Rozważanie z dnia 19.12.2022r.

Łk 1,5-25
A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie. (Łk 1,29)

Czy nie zdarzają się wam sytuacje, kiedy mimo, że Pan Bóg zaprasza Was do czegoś, wątpicie w to, że dacie radę?
Czy nie zdarza wam się tracić wiarę w umiejętności, w zdolności, w talenty, którymi Pan was obdarzył?
Czy nie bywa tak że mówicie: to niemożliwe, ja nie potrafię, nie dam rady, nie nadaję się do tego?
A gdy czegoś bardzo pragniesz, wierzysz, że Bóg zaspokoi Twoje pragnienie? Czy też od razu skazujesz je na straty?
A może tracisz cierpliwość i twierdzisz, że już jest na coś za późno?

Zachariasz i Elżbieta, podobnie jak każde izraelskie małżeństwo, pragnęli potomka, który nie tylko wniósłby radość do ich życia, ale też świadczyłby o tym, że Bóg im błogosławi.
Pan Bóg przyszedł z tak upragnionym przez Nich błogosławieństwem w momencie, w którym się tego nie spodziewali, w którym już na to konkretne błogosławieństwo nie czekali. Zachariasz nie uwierzył Bogu, że to jest jeszcze możliwe, dlatego stracił mowę. Jego język jakby sparaliżowało.

Wydaje mi się, że zamknięcie się na Boże dary, na Jego błogosławieństwo, nasze zwątpienie w to, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, często prowadzi nas do jakiegoś rodzaju paraliżu. Doświadczamy pewnej niemocy.
Czy zawsze paraliż mija dopiero wtedy, gdy przekonamy się na własne oczy, że się myliliśmy, a dla Boga naprawdę wszystko jest możliwe?
Osobiście, zdarzało mi się przeżywać już nie raz taki rodzaj niemocy. Mijał wtedy, gdy znowu uwierzyłam, zaufałam lub przekonałam się, że nie mam racji, bo Bóg jednak działa.

Niezależnie jednak od przebiegu tego procesu – przyczyn, długości trwania czy okoliczności ustania niemocy – jestem przekonana, że jest to bardzo potrzebne doświadczenie, bo za każdym razem wychodzę z paraliżu mocniejsza, z jeszcze większą wiarą i zaufaniem do Boga. Bo to On wybiera najlepszy czas i sposób obdarowania.

I jeszcze taki mały dodatek, o którym już kiedyś pisałam…
„A w czasie składania ofiary mnóstwo ludzi modliło się na zewnątrz”.
Gdy przychodzi czas zwątpienia, zniecierpliwienia czy niemocy, prośmy wspólnotę Kościoła o modlitwę, niech wstawia się za nami i wyprasza dla nas umocnienie.