Czy jesteśmy tego świadomi, czy nie, podejmowanie decyzji towarzyszy nam już od wczesnego dzieciństwa. W miarę naszego rozwoju również nasze decyzje stają się coraz bardziej istotne. Każdy z nas chciałby podejmować je trafnie i właściwie. W praktyce jednak, spoglądając w przeszłość, borykamy się często z wyrzutami sumienia bądź mamy świadomość, że nasza obecna sytuacja jest wynikiem złej decyzji, podjętej nawet wiele lat temu.
Jedną z pierwszych decyzji każdego z nas, często nieświadomą, jest wybór punktu odniesienia. Jest on fundamentem, w oparciu o który następnie działamy. Dla nas jako chrześcijan najważniejszą decyzją w życiu jest wybór Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Im bardziej dojrzale do niego podejdziemy, tym bardziej będzie on dla nas odnośnikiem w każdym następnym wyborze. Musimy zatem mieć świadomość Jego woli i planów wobec nas.
W Rz (12,1-2) czytamy: A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.
Widzimy zatem, że główną wolą Bożą dla nas jest, byśmy przemieniali się na obraz Chrystusa. Bóg ma dla nas również plany dotyczące każdej dziedziny życia, ale Jego wola w tych wszystkich planach będzie nas zawsze kierować w stronę bycia przemienionym na obraz Jezusa Chrystusa. Stwórca obdarzył również naszą duszę trzema funkcjami: wolą (“mogę”), intelektem (“myślę”) i emocjami (”chcę”). Dzięki tym elementom możemy rozpoznawać plany Boże i wypełniać Jego wolę.
Podejmowanie decyzji wiąże się z wcześniejszą analizą sytuacji, tzw. rozeznaniem między dobrym a lepszym, przy wykorzystaniu naszej wewnętrznej duchowości oraz rozumu. Właściwe rozeznanie zawiera w sobie nie tylko odkrycie planu Bożego na daną sytuację, ale obejmuje też świadome wykorzystanie narzędzi danych od Boga, niezbędnych do stoczenia bitwy, jeśli będzie taka konieczność. Plany Boże nie wypełnią się w naszym życiu automatycznie. Są takie rzeczy, które przyjmujemy od Niego jako dziedzice, są też takie, o które musimy walczyć jak żołnierze.
Nie zawsze jednak, jako nawróceni już ludzie, działamy trafnie i trafiamy do celu. Po pierwsze dlatego, że mimo deklarowania się jako osoby wierzące, dalej nie wiemy, jaka jest wola Boża, więc działamy po omacku, na wyczucie. Po drugie, nawet gdy znamy Jego plan, często dochodzimy do miejsca oporu i niestety wycofujemy się.
Jak już wiemy, mamy trzy rodzaje myśli, pochodzących z różnych źródeł, chociaż dla nas brzmią one tak samo (naszym głosem), jakby były nasze. Na szczęście Kościół ma świętych, którzy opracowali już ten temat – przede wszystkim Ignacego Loyolę. Z jego „Ćwiczeń duchowych” możemy zaczerpnąć wiele wskazówek, jak podejść do dylematów życiowych. Pisze on o trzech różnych stanach duchowych, w których możemy się znajdować, przystępując do podjęcia decyzji. To od tego, w jakim stanie jesteśmy, powinny zależeć kolejne kroki, które podejmiemy.
Pierwszy z nich to „wewnętrzne przekonanie”. Innymi słowy – „wiem, że wiem”. Mamy poczucie wewnętrznej pewności co do danego wyboru. Jest ona rzadkością, ale niekiedy się pojawia. Jak wtedy postępujemy? Sprawdzamy, czy nasz punkt odniesienia jest właściwy i jakie jest źródło danego pragnienia.
W innym przypadku powinniśmy określić, czy jesteśmy w czasie „pocieszenia” czy tzw. „strapienia duchowego”. Jeśli mamy głębokie doświadczenie obecności Boga, modlitwa przychodzi bez trudu i „słyszymy” Boga, to jest duże prawdopodobieństwo, że jesteśmy w stanie pocieszenia duchowego. Mamy wtedy kilka sposobów na podjęcie decyzji.
Pierwszym z nich jest wyobrazić sobie, że podejmujemy decyzję na “tak”. Chodzimy z tym przekonaniem przez kilka dni i obserwujemy swoje odczucia. Następnie wyobrażamy sobie, że podejmujemy decyzje na “nie” i podobnie – obserwujemy swoje reakcje i uczucia. Ostatecznie podejmujemy taką decyzję, przy której wystąpił stan większego pocieszenia duchowego. Innymi słowy – badamy swoje duchowe serce, bo w nim znajdziemy odpowiedź.
