W poprzednim wpisie pisałam o tym, że miarą tego, czy żyjemy w prawdzie, jest zgodność pomiędzy tym co mówią nam emocje, a tym co mówi nam rozum. Wspomniałam również, że jeśli pojawia się dwugłos, oznacza to, że z tą prawdą się mijamy. Pojawia się więc pytanie, któremu głosowi w takiej sytuacji bardziej ufać: rozumowi czy emocjom? Chciałabym napisać – emocjom, bo są bardziej pierwotne i nie mamy wpływu na ich pojawianie się. Dlatego mogą być cennym źródłem prawdy o nas samych. Ale właściwe rozpoznawanie emocji to długi i trudny proces poznawania siebie, przyglądania się swoim zranieniom z przeszłości, nie raz z pomocą drugiego człowieka. Bywa też tak, że do części emocji bardzo trudno dotrzeć i zrozumieć właściwe ich znaczenie. Bo o ile emocje towarzyszą nam już od urodzenia, o tyle rozum pojawia się później, a pamiętamy z tego jeszcze mniej. Najczęściej nie pamiętamy tego, co robiliśmy do ok. 3 roku życia. W takiej sytuacji trudno jest zrozumieć emocje, które pojawiły się w tamtym okresie i wywarły na nas wpływ. Niemniej na tyle, na ile da się odkryć samego siebie, warto to robić. Poniżej postaram się wyjaśnić dlaczego.
Jak już wspomniałam, emocje są bardziej pierwotne, są z nami dłużej w drodze ewolucji, dlatego trudniej jest nam nad nimi panować. Wie to każdy, kto nie raz próbował bezskutecznie okiełznać rosnący gniew lub płacz. W książce, z której czerpię najwięcej, czyli „Emocje” ks. Marka Dziewieckiego, autor pisze tak: „Otóż Bóg wiedział, że człowiek będzie miał nieograniczone wręcz możliwości w rozumowym oszukiwaniu samego siebie, dlatego dał nam emocje, jako drugie źródło informacji, które mówi nam prawdę o nas samych”. Napiszę to jeszcze raz, emocji w przeciwieństwie do myślenia nie da się oszukać, nie mamy władzy nad ich pojawianiem się. Więc, jeśli się pojawiają, to coś chcą nam powiedzieć. Człowiek nie zna granic w oszukiwaniu samego siebie, może wręcz, oszukiwać samego siebie aż za cenę śmierci. Tak się dzieje w sytuacji, kiedy od samych siebie uciekamy, wtedy możemy używać rozumu jako ucieczki od bolesnej prawdy.
Wyraźnie widać to u osób z uzależnieniami. Ks. Dziewiecki pracując z anonimowymi alkoholikami mówi, że Ci którzy nie chcą zobaczyć prawdy o sobie i swoim uzależnieniu, oszukują się do samego końca. Nie mają już rodziny, nie mają dochodów, nie mają godnego życia, alkohol zabrał im wszystko, a oni nadal twierdzą, że nie są uzależnieni i piją dalej, aż do tragicznego finału czyli śmierci. W czasie gdy nasz rozum może tak dalece odbiegać od realizmu, emocje krzyczą wręcz, że coś jest nie tak. Krzyczą, w przypadku osób uzależnionych, zmień coś, zobacz jak żyjesz, zobacz, że poniszczyłeś już wszystkie relacje, wyniszczasz organizm, przestań tak żyć!!! Jeśli nie wiemy, że emocje mówią głównie o nas samych, możemy w takiej sytuacji uznać, że one mówią o innych, że to inni są źródłem naszej np. złości. Tak jak wspomniałam, rozum nie ma granic w oszukiwaniu samego siebie.
W momencie, gdy emocje krzyczą, człowiek może zrobić dwie rzeczy: posłuchać emocji, poszukać pomocy i rozpocząć długą oraz trudną drogę prowadzącą do szczęścia. Może też te emocje odrzucić, a ponieważ nie mamy władzy nad pojawianiem się emocji i nie potrafimy się ich pozbyć bez świadomej pracy np. regulacji, to aby ich nie czuć, możemy je zagłuszyć np. używkami czy mechanizmami obronnymi, takimi jak wypieranie czy racjonalizacja. Im bardziej je zagłuszamy tym jest ich więcej, dlatego trzeba je zagłuszać coraz mocniej. No i koło się zamyka.
