Kol 1,24-2,3
Ps 62
Łk 6,6-11
„Uczeni zaś w Piśmie i faryzeusze śledzili Go, czy w szabat uzdrawia, żeby znaleźć powód do oskarżenia Go.”
Uczeni i faryzeusze to Ci którzy powinni być dla innych przykładem ludzi wierzących.
Zastanawiam się, po co przyszli do synagogi?
Po to, by słuchać Słowa Bożego?
Może po to, by usłyszeć nauczanie?
Chyba, że po to, by się modlić?
W zasadzie do synagogi, zwłaszcza w szabat Żydzi przychodzili właśnie po to, aby się modlić, słuchać Słowa Bożego czy wysłuchać nauczania.
Niestety oni przyszli tam w zupełnie innym celu. Zaślepieni nienawiścią, myśleli tylko o jednym, jak złapać Jezusa na złamaniu Prawa…
Pan Bóg tak naprawdę był na dużo dalszym miejscu.
Wpatrywali się w Jezusa a nawet Go słuchali, tylko po to, by znaleźć na Niego haka.
Scena ta wcale nie jest nam obca. Dzisiaj również wielu, zwłaszcza tych najbardziej „świętych”, przychodzi do kościoła, nie dla Boga, ale właśnie po to, by poobserwować kapłanów, służbę liturgiczną, czy tych bardziej zaangażowanych w życie parafii, lub po prostu prawdziwie żyjących wiarą. Obserwują i szukają potknięć, błędów, słabości, może i grzechów…
Największą radość przeżywają, nie wtedy, kiedy przyjmują Jezusa w Komunii Świętej, ale wtedy, gdy znajdą na kogoś haka. Wtedy mogą sobie poużywać, pooskarżać, poopowiadać wszem i wobec jaki to ten Iksiński jest, a przecież zajmuje taką czy inną funkcję.
Faryzeuszem w takim znaczeniu może być każdy z nas. Jedni bywają nimi częściej, inni od czasu do czasu.
Myślę, że powinniśmy dzisiaj przyjrzeć się sobie, by zobaczyć, czy aby ja nie jestem faryzeuszem.
Jeśli nawet dojdziemy do wniosku, że nie, to pomyślmy, co możemy zrobić, by zaszczepić prawdziwą Bożą miłość w tych, którzy na co dzień faryzeuszami są. Jak możemy swoją postawą sprawić, by to nie oni siali nienawiść w sercach innych ludzi, ale byśmy to my w ich sercach siali miłość.