6,19), w Liście do Galatów – ponownie “swoimi dziećmi” (Ga 3,26). Nasze imię, czyli nasza tożsamość, nie jest taka, jak mówi świat ani nie wynika z naszej przeszłości. Sęk w tym, żeby zgodzić się z tym i wejść w to, co Bóg o nas powiedział. Najważniejszym i fundamentalnym jest usłyszeć od Niego, że jesteśmy jego ukochanymi dziećmi. Na tym budujemy i otwieramy się na Nowe. Bez tego fundamentu nie będziemy w stanie wejść w żadną misję.
Nasze imię nadawane przez rodziców po narodzinach też może wiele mówić o nas, ale Bóg może nas nazwać na nowy sposób, ze względu na powołanie życiowe czy misję. Jakie jest Twoje imię? „Wstawiennik, głoszący dobrą nowinę, śpiewający dla Boga, ten, który uwielbia, Boży wojownik”..? Każdy jest powołany i nad każdym w odpowiednim czasie Bóg uwalnia określone namaszczenie. Często, pośrodku różnych kryzysów, gdy toczymy walkę, czujemy się słabi i przegrani – a jednak On przychodzi i mówi: „Będziesz moim wojownikiem”. Albo doświadczamy poczucia lęku i najchętniej ucieklibyśmy od ludzi, a On mówi: „Będziesz głosić Ewangelię”.
W obliczu tego, co w danym czasie doświadczamy, potrzeba wielkiego samozaparcia, by Mu odpowiedzieć: „Tak i amen” i wejść na drogę stawania się takimi, jakimi chciałby nas widzieć. Ten proces, jak widzimy na przykładzie naszych bohaterów biblijnych, trwa różnie długo, ale w końcu następuje przełom. Weźmy przykład Piotra: jako uczeń Jezusa wiele razy Go rozczarowywał i nie rozumiał tego co On mówi. Ostatecznie zaparł się Go trzy razy. Patrząc przez pryzmat współczesności raczej nikt by go nie nazwał „skałą”, czyli kimś stabilnym i mocnym ani nie powierzyłby mu prowadzenia Kościoła. Jezus widział w nim więcej. Gdy Duch Święty zstąpił, Piotr otrzymał moc, by czynić Jego dzieła i głosić Ewangelię.
„Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana” (Iz 55, 8-9).
Myślę, że Bóg w każdym z nas widzi więcej… Więcej niż widzimy my sami i inni ludzie. Amen!