Ten konflikt miedzy emocją a rozumowym postrzeganiem to swego rodzaju napięcie powodujące dyskomfort. Człowiek nie potrafi żyć na dłuższą metę w dużym napięciu, wewnętrznej sprzeczności, dlatego aby uciszyć je, może zmienić albo swoje działanie albo myślenie. Co wybierze? To zależy od tego czy zechce wybrać drogę prowadzącą do prawdy, która jednocześnie jest drogą trudniejszą czy drogę kłamstwa, która jest łatwiejsza, ale tylko na początku.
Tak jak wspomniałam, emocji nie da się oszukać. Jeśli jesteśmy smutni, nie potrafimy samą siłą woli zmienić jednej emocji w drugą lub sprawić żeby zniknęła. To, co potrafimy w związku z emocjami, to zaprzeczanie im lub racjonalizowanie, ale to jest właśnie korzystanie z rozumnej części naszej natury. Oczywiście możemy próbować oszukiwać samych siebie, że wszystko jest ok, ale to jest zaprzeczanie emocjom, które tak jak rzeka, na której postawiliśmy tamę, kiedyś tę tamę rozsadzi i wybuchnie w nas wszystko to, co tłumiliśmy do tej pory. Dlatego właśnie Bóg dał nam emocje i jednocześnie nie dał nam możliwości panowania nad ich pojawianiem się.
Sposób raczenia sobie z emocjami, o którym napisałam powyżej jest swego rodzaju ucieczką od samego siebie. Jest również coś zgoła odwrotnego – droga prowadząca do siebie i swojego wnętrza.
I znów posłużę się moim ulubionym cytatem z Biblii: „Poznajcie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32). Jeśli chcemy oddać jakąś sferę Bogu, to wcześniej musimy stanąć sami przed sobą w prawdzie, przyznać się przed Bogiem jak jest, a wtedy On, jeśli taka będzie jego wola, weźmie to i uleczy. Przecież Bóg tak bardzo posunął się w szacunku do nas samych, że nie zrobi niczego, czego my nie chcemy, o co nie prosimy. On czeka cierpliwie u drzwi, ale tylko my możemy je otworzyć. Bóg zawsze pyta: Czy chcesz? Jeśli nasza odpowiedź będzie negatywna, On się wycofa, uszanuje naszą odmowę, ale będzie wciąż czekał. Bóg nie daje promocji 2w1. On nie powie: wiesz co, wprawdzie prosisz mnie o uzdrowienie z depresji, ale dziś mam dobry dzień to uzdrowię Cię jeszcze z cukrzycy. Bóg czeka, aż powiesz Mu czego chcesz. Dlatego tak ważne jest poznawanie samego siebie, odkrywanie siebie. W Biblii jest tego doskonały przykład, gdy ślepiec Bartymeusz wołał za Jezusem „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (Mk 10,47). Jezus nie założył z góry czego mu trzeba, przecież wiedział co jest jego największym problemem. Wszyscy wiedzieli. Jednak Jezus zapytał – „Co chcesz, żebym ci uczynił?” (Mk 10,51) Dlatego tak ważne jest poznawanie samego siebie. Kiedyś przeczytałam, że poznawanie siebie jest początkiem zbawienia i bardzo bliskie jest mi to zdanie.
Zatem jak wygląda droga poznania siebie? Jeśli chcemy i mamy odwagę przyglądać się sobie, poznawać swoje wnętrze, to mamy okazję uleczać coraz więcej sfer naszego życia. Jeśli mamy odwagę powiedzieć sobie za księdzem Grzywoczem: „Wszyscy jesteśmy mieszaniną światła i cienia”, wtedy wkraczamy na drogę prowadzącą ku szczęściu. Jak to zrobić? Przyglądać się swoim emocjom, szczególnie tym, których nie lubimy: złości, zazdrości, smutkowi. Zadawać sobie pytania: Dlaczego tak czuję? Dlaczego tak mam? Co ta emocja o mnie mówi? Wtedy rozum może pomóc nam poznać prawdę o nas samych. Bo emocje zawsze mówią o nas. Przykład: jestem rozżalona i uważam, że mąż jest winien mojego nieszczęścia więc – słownie się na nim wyżywam. Jeśli zobaczę, że mój żal wynika z niezaspokojonej potrzeby, o której mój mąż nie wie i nie mógł zaspokoić czegoś, o czym nie miał pojęcia, to przyznam również przed sobą, że słowa jakich użyłam pod jego adresem były nie dość, że raniące to na dodatek nieprawdziwe. W powyższym przykładzie zmiana myślenia boli, bo prowadzi nas do trudnej prawdy, że zadaliśmy komuś ból. Ta prawda jest trudna, ale mimo tego trudu, jest go warta. Mówi się, że „prawda cię wyzwoli, ale najpierw zaboli” I coś w tym jest.
