Dziś pisząc o seksualności, chciałabym zacząć od tego czym jest grzech. I wcale nie chodzi mi o to, że seksualność jest grzechem . Sam Bóg nam ją dał, a wszystko co od niego pochodzi jest dobre.
Chciałabym również zaznaczyć z jakiej perspektywy piszę ten tekst. Jestem osobą, która nawróciła się kilka lat temu i zaczęła powoli żyć według tego, co proponuje Bóg, również w kontekście seksualności. Ze zdziwieniem odkryłam, że „boska seksualność”, która miała wydawać się nudna, oschła i bez smaku (tak się ją często przedstawia wśród świeckich), okazała się dokładnie odwrotna – życiodajna i bardzo karmiąca. Wiele z tego co piszę, jest moim osobistym doświadczeniem.
W Nowym Testamencie autorzy posługujący się językiem greckim używają dla określenia grzechu pojęcia „hamartia” – tragiczna pomyłka. To słowo można też tłumaczyć jako minięcie się z celem, nie trafienie do celu. Gdy myślę o Bogu i Jego przykazaniach wyobrażam sobie grę w lotki, gdzie celem jest trafienie w sam środek tarczy. Każdy kto w nią gra chce trafić w sam jej środek. To jest jego pragnienie i cel i to stara się osiągnąć. Gdy tak się dzieje – gracz czuje radość. Jednocześnie gdy tak się nie stanie, gracz czuje pewien niedosyt, jakiś brak. Dlatego zaryzykowałabym stwierdzenie, że tylko trafienie w przysłowiową dziesiątkę daje szczęście. Trafienie gdzieś blisko również daje szczęście, ale niepełne.
Jednocześnie nasza wiara mówi, że powołani jesteśmy do świętości, a świętość to również taki sam środek tarczy.
Bóg swoimi przykazaniami wskazuje nam sposoby jak nie chybić celu, ale trafić w środek, abyśmy żyjąc według Jego woli osiągali pełnię szczęścia już tu na ziemi. Bóg, którego znam, to z pewnością nie jest Bóg pół-celów a do tego jest doskonałym nauczycielem, który potrafi cierpliwie towarzyszyć naszym błędom i potknięciom – i wykorzystując je – nauczyć nas trafiać do celu.
Jednocześnie Bóg nie chce, abyśmy osiągali „środki tarczy” za wszelką cenę. Najważniejszym kryterium jest – miłość!!! Przykazania mają nam wskazywać drogę, a nie stać się celem samym w sobie. Dlatego tak ważne jest rozeznawanie. Bardzo piękny przykład rozeznawania widać u Papieża Jana Pawła II i u Papieża Benedykta XVI. Każdy z nich, gdy rozeznawał swoją posługę jako papieża, rozeznał inaczej i jednocześnie rozeznał dobrze. Papież Jan Paweł II rozeznał, że powinien służyć do końca swoich dni, a Papież Benedykt XVI rozeznał, że powinien ustąpić miejsca kolejnemu Papieżowi. Dlatego jeśli piszę, że Bóg nie chce rozrywania seksualności od płodności, to jest to reguła, która służy większości, ale nie wszystkim. Może zdarzyć się tak, że konkretne małżeństwo z przyczyn zdrowotnych nie może mieć dzieci i zdrowie będzie tu wyższym dobrem. Trzeba to mieć na uwadze czytając ten tekst, bo jest tu dużo uogólnień.
Jest wiele sfer w naszym życiu, więc posługując się powyższą analogią, jest też wiele tarcz. Jedną z nich można, by nazwać tarczą „seksualności”, w centrum tej tarczy byłaby seksualność jaką proponuje Bóg. Ta, która jest najlepsza dla człowieka, która daje pełnię szczęścia. Jest to seksualność wyrażana w sakramentalnym związku małżeńskim, pełna miłości i otwartości na pojawienie się drugiego człowieka. Oczywiście dzisiejszy świat proponuje nam coś zupełnie innego, dlatego sprawdzimy krok po kroku czy inne promowane formy są równie atrakcyjne jak ta proponowana przez Boga.
Stawiam tezę, że wskazówki Boga w tej sferze dają największe szczęście, ale też pozwalają uniknąć zranień. Poniżej będę starała się udowodnić prawdziwość tej tezy.
