Odpowiedni człowiek, na odpowiednim stanowisku

Patrząc na ludzi, którzy zdobyli władzę można się czasem zastanowić, jak oni to zrobili. W jaki sposób znaleźli się na szczycie i kto im w tym pomógł. I dlaczego tak wielu z nich wydaje się być całkowicie niekompetentnych? Czy zawsze tacy byli, czy to władza ich odmieniła? I czy w ogóle można spotkać kogoś odpowiedniego na stanowisku, które zajmuje?

Chociaż czasem może się wydawać, że odpowiedź jest oczywista, można jednak znaleźć w annałach sporo osób, które były idealne na stanowisku, na które je powołano. Jedną z nich był święty Karol Boromeusz.

Młody Karol w dzieciństwie nie marzył o zaszczytach, jakie na niego spadną za życia, a zupełnie nie myślał o tym, co będzie po jego śmierci. Miał to szczęście, że urodził się w zamożnej rodzinie w roku pańskim 1538, gdzie otrzymał należne jego pozycji wykształcenie. Rodzina przeznaczyła go do stanu duchownego, co nie spotkało się ze sprzeciwem samego Karola. Jednak plan, aby jednocześnie został prawnikiem, nie udał się ze względu na niedostatki krasomówcze młodego człowieka. Niecierpiał próżnego gadulstwa. Zamiast tego poszedł na teologię. 

Kiedy miał zaledwie 21 lat, dwa doktoraty w kieszeni, na papieża wybrano jego wuja. Pius IV wkrótce obdarzył Karola zaszczytami, o które ten nie zabiegał. Otrzymał on godność arcybiskupa Mediolanu, kardynała oraz prezesa rady stanu. W XVI-XVII wieku zwyczaj, że papieże rozdawali urzędy swoim krewnym był nie tylko normalny, ale wręcz czasem oczekiwany. Istniał nawet specjalny tytuł kardynała nepoty, przeznaczony specjalnie dla papieskiego siostrzeńca lub bratanka, który miał odtąd troszczyć się o sprawy papieża. Jeśli jakiś papież zaniedbywał obowiązki wobec rodziny, Rzym oburzał się strasznie, że przecież tak nie godzi się czynić. Pius IV nie robił wyjątków, a Karol czy tego chciał czy nie, otrzymał stanowiska. Było ich sporo, co niektórym także się nie podobało, ale klamka zapadła i Karol został kolejnym księciem Kościoła. 

W przeciwieństwie jednak do karierowiczów, którzy zdarzali się i wtedy wśród duchowieństwa, Karol poważnie podszedł do swoich obowiązków. Przede wszystkim doprowadził do tego, że po dłuższej przerwie zwołano zawieszone wcześniej obrady Soboru Trydenckiego. Rozpoczął się on w 1545 roku i był odpowiedzią Kościoła na szerzący się protestantyzm. Ojcowie soborowi musieli przyznać się przed sobą, że Kościół im powierzony był od dawna w kryzysie i trzeba coś z tym zrobić. Zaczęto rozważać, a następnie spisywać przede wszystkim to, czym jest Kościół Katolicki w przeciwieństwie do protestantyzmu i co można zrobić, aby naprawić błędy, które przyplątały się w ostatnich stuleciach. Jednak obrady soboru przerwano na dłuższy czas. Dopiero działania Karola, dla którego jedność Kościoła Kalickiego mocno leżała na sercu, popchnęły sprawy i ostatecznie Sobór Trydencki zakończył się w 1563 roku. 

Nie dla Karola były jednak sprawy rzymskie. Gdy tylko mógł, opuścił Wieczne Miasto, aby zadbać o swoje arcybiskupstwo, które znalazł w opłakanym stanie. Dawno nie rezydowali tu arcybiskupi, zajęci raczej polityką rzymską, więc w Mediolanie panował poważny kryzys, zarówno wśród świeckich, jak i osób duchownych. „Kryzys” to jednak delikatne słowo. Cytując „Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku”, oto co działo się w Mediolanie „Nabożeństwo pozbawione było okazałości, kościoły zaniedbane, kapłanom brakło gorliwości, zakonnicy nie dbali o regułę, prawa Boskie i kościelne nie miały szacunku, do Sakramentów nie uczęszczano, lud podupadł moralnie, szlachta żyła rozpustnie. Wskutek odszczepieństwa Lutra, Kalwina, Zwinglina i religijnych wojen rozluźniły się obyczaje, powstały rozterki i niezgody. 

