Trudne dzieje braci w wierze

Utrzymanie chrześcijan w jedności nie było nigdy łatwe. Widzimy to już w starożytności, czego możemy dowiedzieć się z Dziejów Apostolskich, Listów oraz nawet Apokalipsy św. Jana. Nieustająca praca Kościoła szła w kierunku ujednolicania wiary i utrzymywania się w jedności. Jednakże ciągle pojawiały się grupy heretyckie, a z czasem grupy, które oddzielały się od reszty Kościoła. Część wiernych wracała, część na stałe oddzielała się od pozostałych. Od czasu do czasu próbowano jednak znaleźć sposób na to, aby przywrócić tą utraconą jedność.

Kiedy Kościół prawosławny oddzielił się oficjalnie od Kościoła zachodniego, to był tylko ostatni akord konfliktu, jaki istniał od wielu stuleci. Niemal od początku wierni na Zachodzie i na Wschodzie różnili się w formie przeżywanego chrześcijaństwa. O ile sam rdzeń wiary w Jezusa Chrystusa był niezmienny, to wiele z zewnętrznych aspektów było inne. Język liturgii, podejście do prymatu papieża, pewne ryty. Dopóki jednak dogmatyka była taka sama, czuliśmy się jednym Kościołem.

Niestety drobne różnice narastały i zaczynały przeszkadzać w porozumieniu. Najpierw patriarchowie wschodni nie zawsze uznawali prymat papieża, twierdząc, że jest on im równy. Postanowienia soborów nie zawsze spotykały się z uznaniem wśród wschodnich teologów. Różne było również podejście do ikon. 

To wszystko zaostrzyło się jeszcze w VIII wieku z powodu jednego słowa Filioque. Efektem soborów w Nicei w 325 roku i Chalcedonie w 451 roku, było tzw. nicejsko-konstantynopolitańskie wyznanie wiary. Po wielu trudach i znojach wszyscy zgodzili się, że będzie to wyznanie wspólne wszystkim chrześcijanom. Z czasem jednak na Zachodzie dodano słowo Filioque, które oznacza „i z syna”, na podkreślenie pochodzenia Ducha Świętego. Wynikało to między innymi z potrzeby sprecyzowania wyznania w obliczu rosnących kontrowersji wobec Trójcy Świętej w tym czasie wśród środowiska ariańskiego. Wywołało to oburzenie na Wschodzie, ponieważ uznano, że zmieniono treść wspólnych ustaleń, a Zachód niebezpiecznie przechyla się ku herezji. 

Kiedy jednak pochylimy się nad tym problemem, można łatwo zauważyć, że doszło do strasznego nieporozumienia. Zgodnie z ustaleniami do treści wyznania nie można było niczego dodawać, co by było niezgodne z prawdziwą wiarą. Zachód rozumiał to wydarzenie, jako sprecyzowanie prawd wiary, Wschód jako niezgodne z prawem dopisywanie czegoś.

Dyskusja trwała przez kolejne stulecia, ale tylko pogłębiała rozłam. Kościół łaciński i bizantyjski, jak nazywano je w średniowieczu, żyły już inaczej, różniły się rytami, celibatem księży czy wspomnianym Filioque. Do kryzysu ostatecznie doszło w roku 1054, kiedy miała miejsce Wielka Schizma Wschodnia. Do Konstantynopola przybyli legaci papiescy, którzy mieli uzgodnić z cesarzem kwestię przymierza przeciwko Normanom. Normanowie w tym czasie atakowali południową Italię. Cesarz bardzo chętnie chciał przystać na ten sojusz, ale legaci postawili jeden warunek: patriarcha Konstantynopola musiał zgodzić się w sprawach wiary ze stanowiskiem Rzymu. Na to oczywiście nie mogło być zgody, patriarcha odmówił, a legaci zostawili po sobie bullę z ekskomuniką. Doprowadziło to do stałego i  nieodwołalnego rozłamu…

Ale czy na pewno? 