Seksualność, a w szczególności akt seksualny, jest najbardziej intymną relacją jaką można sobie wyobrazić. Jest tak bliska, że w niej dwie osoby stają się jednym.
Jesteśmy tak skonstruowani, że im bliższa relacja, tym bardziej czułe i intymne gesty jej towarzyszą. Obcej osobie mogę podać rękę na powitanie, koleżankę z pracy mogę przytulić, przyjaciółkę pogłaskać, gdy jest jej źle, dziecko utulić, ucałować, ukoić w ramionach. Im większy stopień zażyłości, tym czulsze gesty mogę wykonać w stronę drugiego człowieka i będą to gesty karmiące obie strony. Znajomi przychodzą i odchodzą, zmieniają się z czasem, dzieci są z nami długo, ale kiedyś odejdą i założą swoje rodziny. Będziemy je widzieć od czasu do czasu. Rodzice też odchodzą – na zawsze, często gdy jesteśmy już dorośli. Natomiast jest taka jedna relacja, która jest wyjątkowa – to relacja małżeńska. Wyjątkowość tej relacji polega na czasie i intensywności jej trwania. Z tą drugą osobą spędzamy całe życie, widzimy się z nią codziennie, spędzamy najwięcej czasu, gdy inni przychodzą i odchodzą ta druga osoba wciąż jest. Dlatego też, dla tej relacji zarezerwowana jest wyjątkowa bliskość – bliskość w akcie seksualnym, w której – jak pisałam wyżej – dwoje staje się jednym. Aby taka bliskość była bezpieczna i karmiąca oboje małżonków, trzeba się dobrze znać, wiedzieć co małżonek lubi, a czego nie, kiedy ma dobry nastrój, a kiedy nie. Im lepiej się znamy tym bardziej potrafimy zaspokajać nawzajem swoje potrzeby, a takie poznanie drugiego człowieka wymaga czasu. W skrócie: jeśli kocham drugiego człowieka to chcę dla niego wszystkiego co najlepsze. Dlatego Bóg proponuje seksualność połączoną z miłością.
Bóg również związał seksualność z płodnością. Płodność wiąże się z poczęciem dziecka. Dzieci to wielkie wyzwanie i odpowiedzialność, dlatego miłość małżonków jest tak ważna, bo miłość realizuje się w poświeceniu, w rezygnowaniu z siebie, w zapieraniu się siebie. W sakramencie małżeństwa kobieta i mężczyzna stojący naprzeciw siebie mówią: będę Cię kochać, będę Cię wspierać, będę z Tobą znosić wszelkie trudy i znoje. Taka przysięga daje poczucie bezpieczeństwa obojgu. Taka przysięga wyzwala z lęku, bo wiemy, że w miłości nie ma lęku. Będziemy razem w tym co dobre i w tym co złe, trudne, a czasem i bolesne. Dlatego pomysł Boga, aby jednoczyć się w jedno po takiej deklaracji jest bardzo piękny. Bo owocem tego zjednoczenia może być dar, który wymaga poświęcenia.
Dzieci, moim zdaniem, są największym cudem świata, ale również wielkim wyzwaniem.
Jednym z moich ulubionych cytatów jest ten który mówi: „Nic co ma wielką wartość w życiu nie przychodzi łatwo.”, wypowiedziany przez protestanckiego kaznodzieję Normana Vincenta Peala. Cud rodzicielstwa najpiękniej można przeżyć z kimś, kto nas kocha i obiecał nam w obecności Boga, że przejdzie tę drogę z nami.
Reasumując Bóg mówi nam: nie odłączaj seksualności od miłości i nie odłączaj seksualności od płodności.
A co na ten temat mówi nam świat?
Dzisiejszy świat mówi nam, aby seksualność oddzielić od miłości. Co wtedy się dzieje? Gdy oddzielimy seksualność od miłości to pojawia nam się problem wykorzystywania drugiej osoby do zaspokojenia swoich popędów. Jeśli nie kocham drugiej osoby to nie zależy mi na niej, nie troszczę się o jej dobro, komfort czy poczucie bezpieczeństwa. W najmniej szkodliwej formie spotkają się dwie osoby, które zaspokoją swoje potrzeby. Dużo bardziej szkodliwe patologie, wynikające z oderwania seksualności od miłości, to molestowanie, gwałty i pedofilia.
