Ta, która zaufała

Z Ewangelii św. Łukasza: W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Wszedłszy do Niej, [anioł] rzekł: «Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, ». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co by miało znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca». Na to Maryja rzekła do anioła: «Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maryja: «Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego». Wtedy odszedł od Niej anioł.

Wiele słyszymy w Kościele i czytamy w Słowie Bożym o zaufaniu. Zwłaszcza dzisiaj to słowo bardzo mocno wybrzmiewa. Może niejednokrotnie jesteśmy w takiej sytuacji życiowej, że zastanawiamy się, co to znaczy ufać Bogu albo gdzie są granice tego zaufania.

Maryja ukazuje się nam w Biblii jako ta, która zaufała pomimo wszystko i dla której słowo Boga oznaczało daleko więcej niż to, co czuła i wiedziała.

Poznajemy Maryję najprawdopodobniej jako nastolatkę, bo w tamtych czasach ceremonia zaręczyn odbywała się, gdy dziewczyna miała około 12-13 lat, a dowiadujemy się, że była zaręczona z Józefem. Wtedy właśnie przyszedł do niej anioł i od tej pory nic w jej życiu już nie było takie samo. Z jej reakcji na słowa wysłannika widzimy, że była zatopiona w Słowie, ale z drugiej strony, jak każda nastolatka, zapewne miała swoje plany, marzenia i wyobrażenia o życiu. W te jej plany wchodzi Bóg ze swoimi. 

Pierwsza myśl i odniesienie do naszego życia jest takie, że w tym aspekcie podobni jesteśmy do Maryi. Też próbujemy układać sobie życie, tworzyć scenariusze i obmyślać plany. Jest to typowe dla nas, ludzi, bo w każdym jest podświadome dążenie do szczęścia i poczucia spełnienia. Często modlimy się o różne przedsięwzięcia, o to, by Bóg był z nami. Może i nawet zapraszamy Go jako tego, który miałby nadzorować realizację tego, co wymyśliliśmy. On troszczy się o nas i pragnie dla nas życia w obfitości, jednak często nie na takich warunkach, jakie sobie ustaliliśmy. Zależy Mu, żeby nam się powodziło, ale On zaprasza nas do czegoś więcej. 

Pierwszą rzeczą, jakiej uczymy się o Bogu jest to, że gdy w naszym życiu dzieje się źle, On ma moc to zmienić i uzdrowić. Prosimy Go o to i mamy obietnicę w Słowie, że nas wysłucha. Ale to jest dopiero początek. On zaprasza nas do relacji, do oblubieńczej miłości. W głębi takiej relacji nie przychodzimy już do kościoła tylko po to, by wyszeptać Mu całą listę naszych życzeń i poprosić Go, by w tym tygodniu poszedł z nami tam, gdzie my pójdziemy, tylko chcemy powiedzieć: „Pójdę tam, dokąd w tym tygodniu Ty mnie zaprowadzisz i zrobię to, o co Ty mnie poprosisz”. To zmienia postać rzeczy, bo przestajemy pytać Boga o to, co może dla nas zrobić, a pytamy, co my możemy zrobić dla Niego.

Czy chcemy podążać za wolą Bożą? Czy jej pragniemy? Czy jesteśmy jej głodni? Wierzę, że do każdego z nas Bóg przychodzi z pytaniem: „Czy możesz coś dla mnie zrobić?”. Mam wrażenie, że całe Słowo Boże jest przepełnione wezwaniem Jezusa do człowieka:

„Pójdź za mną…”. Myślę, że Maryja nie miała problemu z odpowiedzią aniołowi dlatego, że była przeniknięta Słowem i Mu oddana. Anioł nazywa ją błogosławioną i pełną łaski. Błogosławiona znaczy szczęśliwa. 

