W poprzednim wpisie nakreśliłam pokrótce w jakim celu powstała seria o człowieku. Jeśli go nie czytałeś, odsyłam tutaj.
Jeśli jednak wiesz jaka jest moja intencja, zapraszam Cię do poznania pierwszej sfery człowieka jaką jest ciało.
Zastanawiałeś się kiedyś po co Bóg dał nam ciało? Dlaczego nie stworzył nas jako istoty duchowe, tak jak aniołów?
Początkowo Bóg stworzył tylko Adama i po czasie stwierdził że: „nie jest dobrze aby mężczyzna był sam”. Widział, że człowiek sam dla siebie funkcjonuje w niepełny sposób. Dopiero gdy Ewa pojawiła się na świecie, Bóg okazał swoje zadowolenie, wiedział, że Ewa będzie dopełnieniem, które daje całość, że teraz niczego im nie brakuje.
Bóg stwarzając pierwszych ludzi powiedział im, aby się rozmnażali. Celowo rozdzielił nas na dwie płcie, abyśmy siebie wzajemnie potrzebowali by dać nowe życie.
Czyli od samego początku jesteśmy stworzeni do relacji z drugim człowiekiem. Ta relacja daje życie, ale nie tylko w sensie biologicznym. Bliskości drugiego człowieka potrzebujemy nie tylko, by dać nowe życie, ale również żeby je podtrzymać. Nowo narodzone dziecko, aby się prawidłowo rozwijało, potrzebuje ciała mamy, potrzebuje czuć jej dotyk, jej zapach, jej głos, potrzebuje przytulania. Dziecko przez cały swój okres dorastania domaga się ciągłych dowodów, że drugi człowiek (mama i tata) wciąż jest obok. Te dowody obecności płyną poprzez ciało właśnie. Ta potrzeba obcowania z drugim człowiekiem, jednego ciała z drugim ciałem, nie zmienia się przez całe życie. Każdy z nas potrzebuje bliskości drugiego człowieka, jego dotyku, pocałunku i przytulenia, aby żyć w zdrowiu i szczęściu.
Bóg dał nam ciała, abyśmy do życia potrzebowali drugiego człowieka. Czyż to nie piękne?!
Św. Jan ewangelista pisze, że Bóg jest miłością, a miłość realizuje się najpiękniej w relacji i tu jest drugi powód dlaczego jesteśmy cieleśni. Miłość drugiemu człowiekowi możemy okazać tylko poprzez ciało. Tylko oczy mogą pokazać, że kochają przez miłujące spojrzenie, usta mogą wypowiedzieć czułe słowa, uszy wychwycić smutek w głosie drugiej osoby i przyjść jej z pocieszeniem. Ręce matki przykrywającej kocykiem śpiące dziecko mogą wyrazić troskę. Ręce taty naprawiające cieknący kran – opiekę, a ręce spowiednika modlące się nad drugim człowiekiem – wiarę w drugiego człowieka. W naszych dłoniach jest wiele miłości.
Nasze ciało ma wielką moc mówienia „kocham cię” wiele razy w ciągu dnia.
Więc skoro tylko ciało może okazywać miłość, to trzeba o nie dbać, z miłością troszczyć się, aby dobrze nam służyło.
Zapytasz zatem jak dbać? Gdzie ten złoty środek do którego warto dążyć? Wiadomo bowiem, iż skrajności należy unikać. A skrajności to z jednej strony zbytnie skupienie na ciele i jego potrzebach, a z drugiej zaniedbywanie ciała i sygnałów które nam daje.
W naszej kulturze mamy raczej skłonność do zaniedbywania ciała, więc sprawdźmy jak Jezus dbał o ciało. Jezus przekazał nam swą mądrość nie tylko w nauczaniu, ale i w swojej postawie.