Bóg mówi, aby seksualność zawsze łączyć z miłością, bo dzięki temu będąc bardziej wyczulonym na drugą osobę, chce ją bardziej poznać, chcę wiedzieć co jej sprawia przyjemność a co nie. Jeśli poznam jej preferencje, a ona moje, przyjemność z bliskości będzie nieporównywalnie większa.
Świat mówi nam również, aby oddzielić seksualność od płodności. Pierwszą formą takiego oddzielania jest antykoncepcja. Jeśli chcę czerpać przyjemność z seksu, a nie chcę dziecka, to takiemu spotkaniu będzie zawsze towarzyszył mniej lub bardziej strach. Płodność można blokować na różne sposoby, ale każdy z nich ma swoje konsekwencje, o których niewiele się mówi. Świat nie mówi nam rzeczy, które są niewygodne dla tej „pięknej” narracji miłości bez ryzyka zajścia w ciążę. A jakie one są?
Prezerwatywa jest chyba jedną z mniej pewnych metod antykoncepcyjnych, takiemu współżyciu często towarzyszy strach i lęk. Poza tym jeśli ciała nie mogą się spotkać bezpośrednio, jest coś co je oddziela, wyczuwają się mniej i radość z takiego aktu jest mniejsza.
Kolejny sposób na oddzielenie tych dwóch sfer to pigułki antykoncepcyjne. One dają dużo mniejsze ryzyko zajścia w ciążę, ale nie pozbawione są wad. I chciałabym tu zwrócić uwagę na język. W antykoncepcji mówi się o ryzyku zajścia w ciążę. Czy to nie dziwne, że pojawienie się małej istotki, która jest w połowie kopią nas samych nazywana jest ryzykiem?
Antykoncepcja hormonalna hamuje płodność, a to niesie za sobą pewne konsekwencje. Otóż Bóg tak nas stworzył, że połączył płodność z intensywniejszym pragnieniem bliskości z drugim człowiekiem. Szczególnie jest to odczuwalne u kobiet. W okresie płodności kobiety – potrzeba intymnej bliskości z najbliższą osobą jest dużo większa. Dlatego też hamując płodność w całym cyklu u kobiet poprzez antykoncepcję hormonalną, pojawia się problem oschłości czy też obojętności na drugiego człowieka. Ten naturalny magnes, który przyciąga drugiego człowieka, przestaje działać.
Poza tym doprowadzanie do sytuacji, w której nie musimy sobie odmawiać realizacji potrzeb seksualnych, ale też każdych innych, prowadzi do rozleniwienia, a w dalszym etapie do zniewolenia.
Dzisiejszy świat bardzo wykrzywił pojęcie wolności i próbuje nam wmówić, że wolność to robienie tego na co mam ochotę. To nie jest wolność, a swawola, bo jeśli zawsze jeśli mam ochotę sięgam po czekoladkę i colę to skutkiem takiej wolności może być np. nadwaga lub otyłość. No i wtedy mogę zdecydować, że chcę wybrać inaczej, chcę wybrać marchewką zamiast chipsów, albo wodę zamiast coli, ale nie potrafię. Nie potrafię bo jestem zniewolony do wybierania tego co smaczne, a nie tego, co zdrowe. Nawet jeśli to zrobię przychodzi mi to z wielkim trudem. Oczywiście, nie jest to koniec świata, bo gdy zobaczę, że w jakiejś sferze brak mi wolności, z pomocą Boga mogę z niej wyjść.
Czym zatem jest wolność? To zdolność do wybierania, w zależności od okoliczności, między tym, co przyjemne, a tym co pożyteczne. Jeśli potrafię raz wybrać wylegiwanie się na kanapie, bo czuję, że potrzebuję odpoczynku, ale innym razem potrafię pójść pobiegać albo iść na spacer – to to właśnie jest wolność.
