The Chosen (Wybrany) – Objawienie Pańskie

Tak się zastanawiam pisząc te słowa, czy nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że The Chosen” jest dla mnie takim objawieniem, czy raczej znowu objawieniem Jezusa i Jego historii w moim życiu. Bo tak to odczuwam i nic na to nie poradzę. Niby nic nowego a jednak…

Co to takiego ten „The Chosen”? Serial zrobiony na podstawie ewangelii, wszystkich czterech. Zrobiony prosto i mądrze. No, prawdę mówiąc dziwię, że jeszcze są tacy, którzy nic na ten temat nie słyszeli. A serial ma już chyba 3 lata (jak pojawił się pierwszy odcinek). Wiem, do zbawienia to nie jest konieczne, ale zapewniam, że o wiele bardziej pomocne na drodze do nieba niż tasiemce bez końca rodem z Turcji, Kolumbii, USA, Rosji, o których wiemy i – oj, wiele możemy powiedzieć, wiele.

Za tym serialem nie stoją żadne potęgi typu Hollywood. Do niedawna był dostępny tylko w aplikacji „The Chosen” na komórce a od paru miesięcy można go oglądać przez Internet (ja oglądam na angelstudios.com/thechosen). Kto umie po angielsku to super, kto nie, są napisy polskie. Robią go chrześcijanie – protestanci i katolicy. Robią z datków ludzi oglądających, aczkolwiek można oglądać i za darmo, a wielu innych producentów zazdrości budżetu temu serialowi. Nie ma żadnych wielkich aktorskich gwiazd, a w maju tego roku oglądało go 50 milionów ludzi na całym świecie. Moi znajomi oglądają go (do tej pory są zrobione dwa sezony po osiem odcinków) już drugi raz, a każdy odcinek coś im pokazuje, przypomina i inspiruje ich do modlitwy podejmowanej „na gorąco”. Odcinki trwają 35 – 50min. Ale to wystarczy, by się zastanowić, by się wzruszyć (oj, nie raz już się popłakałem), by na nowo przetrawić to co już wydawało się tak znane… Dotyka bardzo. Dotyka prostotą przekazu i radością  – w końcu to serial o radosnej nowinie, no nie! Bardzo mnie dotknął chyba trzeci odcinek – Jezus i dzieci. Nikt więcej. To Jego pierwsi uczniowie – chłonący Jezusa jak gąbka i jakże wdzięczni… Cudowna jest Maryja – Matka i uczennica zarazem… Mateusz, taki trochę aspergerowiec… Piotr zawadiaka… Nikodem faryzeusz, Maria Magdalena… Ewangelie bardzo skrótowo traktują o większości z nich, serial próbuje powiedzieć więcej. I nie uważam tego za jakieś uzurpatorstwo, przekręcanie ewangelii. Przy rozważaniu ewangelii, stare szkoły biblijne polecają by po lekturze tekstu, zamknąć oczy i wyobrażać sobie te przeczytane sceny, by wkomponować w nie siebie i z pomocą Ducha Świętego zobaczyć to co jest między wierszami. I tak traktuję ten serial – wierny jak najbardziej ewangeliom, a zarazem pokazujący pięknie na jaką głębię wypływamy przy lekturze Słowa, jak wiele ciągle przed nami do odkrycia i zachwytu.

Trochę lat już żyję na tym świecie i różne filmy widziałem o Jezusie. Ten jest inny. Nie chce pisać, że lepszy czy gorszy, ale jest inny, bardzo pozytywnie inny. Znajoma mówi, że kiedy słyszy imię Jezus, ma „motyle w brzuchu”. Daleko mi do motyli (czy mężczyzna może doświadczać „motyli w brzuchu”?), ale coś podskakuje z radości we mnie ilekroć włączam The Chosen. I Bogu dzięki za ten dar – serialu i tego czegoś co on budzi. Dzięki za Jezusa. Za dar Syna, który tak nas ukochał, tak się uniżył… Tak nas kocha i tak się uniża, by być jeszcze bliżej, by nikt nie pomyślał nawet, że jest za mały dla Boga. 

I podajcie dalej, dzielcie się dobrą nowiną. Jak to pisze święty Paweł: „… na wszelki sposób rozgłasza się Chrystusa. A z tego ja się cieszę i będę się cieszył… i to mi wyjdzie na zbawienie” ( Flp 1,18-19).                               

3majcie się nieba. Posyłam każdemu +.