Karol zakasał rękawy i wziął się do roboty, dając przykład innym, jak właściwie trzeba rozwiązywać sprawy. Praca, modlitwa, post, jałmużna. I wprowadzanie w życie postanowień soboru. Dał tym samym znak i przykład w całym katolickim świecie, że wypełnienie postanowień świętego soboru jest możliwe i konieczne w czasie, na który został on przypisany. Jako pasterz nakazał swoim biskupom, aby sprawowali sakramenty z należytą uwagą i dbali o przekazywanie wiary zgodnie w nowym katechizmem.

Na tym nie poprzestawał. Wyrzekł się wystawnego życia, jakie zgodnie ze zwyczajem było udziałem kardynała, miał nieliczną służbę, jadał skromnie, większość majątku przeznaczał dla tych, którzy nie mieli nic. Ba, założył i finansował seminarium duchowne, które według postanowień Soboru Trydenckiego miały dbać o gruntowne wykształcenie kapłanów oraz parę szkół dla chłopców, aby mieli szansę na edukację. Mocno interesował się również obyczajowością swoich księży, zakazując im chodzenia do teatrów i na tańce, zamiast tego pilnując, aby ubierali się odpowiednio i odpowiednio zachowywali. W praktyce wypracował model dobrego proboszcza, jako tego, który ma dbać o sprawy parafii. Wspierał też i modernizował klasztory.

Karol Boromeusz nie zamknął się w swoim pałacu. Zamiast tego wizytował wszystkie parafie, nawet te bardzo oddalone od miasta. Dbał też o te parę, które znajdowały się w południowych kantonach szwajcarskich. O skromności kardynała niech świadczy fakt, że nie podróżował ze świtą dworzan w pełni luksusu, ale czasem pieszo, by dostać się tam, gdzie go potrzebowano. Sprawował tam sakramenty i dbał o tych, których mu powierzono najlepiej jak potrafił.

Kiedy w Mediolanie zapanował głód, to kardynał rozdał co miał na jałmużnę, a potem osobiście chodził po domach, zbierając ofiary. Kiedy wybuchła dżuma, a wszyscy włodarze postanowili opuścić miasto, to kardynał został z chorymi, o których dbał i pielęgnował. Prowadził też publiczne modlitwy i procesje, błagając Boga o zatrzymanie zarazy. Głosił liczne kazania, aby pokrzepić na duchu mieszkańców. A po ustąpieniu zarazy, kardynał nie zapomniał o biednych w Mediolanie i założył dla nich przytułki oraz szpitale. 

Karol Boromeusz umarł w roku 1596 roku w wyniku krótkotrwałej choroby. Miał zaledwie 46 lat, ale pół życia oddał w służbie Bogu i bliźnim dokładnie wypełniając ewangeliczne nakazy. W 1610 roku papież Pius V wynosi go na ołtarze. 

Święty stał się w katolickim świecie wzorem biskupa, który rezyduje w swojej diecezji i troszczy się po ojcowsku o wiernych, bez blichtru, ale skutecznie. Biskup-reformator, który w posłuszeństwie Kościołowi wprowadza w życie postanowienia świętego soboru, czasem na przekór zatwardziałym tradycjom, słusznym w przeszłości, obecnie już nie. Człowiek, który otrzymał wiele nie za swoje zasługi, ale niemal przypadkiem, który mimo to wziął na barki odpowiedzialność i wypełnił swoje zadanie do końca, dając nam przykład nawet po 400 latach. Za Karolem poszły całe pokolenia, nowe zakony, kolejni święci.

Ale to już inna opowieść…

Bibliografia (wybór):
P. Skargao, P. Leszczyński, t. Bitschnau, Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku, Mikołów-Warszawa 1910
M. Banaszak, Historia Kościoła Katolickiego, t. 3, Warszawa 1989
H. Tüchle, C.A. Bouman, Historia Kościoła, t. 3, Warszawa 1986