Jakiś mnich?

Przypadkowo trafiłem dziś do kościoła św. Marka w Kelsterbach koło Frankfurtu. Podczas mszy świętej odczytano tylko pierwsze czytanie i Ewangelię bez psalmu, który też pominięto. Można by utyskiwać, że co to za skróty, ale zamiast się czepiać, może do tego podejść z łagodnością i tym razem skupić się na tych właśnie – dwóch wybranych czytaniach.

Zaczęło się w pierwszym (Rdz 18,20-32) od takiej pokornej, ale jednak licytacji Abrahama z Panem Bogiem.

Pierwsza rzecz, która mnie uderzyła w tej rozmowie, to jej bardzo konkretny charakter.

No bo na bardzo konkretne pytania Abraham dostaje równie konkretne odpowiedzi. Abraham przecież już dobrze zna Pana Boga, co widać w postawie pokory i zachowaniu należnej Mu czci, gdy nieśmiało, a jednocześnie tak bardzo wprost zadaje swoje pytania.

Kiedy zastanawiałem się już nad przesłaniem płynącym z tych czytań, przyszło mi na myśl, czy w czasie modlitwy i ja nie mógłbym zadawać Panu Bogu podobnież konkretnych pytań?!

Idąc dalej – wydaje się, że Bóg wręcz zachęca, żeby Go dalej pytać. Odniosłem wrażenie, że Pan Bóg tak łagodnie przeprowadza ten dialog, że Jego odpowiedzi prowokują kolejne pytania Abrahama. Zadziwia łatwość, z jaką Bóg przystaje na coraz to śmielsze propozycje. Tym samym jakby Bóg ujawnia, że chce, żeby z Nim rzeczowo rozmawiać. Nawet więcej – w ten sposób daje nam lepiej poznać, jaki On jest!

Ktoś powie, że taki Abraham to co innego, on to mógł mieć temat do rozmowy z Bogiem (chodziło o los dwóch grzesznych miast), a ja, mały człowieczek, o czym mógłbym tak z Bogiem rozprawiać?

O jakich to sprawach?

No cóż, myślę, że dokładnie o tych, które deklarowałem oddając Mu swoje życie i wszystkie jego aspekty. Wiadomo, nie miał to być jednorazowy akt i zgodnie z zaleceniem można go powtarzać. A przecież nie chodzi tylko o przestrzeganie procedury. Tamten akt ma swoje konsekwencje, a przynajmniej powinien mieć. Teraz widzę, że to była – i jest, gdy się ją powtarza – deklaracja przeżywania swojego życia w porozumieniu z Bogiem i konsultowania się z Nim w każdej właśnie sprawie.

Jeżeli jeszcze dzisiaj nie mogę tego zauważyć w mojej modlitwie, to potwierdzeniem tego, że tak może być, niech są liczne świadectwa dialogów z Bogiem. Przede wszystkim te z Pisma Świętego, ale też np. z „Dzienniczka siostry Faustyny”, albo z „Rozpal wiarę” Marcina Zielińskiego, czy nawet z wypowiedzi osób, których Bóg używa w Ewangelizacji (np. https://youtu.be/cnD5jm5o5SI i wielu innych, bo nie sposób tu wszystkich wymienić).

Drugą rzeczą, która mnie poruszyła, jest to, że Bóg przekracza moje, ludzkie wyobrażenia w kwestii ingerowania w życie ludzi, a więc także i moje.

We wspomnianym dialogu zwróciło moją uwagę to, że z początku Abraham zapewne odruchowo pyta, czy jeśli znajdzie się tam pięćdziesięciu sprawiedliwych, to Bóg oszczędzi Sodomę i Gomorę?

Następnie, jakby zachęcony szybką odpowiedzią Boga, zaczyna skłaniać się już… do bardziej Bożego myślenia i nieśmiało zapytuje o pięciu mniej. I Pan Bóg sam, wykonując to proste odejmowanie, jakby otwiera się na dalsze, coraz śmielsze i  konkretne propozycje.

I do czego dochodzimy? Z pięćdziesięciu robi się dziesięciu, czyli posługując się prostą matematyką mamy już, że Pan Bóg 5-krotnie przekracza nasze ludzkie o Nim wyobrażenie.

Ale to jeszcze nie koniec.

Bo mamy jeszcze czytanie z Ewangelii według świętego Łukasza 11,1-13 pod koniec którego padają słowa Pana Jezusa:

Łk 11, 13: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”.

