Gosia miała spakowane walizki
Wczoraj pożegnaliśmy naszą Gosię. Pozwolę sobie napisać “naszą”, gdyż ona właśnie tak się czuła we wspólnocie. To był jej dom.
Gdy miała powstać wspólnota w Sosnowcu, mimo tego, że zaczęła się w nią angażować, ani na chwilę nie zrezygnowała z przyjazdów do Gliwic. Traktowała nas jak rodzinę. Dla niej ważni byli księża, lider, animatorzy i wszyscy, którzy ją we wspólnocie otaczali oraz jej ukochana grupka. Cieszyła się, gdy mogła wśród nas przebywać, choć drogę pokonywała sporą (Gliwice – Sosnowiec, bez samochodu, o przeróżnych godzina – spotkania uwielbieniowe, grupki, formacja wstawienników).
Mimo wielu przeciwności spotykających ją w życiu, w każdym położeniu łapała Boga za rękę i przechodziła przez nie w wierze. Stawiała czoło kolejnym trudnym sytuacjom, umacniając i utwierdzając w swoim sercu i umyśle Słowo Boże. Zawsze szukała siły i rozwiązania w Eucharystii.
Rzetelna, obowiązkowa, entuzjastyczna, radosna, pracowita, wierna, nie goniąca za wygodami, nieszukająca łatwych rozwiązań. Malowała – i to jak!
Do samego końca była na grupce, łączyła się skypowo, potem telefonicznie. Ze wszystkimi programami na naszym kanale youtubowym była na bieżąco i nauczaniami i modlitwami księdza i Michała, a nie było to łatwe, gdyż ból towarzyszył jej stale.
Gotowość na przyjście Pana
Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. Łk 12,35-38
Przepasane biodra i zapalone pochodnie gotowe do podróży to, jak w czwartek słyszeliśmy podczas mszy świętej pogrzebowej, na dzisiejsze standardy spakowana walizka i latarka/reflektor.
Gosia się nie bała umrzeć. Chciała żyć, oczekiwała cudu, oczekiwała przełomu w chorobie, ale była gotowa, była tak pełna Boga, miała spakowane walizki a w ręce reflektor wiary. Bitwa w chorobie wygrana, wojny niestety nie – w tym ludzkim myśleniu, ale do końca była wierna, bieg ukończyłą i wierzymy, że wieniec otrzymała.
Każdego dnia powierzała się swojemu Tacie, my w czwartek zrobiliśmy to, co Ona robiła każdego dnia – powierzyliśmy ją Bogu, choć wierzymy, że to Ona wstawia się już za nami.
Boże, daj nam Ducha, którego widzieliśmy w Gosi.