Podczas osobistej modlitwy dziękczynnej po Komunii Świętej rozważałem dzisiaj, jak to jest z tą moją duszą: czy oddałem już całkowicie swoje serce Panu Bogu. To jest przecież proces, który trwa i jest to też piękny czas, czas przybliżania się do Boga. I spostrzegłem, że zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze wiele przede mną, że moja dusza potrzebuje w dalszym ciągu „leczniczego wpływu” wynikającego z przyjaźni, z jedności z Bogiem. Przyjęcie Komunii Świętej jest tu z pewnością krokiem w dobrym kierunku, ale przypomniała mi się modlitwa – akt strzelisty sprzed przyjęcia Pana Jezusa:
– Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja.
„Tylko Słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”…
Jeśli czuję, że w moim sercu pozostaje jeszcze jakiś niepokój, to uzdrowieniem tego stanu rzeczy jest dla mnie Słowo Twoje, Panie, i to to, które kierujesz do mnie. Ktoś może zapytać: gdzie i jak je usłyszeć. Ja niby wiem już, że przez czytanie Słowa Bożego, ale pomyślałem, że może mógłbym go czytać troszeczkę więcej. Trochę więcej czasowo, systematyczniej i z gorliwością, którą… deklarowałem na kursie Emaus: minimum 15 minut dziennie, i to na głos!
Przyznaję, nie zawsze mi się to udaje. I jeżeli jest we mnie jakieś poczucie braku pełnej godności do prawdziwej przyjaźni z Bogiem, to rozwiązaniem tego jest Słowo kierowane do mnie. Pan ciągle z Nim czeka na codzienną moją decyzję. Pan jest w pełnej gotowości zawsze, ale tak naprawdę tylko ode mnie zależy, czy będę starał się słuchać, czy nie. Czy sięgnę po Słowo Boże, by je rozważać, bym mógł usłyszeć, co sam Bóg chce mi powiedzieć, by mogła być uzdrowiona dusza moja.
To wszystko zdaje się być wszystkim dobrze znane, ale zapragnąłem podzielić się tym napomnieniem i nasuwającym się pytaniem: czy nie jest to znamienne, że akurat po przyjęciu Komunii Świętej, poprzez słowa tamtej prostej modlitwy, tak poruszyła mnie ranga Słowa Bożego?