Jakie wydarzenie w dziejach danego państwa można uznać za najważniejsze? Które z nich jest tym pierwszym, kluczowym, najistotniejszym? Czy to zwycięstwo w wojnie? A może osiągnięcie Złotego Wieku? A może czas pokoju? Zapewne jest wielu kandydatów do tego tytułu w naszej polskiej historii, ale tylko jeden zwycięzca. Bez niego nie byłoby nas, naszej kultury, tradycji i języka.
Niedługo przypada 1055 rocznica zdarzenia, która na zawsze odmieniło losy naszych przodków i umocniło ich miejsce w Europie. W Wielką Sobotę Anno Domini 966, która w tamtym roku przypadała na 14 kwietnia, książę połączonych plemion słowiańskich, Mieszko przyjmuje chrzest. Badacze ciągle spierają się, gdzie też mogło się to odbyć, czy w Niemczech, a może u nas, w Poznaniu a może w Gnieźnie. Na Ostrowie Lednickim odkryto jednak jakiś czas temu ruiny siedziby książęcej z X wieku, tam znajdował się pałac książęcy i kościół z baptysterium, czyli misą kamienną w podłodze, gdzie można było się całkowicie zanurzyć w wodzie w trakcie chrztu. W ten sposób dorośli przyjmowali wtedy ten sakrament.
Nie była to jednak jedynie prywatna, religijna uroczystość. To był akt wagi państwowej, która na zawsze naznaczyła lud dowodzony przez księcia. Razem z nim chrzest przyjęli dostojnicy z jego dworu, a z czasem i jego drużyna, czyli gwardia wojów, towarzysząca księciu. Źródła nie podają, czy była to ich własna decyzja, czy może jednak nacisk ze strony władcy.
Na samym początku istnienia chrześcijaństwa chrzest był przyjmowany często pod wpływem chwili i uniesienia, np. po wysłuchaniu płomiennej mowy apostołów. Z czasem jednak, młody Kościół uznał, że jest to zbyt ważne, aby było podejmowane z poszeptu emocji, a do bycia częścią Kościoła trzeba było się starannie przygotować. Stąd idea katechumenów, czyli ludzi przygotowujących się w dorosłym życiu do przyjęcia chrztu. W pierwszych wiekach przygotowanie trwało dwa-trzy lata. Oczywiście dotyczyło to głównie pogan, ponieważ w rodzinach już chrześcijańskich równocześnie istniał zwyczaj chrzczenia dzieci. Z resztą, niejednokrotnie do chrztu przygotowywały się całe rodziny.
Kiedy jednak chrześcijaństwo stało się religią panującą w cesarstwie rzymskim w roku 380, to poganie stawali się grupą prześladowaną. Wielu z nich przyjmowało chrzest jedynie dlatego, że widzieli w tym korzyści. Mieli spokój, mogli współpracować z innymi chrześcijanami i nikt nie próbował ich siłą przekonywać do wiary. Jednocześnie jednak zachowywali w tajemnicy stare, przedchrześcijańskie zwyczaje, które są widoczne do dzisiaj, w łagodnym, lokalnym kolorycie. Od V wieku widać, że wiara w Jezusa Chrystusa wśród wielu nowych chrześcijan pogańskiego pochodzenia nie była mocno ugruntowana.
Później pojawił się zwyczaj „nawracania ogniem i mieczem”. Uważano bowiem, że te ludy, które nie oddają czci naszemu Bogu można swobodnie najeżdżać i zmuszać, do zmiany wiary. Dlaczego? Wersja dla prasy, to oczywiście pragnienie głoszenia Dobrej Nowiny i chęć, aby każdy człowiek zaznał radości bycia w Kościele. Wersja nieoficjalna natomiast, głosiła, że podbite w ten sposób tereny można swobodnie włączyć do swojego królestwa. Podbijanie innych państw chrześcijańskich ok. X wieku było niemile widziane, zatem władca, który chciał powiększać swoje terytorium musiał to robić kosztem pogańskich krain.