Myślę, że Pan Jezus miał tu na myśli liczne działania dokonywane pod wpływem Ducha Świętego, czyli cuda, które czynił, i czyni nadal, jeśli Go ktoś z wiarą prosił czy prosi. A cuda, jak to cuda, z całą pewnością przekraczają nie pięcio-, ale wielokrotnie naszą wyobraźnię. Tak to o nas chce dbać nasz Pan!

Tylko jak to jest z tą moją modlitwą osobistą, rozmową z Nim?

Czy rozmawiam konkretnie o moich – i nie tylko – sprawach z moim Panem i Przyjacielem? Bo On wyraźnie daje mi dzisiaj znać, że tego właśnie pragnie..

Może warto zauważyć jeszcze jedną rzecz: Abraham nie pytał we własnym interesie, on był już dalej, rozmowa nie dotyczyła jego osobistej sprawy. Była tu troska o los innych, o ich zbawienie, co być może da się też odebrać jako zalecenie do mojej modlitwy.

Ktoś, kto może jeszcze jest na pewnym, dobrze znanym mi etapie życia (mam nadzieję że już całkowicie przeszłym) zapyta: a po co mi takie tam rozważania i próby rozmowy z… samym Bogiem? Czy ja jestem jakimś mnichem?

Przecież chodzę co niedzielę do kościoła, więcej niż przynajmniej raz w roku wyspowiadam się i przystępuję do Komunii Świętej. Spełniam więc te minimalne wymagania, może nawet nieraz z dużą nawiązką!

No cóż, pamiętam, jaki był wtedy stan mojego ducha i moje „samodzielne”, a raczej „samowolne” poczynania. Do niektórych to wstyd się przyznać, a wieloma nie ma się co chwalić. A czy nie mogły być one – więcej – czy nie miały być świadectwem? Mam tu na myśli moją postawę w życiu, w pracy, w domu, w szkole, na wakacjach itd.

Choć nie bazowałem na totalnym minimalizmie, to nieświadomie ograniczałem jednak działanie Boga w moim życiu. No cóż, tak to teraz widzę.

Myślę, że było tak, bo nie rozmawiałem z Bogiem konkretnie – o ile w ogóle z Nim rozmawiałem… 

Skąd więc miałem wiedzieć, że On chce wielokrotnie przekraczać moje o Nim wyobrażenie?

Gdy to sobie uświadamiam, to jakoś przychodzi mi do głowy, że bez tego trudno przyczyniać się do rozwoju Królestwa Bożego, do czego przecież jesteśmy wszyscy wezwani.

Jeśli mi to wcześniej umknęło albo zapomniałem, to w dzisiejszej Ewangelii mamy też podany przez samego Pana Jezusa wzór modlitwy – Pańskiej, zawierający m.in. zwrot: „przyjdź Królestwo Twoje”, ale czy zwracamy na niego uwagę?

Często wypowiadamy te słowa i tu rodzą się pytania: czy i jakie dajemy świadectwo? A raczej, jak w tej sytuacji Pan Bóg może przez nas je dać?

Z tych „zaledwie” dwóch dzisiejszych czytań można dojść do konkluzji, że właśnie od tego, jaka jest moja modlitwa osobista, zależy to „przyjdź Królestwo Twoje”.

Trzeba rozmawiać z Bogiem, by… sługa nieużyteczny wiedział, co powinien czynić. By Bóg, szanujący moją wolną wolę, za natchnieniem Ducha Świętego, mógł się nawet mną posłużyć, zgodnie ze Swoim planem.

To nieomal szokujące dziś dla mnie odkrycie: jak wielka jest waga mojej modlitwy osobistej, w sensie codziennej rozmowy z moim Panem, jak wiele od niej zależy.

Godny podniesienia jest jeszcze jeden aspekt, nie by próbować się chwalić, tylko stwierdzić coś, co nie tylko już zauważyłem: to naprawdę wciąga!

I bynajmniej nie chodzi o coś, tylko o Kogoś!

I już też wiemy, że każdy może!

No cóż, tak to mnie przepracowały te dwa dzisiejsze czytania, mimo tego, że Msza Święta była w języku niemieckim, którego nie znam. Zamiast więc słuchać homilii, takie to ogarnęło mnie myślenie.

Muszę się jeszcze przyznać, że oprócz tego, że śledziłem te czytania na mszy z aplikacji w telefonie, to wcześniej dość uważnie je przeczytałem, jeszcze przed pójściem do kościoła.

I tu znów się muszę przyznać – nie zawsze mi się to udaje.

No, ale czy tak „musi robić” tylko jakiś mnich? 

„Echo niedzieli” z dnia 24.07.2022