Możemy się też zastanowić, z jaką decyzją czulibyśmy się lepiej, stojąc przed obliczem Boga po śmierci.
Stan „strapienia duchowego” z kolei występuje wtedy, kiedy mamy wrażenie, że „nie słyszymy” Boga. Jest to tylko wrażenie, bo On zawsze do nas mówi. Problem jest w większości przypadków po naszej stronie. Zastanówmy się, kiedy ostatni raz Go słyszeliśmy, co do nas mówił i czy na pewno zrobiliśmy to, o co nas prosił. Może zbytnio stawialiśmy na uczucia, może gdzieś wdarł się grzech? W takich sytuacjach powinniśmy sami lub z pomocą kierownika duchowego określić, gdzie jest problem i próbować go rozwiązać, a dopiero potem podejmować decyzje.
W rozeznawaniu nieodłącznym elementem jest rozum, którym Bóg nas obdarzył. W danym czasie możemy obserwować, że racjonalne podejście do tematu najbardziej w nas rezonuje. Gdy jesteśmy racjonalistami i liczą się dla nas fakty, możemy podjąć decyzję, robiąc tabelę z czterema kolumnami. W pierwszych dwóch wpisujemy wszystkie “za” i “przeciw” decyzji na “tak”. W następnych dwóch decyzji na “nie”. Zliczamy plusy i minusy.
Po zdiagnozowaniu swojego stanu duchowego idziemy drogą rozeznania charakterystyczną dla danego stanu. Osoba, która jest w pierwszym stanie duchowym, nie podejmuje decyzji tak samo jak osoba w trzecim stanie. Zapytajmy siebie samych, czego pragniemy głęboko w sercu, bo to Bóg jest twórcą naszych pragnień. Odpowiedź, zwłaszcza na początku drogi duchowej, nie jest łatwa. Często to, co wydaje się być pragnieniem, ubrane jest w szaty egoizmu i nie prowadzi ostatecznie do wypełnienia się w nas Jego głównej woli.
Pamiętam, jak miałam pewne pragnienie i usilnie prosiłam Boga, by ono się wypełniło. Mijały miesiące, lata, i nic w tym temacie, z mojego punktu widzenia, się nie zmieniało. Tymczasem przez ta lata Bóg zmieniał moje serce i nadszedł czas, kiedy przemówił przez Słowo Boże z księgi Wyjścia (2,1-4). Pomogło mi to oddać Mu to pragnienie swoim sercem. Wielokrotnie mówimy: „Oddaję Ci to, Panie”, lecz tak naprawdę dalej to trzymamy. Pozwólmy temu, co pragniemy, odpłynąć. Jeśli wróci do nas – jest nasze. Jeśli nie – nie warto było.
Ostatecznie poczułam wielką ulgę i z czasem zaobserwowałam, że pojawiają się we mnie inne, nowe pragnienia, a tamto po prostu odeszło. Jeśli pragnienie szczerze poddane jest Bogu i pochodzi od Niego, będzie się w nas wzmacniać. Jeśli nie pochodzi od Niego, będzie się wygaszać. Ta sytuacja wpłynęła na moje decyzje, bo zaczęłam je podejmować już z innej perspektywy.
Wiele razy słyszymy, że jeśli odczuwamy pokój serca, to idziemy w dobrym kierunku. Nie jest to jednak jednoznaczne. Według Ignacego Loyoli wszystko zależy od tego, pod wpływem jakiego stanu ducha jesteśmy.
Możemy doświadczać pozornego pokoju albo pozornego niepokoju. Człowiek, który popełnia grzech, może usprawiedliwiać swój wybór na różne sposoby i mieć taki właśnie pozorny pokój. Jakiś czas temu zmagałam się z decyzją związaną z modlitwą nad pewną osobą. Za każdym razem, gdy rozmawiałam z nią o jej problemach zdrowotnych, miałam wewnętrzne przynaglenie, by położyć na nią ręce i po prostu się nad nią pomodlić. Jednak jak zaczęłam analizować sytuację racjonalnie, znajdowałam wiele powodów, by tego nie robić i taką też podjęłam decyzję. Mimo że wydawało mi się to zupełnie prawidłowe, nie odczuwałam pokoju, a za każdym razem, kiedy spotykałam się z nią bardzo mocno czułam w sercu, że jednak powinnam się pomodlić.