A więc wracając do tematu antykoncepcji: jeśli nie mamy żadnych ograniczeń i cieszymy się „niczym nie skrępowanym współżyciem”, to tracimy zdolność wybierania wstrzemięźliwości. Więc jeśli będziemy w sytuacji, w której z tej wstrzemięźliwości należałoby skorzystać, to my tego nie potrafimy. Skutkiem takiego realizowania swoich potrzeb, gdy tylko się pojawią, może być masturbacja i zdrady. Innym, równie bolesnym, jest przymuszanie się kobiet do współżycia w przypadku, gdy biorą one tabletki antykoncepcyjne, które zmniejszają ich potencję. Bo jeśli wiem, że mój partner nie ma w sobie tej wstrzemięźliwości, nie potrafi albo zwyczajnie nie chce poczekać, gdy ja będę gotowa, to aby go nie zawieźć przymuszam się do realizacji jego potrzeb.
Nawiązując jeszcze do masturbacji. Masturbacja to skupienie się na samym sobie. Nie wprowadza w świat więzi. Uzależnia. Osłabia wolność. Bo jeśli w tej dziedzinie zaczynam tracić wolność, to wolność tracę i w innych dziedzinach, bo albo rośnie moja wolność w każdej dziedzinie albo słabnąc w jednej dziedzinie słabnie we wszystkich innych. Masturbacja w skrajnych przypadkach wyklucza możliwość przeżycia pełnego aktu seksualnego z drugim człowiekiem, ponieważ w skutek wyuczenia swojego organizmu konkretnych schematów powielanych przy masturbacji, taka osoba nie może osiągnąć pełnego wzwodu czy orgazmu.
I znów piszę tu bardzo ogólnie, ale świat nie jest czarno-biały. Masturbacja często wynika z samotności, z braku więzi, z napięcia emocjonalnego, którego nie umiemy inaczej regulować. To samo dotyczy zdrad – często wynika ona z potrzeby bycia kochanym. Niemniej jednak skupiam się w tym tekście na samym działaniu i konsekwencjach z nich wynikających. O przyczynach będę chciała napisać w tekście dotyczącym „Porozumienia bez przemocy”. I moim zdaniem przyczyna często leży w potrzebie bycia kochanym i przyjętym.
Najpoważniejszą konsekwencją oddzielania seksualności od płodności jest niestety aborcja.
Wracając do seksualności: świat wmawia ludziom, że katolicy mogą się spotkać tylko w celu prokreacji, a on proponuje przyjemność bez konsekwencji. Nie jest to jednak prawda. Bóg również nie chce, aby każdy akt był związany z prokreacją. Wystarczy popatrzeć na to jak nas stworzył. Płodność jest wyjątkiem, a nie zasadą. Kobieta przez większość dni cyklu jest niepłodna. Kobieta jest płodna 16-18 godzin w cyklu, tyle żyje dojrzała komórka jajowa. Mężczyzna jest płodny zawsze. Para kobieta i mężczyzna jest płodna 5-6 dni. Wynika to z żywotności plemnika, który po dostaniu się do dróg rodnych, potrafi przeżyć kilka dni i gdy pojawi się dojrzała komórka jajowa – zapłodnić ją. Można mieć bogate życie seksualne i odpowiedzialne rodzicielstwo bez stosowania antykoncepcji, ponieważ Bóg bardzo pragnie dla nas wszystkiego co najlepsze, a więc radości, przyjemności, satysfakcji i spełnienia. I jest w tym bardzo wiarygodny. Bóg nie stworzył tylko naszych dusz, ale także i ciała – i tak się składa, że połączył przeżywanie orgazmu z wydzielaniem się oksytocyny – hormonu szczęścia. To daje do myślenia .
Reasumując:
Bóg proponuje nam spotkanie dwóch kochających się osób, które są uważne na siebie nawzajem, w których nie ma lęku związanego z pojawieniem się maleńkiego cudu jakim jest człowiek. Bóg proponuje nam ćwiczenie się we wstrzemięźliwości, która jest bardzo cenna, bo jeśli małżonek z różnych powodów nie będzie mógł współżyć to ja umiem na niego poczekać. To poczucie daje ulgę.
Zestawiając te dwie propozycje podejścia do seksualności wyłania mi się obraz Boga, który zna nas lepiej niż my sami, wie co nam służy, co służy budowaniu więzi, a co je osłabia, a nasze próby rywalizacji z Bogiem z góry skazane są na porażkę. Tylko On właściwe wskazuje nam przywoływany tu często „sam środek traczy”.
Bo Bóg jest Bogiem doskonałym !!!
Tekst powstał częściowo na bazie audiobooka ks. Marka Dziewieckiego „Seksualność” z serii „Ja, człowiek”.