Jest taka książka księdza Marka Dziewieckiego „Koniec wymówek: trenuj z Jezusem ciało i ducha”. Ksiądz Dziewiecki przyjrzał się postawie Jezusa do swojego ciała, a wnioski, jak sam twierdzi, zdumiały go bardzo, zresztą nie tylko jego. Jezus był cieślą – wykonywał ciężką pracę fizyczną, dobrze się odżywiał. Skąd to wiemy? Przecież przyjmował zaproszenia od celników na uczty, na których stoły były suto zastawione. Pierwsze o co się upomniał po zmartwychwstaniu to o potrzebę cielesną. Zapytał: czy macie coś do jedzenia? Jego szata była na tyle cenna i porządnie wykonana, że żołnierze rzymscy nie chcieli jej rozrywać. Można by stwierdzić, że w postawie do ciała Jezus był przeciwieństwem Jana Chrzciciela, który nie dbał o to co jadł i w co był ubrany. Jezus dbał o ciało i dlatego mógł od tego ciała wymagać. To pokazuje, że dbanie o ciało nie jest celem samym w sobie, ale ma cel wyższy. Jezus nauczał z mocą, głosił kazania dla kilku tysięcy mężczyzn, przemierzał długie dystanse, aby nauczać, nawracać i uzdrawiać. Jerozolima to nie jest ciepły kraj, to kraj gdzie jest naprawdę gorąco. Przez 3 lata nauczania, sprawne i zdrowe ciało na pewno było Jezusowi bardzo pomocne. Po więcej informacji na ten temat odsyłam do książki.
Dlaczego Jezus nie zaniedbywał ciała? Bo wiedział, że poprzez ciało może okazać innym miłość.
Tylko ciało może przytulić, pogłaskać, pocałować. Tylko ciało może podać szklankę wody albo chusteczkę, gdy ktoś płacze. Poprzez nasze ciało możemy okazywać małe i większe uczynki miłości. Gdy ciało niedomaga, boli, jest zmęczone, okazywanie miłości przychodzi nam z większym wysiłkiem.
Dlaczego tak jest? Ponieważ chore ciało wpływa na psychikę i emocje.
Tak jak Bóg jest w trzech osobach, tak i człowiek jest złożony z ciała, psychiki i duszy. W końcu zostaliśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Każda z tych sfer jest z jednej strony osobna a z drugiej połączona z pozostałymi. Zobaczmy jak to wygląda w praktyce. Gdy jesteśmy wyspani i wypoczęci, myślimy jaśniej, jesteśmy pogodni i pozytywnie nastawieni do świata. Gdy nasze ciało niedomaga, cierpi, jest niedospane czy przepracowane, od razu odbija się to w naszych emocjach i sposobie myślenia, stajemy się drażliwi, nerwowi lub depresyjni. Kondycja ciała wpływa na emocje i naszą głowę.
Te połączenia działają w każdą stronę. Gdy jesteśmy przepracowani, zestresowani, przemęczeni, stres może odbić się na naszym ciele w postaci chorób psychosomatycznych takich jak: wrzody żołądka, astma, nadciśnienie. Gdy w naszym myśleniu skupiamy się na samych negatywach, od razu pojawiają się emocje złości, frustracji czy lęku. Takie długotrwale przeżywane emocje mogą odbić się na ciele. Dlatego dbanie o ciało to również dbanie o głowę i duszę – trzy w jednym.
Jest takie przysłowie które zawiera w sobie wielką mądrość i oddaje w całości to, co chcę Ci przekazać „W zdrowym ciele zdrowy duch”. Pamiętajmy o tym.
Dlatego dbajmy o samych siebie i nie mylmy mądrej miłości do siebie samego z egoizmem czy egocentryzmem. Pamiętajmy o dobrym jedzeniu, wysypianiu się, wodzie i umiarkowanym wysiłku fizycznym. Nie zapominajmy również o odpoczynku, on jest naprawdę ważny.
Bierzmy przykład z najlepszych, bo w końcu Bóg też siódmego dnia odpoczął :).