Wróćmy jednak do emocji. W pierwszym poście opisującym serię, napisałam, że człowiek jest najbardziej skomplikowaną istotą na świecie. Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinniśmy wiedzieć.
Emocje mówią nam prawdę o nas samych, o naszym świecie wewnętrznym. Natomiast czasem odwołują się do przeszłości, a czasem do teraźniejszości. To ważna różnica dlatego podam przykład. Nasz mózg wywołuje emocje, a jego głównym a może nawet jedynym zadaniem jest utrzymanie nas przy życiu.
Jeśli kiedyś w przeszłości rzucił się na Ciebie pies, to twój mózg stworzył pakiet „pies – zagrożenie” i wywołał lęk. Jeśli dziś biegnie do Ciebie radosny, łagodny i duży pies, to jest prawdopodobne, że będziesz się bać. Ten lęk nie mówi o tu i teraz, ponieważ pies biegnie, żeby Cię polizać i nie jest realnym zagrożeniem. Dla mózgu nie ma to znaczenia, jeśli znajdzie podobieństwo z przeszłością, wygeneruje lęk, aby cię chronić. W takiej sytuacji możesz sobie racjonalizować, że pies jest łagodny, merda ogonem, ale i tak nie masz władzy nad emocją i być może trochę się boisz.
W tej sytuacji emocja mówi Ci prawdę o Tobie, ale prawdę z przeszłości. Masz nieuleczoną ranę, która uaktywnia się w podobnych sytuacjach. Inny przykład: jeśli w dzieciństwie byłeś obiektem drwin, to jeśli dziś ktoś śmieje się w Twoim towarzystwie, być może poczujesz wstyd i pomyślisz, że ci ludzie śmieją się z Ciebie. To nie musi być prawda. Dlatego im więcej nieuleczonych zranień, tym większe ryzyko, że emocje, które czujesz, źle zinterpretujesz. Szczególnie jeśli wypierasz swoje zranienia. Tu może przyjść z pomocą rozum. On poprzez właściwe zadawanie pytań może cię przekonać, że Twoje emocje nie mówią o tu i teraz, ale o przeszłości. I znów wychodzi nam, jak ważne jest poznawanie siebie samego. Taka rozumowa analiza pozwoli Ci nie zamknąć się na ludzi, którzy śmieją się w Twoim towarzystwie i prawdopodobnie są wesołymi, otwartymi ludźmi, z którymi masz szansę się zaprzyjaźnić.
Rozeznawanie emocji i próba odpowiadania sobie na pytania: o czym nas informują, czy mówią nam o tu i teraz czy nie, jest naprawdę trudne. Bywa tak, że jeśli mamy bolesną historię życia, to część tej historii wypieramy, aby mniej cierpieć. Widzimy ją przez mgłę lub pamiętamy tylko fragmenty. Wtedy bardzo trudno samemu dokopać się do prawdziwego znaczenia emocji, które się w nas pojawiają. W takiej sytuacji warto porozmawiać z drugim człowiekiem. Może to być przyjaciel, kierownik duchowy czy psychoterapeuta.
Niemniej warto to robić, bo droga poznania siebie to droga uleczania siebie. I choć czasem ten proces leczenia bywa bolesny, to jednak trwa to tylko przez jakąś chwilę. Po niej pojawia się ulga, a po uldze świadomość, że rana już nie boli. I tu znów przypomina mi się jeden z moich ulubionych cytatów:
„Nic, co ma wielką wartość w życiu nie przychodzi łatwo”. I z tym cytatem Was dziś zostawię.
PS. Temat emocji jest bardzo obszerny, dlatego nie zamykam go całkowicie, bo być może trzeba będzie do niego jeszcze kiedyś wrócić.