Pewnego dnia na porannej Eucharystii, na którą się zresztą spóźniłam przez pozornie przypadkowe spotkanie z tą osobą, zdesperowana zapytałam: „Boże, co Ty chcesz, bym zrobiła w tej sytuacji?”. W tym właśnie momencie ksiądz zaczął czytać Ewangelię i usłyszałam: „…Na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie…”
To ostatnie zdanie bardzo mnie dotknęło. Potwierdziło pragnienie mojego serca i wpłynęło na zmianę decyzji. Ostatecznie pomodliłam się nad tą osobą i wszystko poszło tak lekko i spontanicznie, że mnie to zadziwiło, a w moim sercu zamieszkał pokój.
Bóg zawarł w Biblii całą instrukcję człowieczeństwa. Słowo Boże może do nas mówić. Czasem jeden werset staje się odpowiedzią. Wiele razy w życiu to Słowo Boże nas prowadziło. Przed wieloma kluczowymi decyzjami Bóg mówił niemal wprost, co dokładnie mamy zrobić.
Są też sytuacje, w których nie wiemy, co robić, bo nie jesteśmy otwarci na tę łaskę. Gdy karmimy się tym, co proponuje ten świat, zatykamy w sobie ten kanał przepływu Bożej łaski. Receptą na to jest post połączony z modlitwą. Im bardziej krzyżujemy swoją cielesność, tym bardziej otwieramy się na to, co w nas duchowe. W Dziejach Apostolskich św. Paweł przed podjęciem decyzji pościł razem z towarzyszami, a następnie Duch Święty „W Antiochii, w tamtejszym Kościele, byli prorokami i nauczycielami: Barnaba i Szymon zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen, który wychowywał się razem z Herodem tetrarchą, i Szaweł. Gdy odprawili publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty: «Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem». Wtedy po poście i modlitwie oraz po włożeniu na nich rąk, wyprawili ich.”
Rozeznawanie jest darem Ducha Świętego, więc kluczowa jest tu modlitwa i relacja z Nim. Jak wejść w relację? Przez przebywanie. On pragnie nas i naszego serca. Powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy my tak samo pragniemy Jego? W Słowie Bożym jest napisane: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale”.
Rozeznawanie jest szacowaniem. Nigdy nie da nam 100% pewności. Nie rozeznajemy między złym a dobrym, tylko między dobrym, a jeszcze lepszym, więc zawsze wybierzemy jakieś dobro.
Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy dana decyzja prowadzi nas do celu, jakim jest Jezus Chrystus i czy ostatecznie nas do Niego doprowadzi. Wielu z nas ma doświadczenie „zderzenia z murem” po rozeznaniu i podjęciu decyzji. Chodzi o momenty, w których mamy przekonanie, że planem Bożym jest określone działanie, po czym doświadczamy rozczarowania. Czujemy, że okoliczności nas przerastają i nie dzieje się tak, jak Bóg nam powiedział, że się stanie. Zniechęcamy się wtedy i nierzadko wycofujemy się. Tymczasem nie zawsze jest to właściwy ruch. Co prawda Bóg mówi też przez okoliczności i są sytuacje kiedy trzeba sobie powiedzieć: „Źle rozeznałam, to niewłaściwa decyzja, powinnam zawrócić”. Przeszkody nie muszą świadczyć o tym, że podjęte decyzje nie są planem Bożym, ale często aby dojść do miejsca przeznaczenia trzeba stoczyć bitwę. Musimy popatrzeć na sytuację duchowymi oczami, bo to, na co patrzymy wpływa na to, jakie decyzje podejmiemy.
Bóg obiecał swemu narodowi Ziemię Obiecaną, mlekiem i miodem płynącą. Gdy dwunastu zwiadowców wróciło z wyprawy, dziesięciu z nich powiedziało, że to prawda, ale miasto jest obwarowane i nie da rady tam wejść. Tylko pozostałych dwóch stwierdziło, że trzeba ruszyć i zdobyć ten kraj. Z czego wynikały różne opinie? Z odmiennej perspektywy. Każdy z nich wiedział, co Bóg im obiecał, ale tylko dla dwóch z nich okoliczności nie przysłoniły tego, co powiedział.
Co widzą nasze oczy duchowe gdy napotykamy na przeszkody? Jaka jest nasza reakcja?
Niech każdy z nas sam odpowie sobie na te pytania. W jaki sposób w takim razie podejmować walkę? Ktoś może powiedzieć: „głową muru nie przebijesz”. Jest to obszar walki duchowej, na który w takich sytuacjach musimy wejść. Jest on tym łatwiejszy, im nasz umysł jest bardziej przemieniony przez Słowo Boże.