Na niektórych terenach przedstawiciele łacińskiej i greckiej tradycji chrześcijaństwa od stuleci żyli obok siebie. Często w okresach pokoju panowała między nimi względna tolerancja. Na terenach Wielkiego Księstwa Litewskiego mamy do czynienia z tego typu sytuacją. Nie było jednak różowo. W czasie unii z Królestwem Polskim katolicy mieli często większe szanse na zdobycie urzędów i zaszczytów. Z drugiej strony ludność prawosławna była w większości na południowych i wschodnich rubieżach państwa. Rzeczpospolita Obojga Narodów, wielkie państwo powstałe z połączenia Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, odziedziczyło ten problem. 

W XVI wieku Rzeczpospolita była jednym z niewielu miejsc, gdzie istniała tolerancja religijna. Państwo to od początku było wielonarodowościowe i wielu religii, więc współpraca i poszanowanie siebie nawzajem było koniecznością. Nie oznacza to, że nie dochodziło do nieprzyjemnych incydentów czy sytuacji dyskryminacji. Jednak w porównaniu z zachodnimi mocarstwami, gdzie dochodziło do wojen religijnych i masakr, u nas było spokojnie. W 1573 roku ustalono nawet tzw. akt konfederacji warszawskiej, który określał jasno wolność wyznania szlachty, a z czasem mieszczaństwa, poszanowanie innych wyznań i pokój między nimi oraz niewszczynanie wojen na podłożu religijnym. Niestety nie dotyczyło to jednak chłopów, którym szlachcic mógł jednak narzucić własną religię. 

Dlatego też idąc za ciosem postanowiono coś zrobić w sprawie rozbicia między katolikami a prawosławnymi. Oprócz utrwalenia pokoju, miało to również znaczenie polityczne, ponieważ uniezależniłoby to polskich prawosławnych od Moskwy, która rościła sobie wtedy prawo nie tylko do przewodzenia wszystkim wyznawcom prawosławia, ale również nad terenami na których oni mieszkali. Odpowiedzią miała być idea unii między tymi dwoma wyznaniami. Nie wszystkim jednak to się podobało. Powstała nawet opozycja przeciwko temu.

W 1595 roku w Brześciu Litewskim doszło w końcu do zawarcia unii, tzw. unii brzeskiej. Cała metropolia kijowska została włączona do jedności z Kościołem, czyli przyjęła zwierzchność papieża oraz uznali nauki Kościoła Katolickiego. Unici (dziś greko-katolicy) nie porzucili jednak swojego rytu i zwyczajów. 

Teoria jednak sobie, a praktyka sobie. Niestety zamiast zgody i pokoju unia ta przyniosła jeszcze większy rozłam i konflikty. Hierarchia prawosławna na terenie Rzeczypospolitej przestała legalnie istnieć. Liczne grupy przeciwników unii krytykowało unitów, z czasem dążyli do odzyskania swojej Cerkwii. Stare podziały i kłótnie odżyły, przerzucano się ekskomunikami. Mimo prób, nie udało się wtedy zakopać przepaści jaka istniała wśród chrześcijan. 

Od XVI wieku podziały i niechęć miedzy grupami chrześcijan były coraz poważniejsze. Do tego doszła sprawa reformacji i kontrreformacji, które tylko zaogniły kryzys. Z czasem w Rzeczypospolitej doszło do zaniechania religijnej tolerancji, z której mogliśmy być dumni. Katolicy zyskiwali coraz więcej przywilejów, co nie podobało się innym i ich atakowali. Od XVII wieku wojny o podłożu religijnym dosięgły także Rzeczpospolitą, np. powstanie kozackie w 1648 czy potop szwedzki w 1655 roku.

Ale to już inna opowieść…

Bibliografia (wybór):

  1. M. Banaszak, Historia Kościoła Katolickiego, t. I-III, Warszawa 1989