„Nawracanie ogniem i mieczem” miało tylko jedną korzyść. W krótkim czasie większość ludności była ochrzczona. Brak przygotowania, zmuszenie, często siłą, niechęć do zmiany tradycji, wszystko to powodowało, że była to wiara bardzo, bardzo powierzchowna. Możnowładcy trzymali się jej z pragmatycznych pobudek, poddani ze strachu lub wcale. Wiemy o tym, ponieważ kiedy doszło do kryzysu władzy piastowskiej w latach trzydziestych XI wieku, kiedy książę musiał opuścić kraj, to doszło do tzw. reakcji pogańskiej, przepędzono księży i zbudowano sobie świątynię na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu.
Czy to oznacza, że chrzest Mieszka I nie miał znaczenia? Wręcz przeciwnie. Przyjęcie sakramentu księcia było w oczach ówczesnych ludzi jakby przyjęciem chrztu przez całe jego państwo, chociaż jego poddani jeszcze nie byli na to gotowi. Dlatego też od tego czasu ziemie Mieszka I były uznawane za chrześcijańskie. Każdy inny władca, który chciał atakować młodą Polskę (choć ta nazwa pojawia się w źródłach dopiero za panowania Bolesława Chrobrego), nie mógł już tłumaczyć się chęcią krzewienia wiary. A niesprawiedliwe wojny mogły być nawet potępione przez papieży. Mieszko zacieśniał sojusze, był uznawany nawet przez cesarza niemieckiego, miał możliwość rozwoju swojego księstwa.
Do Polski przybywało coraz więcej duchownych, którzy prowadzili akcję chrystianizacyjną. Często jednak najpierw udzielali chrztu, potem dopiero tłumaczyli, o co w tym chodzi. Dlatego też ten proces trwał długo i przez kilka stuleci. Z czasem, na naszych ziemiach budowano kościoły, przybywali zakonnicy i zakonnice, np. benedyktyni w Tyńcu czy Lubiniu, a lud zbliżał się do Boga. I, chociaż początki mogą budzić zrozumiałe oburzenie, trudno teraz nie uznać, że nasz kraj jest krajem o chrześcijańskich korzeniach.
Duchowni przynieśli ze sobą też umiejętność czytania i pisania, krzewili nauki, udzielali sakramentów, stawali się też sekretarzami na książęcym dworze. Zaczęła rozwijać się polska administracja i dyplomacja. Pojawiały się pierwsze szkoły. Kultura zaczęła naśladować kulturę zachodnią, pisano księgi, budowano w stylu romańskim. Dlatego nic dziwnego, że polscy historycy to właśnie rok 966 uznają za prawdziwy początek naszego państwa.
Nie byłoby jednak nic z tego, gdyby nie wydarzenia poprzedzające rok 966. Mieszko I, który miał wielkie ambicje i podbijał coraz to inne słowiańskie plemiona, rozszerzał swoje państwo. Stawał się tym samym nieco na celowniku cesarza niemieckiego i, aby się chronić przed atakiem, potrzebował sojuszy. Dlatego dogadał się z księciem czeskim, a jako podstawę tego sojuszu, było małżeństwo Mieszka z księżniczką Dobrawą.
Dobrawa była jednak wierną wyznawczynią Chrystusa i oznajmiła mężowi, że ich małżeństwo nie będzie prawdziwym, jeśli on nie zostanie chrześcijaninem. Co z tego, że książę już oddalił swoich siedem poprzednich żon, co z tego, że zgodził się, aby na dworze był kapelan księżnej. Dobrawa była nieugięta. Może opowiadała mężowi o Bogu, cytowała Ewangelię, może wyjaśniała, dlaczego to takie ważne? Nie wiadomo, czy Mieszko swoją decyzję podjął tylko ze względów politycznych, czy może opowieści Dobrawy sprawiły, że naprawdę się nawrócił? Dobrze jednak myśleć o tym, jak wielki wpływ na naszą historię miała skromna, wierna księżniczka.
Mieszko I wprowadził rodzącą się Polskę do świata chrześcijańskiego. Rok później Bóg pobłogosławił go, kiedy Dobrawa urodziła ich pierworodnego syna, Bolesława, zwanego później Chrobrym. Bolesław odziedziczył kraj po swoim ojcu i kontynuował chrystianizację Polski i doprowadził do tego, że zyskaliśmy naszego pierwszego świętego.
Ale to już inna opowieść…