Kolejna myśl jest taka, że szczęśliwy to nie ten, który ma swoją wizję na życie, ale ten, w którym Bóg może realizować swoje pragnienia. Ludzie niewierzący, ale Chrześcijanie również, często mają wypaczony obraz Boga. Życie z Nim wydaje się uciemiężeniem i możliwością poruszania się między samymi zakazami i nakazami. Jest gdzieś głęboko ukryty lęk, że jeśli oddamy się Bogu, to strach się bać, co się wydarzy. Rodzi się niezwerbalizowa wątpliwość, czy na pewno służba Bogu da nam szczęście.

Maryja jest wzorem rozważania Słowa. Przez swoją postawę pokazuje nam, jak je kontemplować i pozwolić mu, by w nas pracowało i wydawało owoce. Ona doskonale je znała, ale też nim żyła. Słowa usłyszane od anioła poruszyły jej serce. Potraktowała je poważnie. Myślę, że do każdego z nas Bóg mówi przez Słowo, ale nie w każdym i nie zawsze jest przestrzeń na jego przyjęcie. Zazwyczaj po kilkukrotnym przeczytaniu choćby i czytań z dnia znajdujemy chociaż jedno zdanie czy nawet słowo, które jest skierowane prosto do nas, ale są takie momenty kiedy słyszymy słowo z Biblii i czujemy, że nas przecina jak miecz obosieczny. Ogarnia nas wtedy taka bojaźń boża, świadomość, że właśnie tu i teraz On do nas przemówił. Ten lęk to raczej przejęcie wewnętrzne, bo słyszymy i wiemy, że ono jest skierowane do nas.

Następnie anioł oznajmia Maryi co się stanie i mówi, że pocznie ona i porodzi syna. Była to dla Niej wiadomość nie do ogarnięcia rozumem, bo sprzeczna z prawami naturalnymi. Dlatego zapytała: „Jak to się stanie?”. Nie sądzę, że odpowiedź: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem” ją usatysfakcjonowała na poziomie racjonalnym, ale jej zaufanie było ponad tym, co rozumiała. Maryja uczy nas zaufania Słowu bez względu na to, że często wymyka się ono poza ramy naszej racjonalności.

Bóg oczekuje od nas zaufania w tym, co się dzieje w naszym życiu, a czego może nie rozumiemy. Są takie rzeczy, na które wiara, która jest zaufaniem, da nam odpowiedź, ale są takie odpowiedzi, których doczekamy się w niebie, kiedy na wszystko pewnie odpowiemy AMEN. Bóg przewyższa nasze zrozumienie. Często chcielibyśmy zamknąć Go w swoim ograniczonym umyśle, a wtedy to wszystko, co się mu wymyka, odrzucamy.

Ponad zrozumieniem jest zaufanie. Kiedy ufamy, nie domagamy się już odpowiedzi, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego. Maryja przyjęła słowo, które stało się ciałem i zamieszkało między nami. Maryja jest dla mnie wzorem wiary w Słowo Boże. Wiary, która chociaż nie rozumie, mówi „tak”. Abraham z Sarą, ze względu na swój wiek, na proroctwa dotyczące potomstwa zareagowali zwątpieniem. Gedeon na wezwanie Boże odpowiedział, że się nie nadaje. Jonasz chciał uciec przed swoim powołaniem. „Tak i amen” Maryi, chociaż prowadziło ją pod krzyż swojego Syna, otworzyło nam drogę do zbawienia.

Matka Jezusa jest najlepszą wstawienniczką, bo nikt tak jak ona nie prowadzi do Niego i na Niego nie wskazuje. Jej „tak i amen” do końca sprawiło, że jest doskonałym kanałem przepływu Bożej łaski. Często korzystam z jej wstawiennictwa i proszę w trudnych momentach, by to ona położyła na mnie ręce i modliła się nade mną. Przez wiarę przyjmuję, że tak się właśnie dzieje i trwam kilka minut w ciszy ostatecznie wypowiadając Amen. Ona przez swą pokorę nigdy nie wskazuje na siebie, lecz zawsze na Słowo – na Jezusa. Dlatego mówi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek Wam powie”.